Rozdział III

21 4 0
                                    

Sama nie wierzę, że idę za jakimś nieznanym kolesiem. Owszem, może i jest przystojny ale nie mam najmniejszych podstaw by mu ufać. Facet na wstępie daje znać, że wie jak mam na imię. Wie co wczoraj robiłam, gdzie i z kim byłam. A na dodatek otwarcie przyznaje sie, że zlecił - tak znowu te słowa - swoim ludziom - aby grzebali w moich rzeczach i bezceremonialnie pozmieniali mi numery telefonu. Co za bezczelność! A ja za tym facetem idę niewiadomo gdzie... Co ci dziewczyno strzeliło do tego durnego łba?!
Ale nie mam innego wyjścia. Jeżeli istnieje na tej planecie ktoś kto potrafi wytłumaczyć mi co zaczęło dziać się z moim życiem w ostatnim czasie, to poszłabym za nim na koniec świata by się tego dowiedzieć.

- Mogę choć wiedzieć gdzie mnie Pan prowadzi?

- Błagam. Możemy skończyć już z tym per PAN/PANI? Nie przywykłem do tego, że ktoś tak do mnie mówi... Nazywaj mnie proszę po imieniu - Nathaniel, pamiętasz?

- Pamiętam... W takim razie, dokąd idziemy, Nathanielu?

- Do jednej takiej knajpki, gdzie z pewnością nigdy nic złego Ci się nie przytrafi. Bynajmniej nie od naszych ludzi... Znajduje się ona bez mała na obrzeżach miasta.

- Waszych ludzi? O co z tym wszystkim chodzi? Jonathan mówi dokładnie to samo. Należycie do jakiś gangów? - chłopak rozejrzał się po okolicy i poprowadził mnie w wąską uliczkę, a na moje słowa lekko się uśmiechnął

- Nie... Nie należę do żadnego gangu. Poczekajmy jeszcze z tymi wyjaśnieniami chwilę. Na miejscu będziemy mogli spokojnie porozmawiać... Hmmm na razie zgubiliśmy szpiegów ale nie potrwa to długo, musimy się spieszyć. Chodźmy Viviane.

Pokonując coraz to bardziej zawiłą trasą uliczki straciłam orientację, ponieważ nigdy nie byłam jeszcze w tej części miasta. Nathaniel poprowadził mnie do jakiejś głównej ulicy. Szliśmy wzdłuż wysokiego ceglanego muru aż natrafiliśmy na wielką żelazną bramę z motywami roślinnymi. Mała furta była otwarta i zatrzymaliśmy się przed nią. Chłopak wskazał mi bramę otwartą dłonią, dając tym samym niemy znak abym weszła do środka. Gdy przekroczyłam bramę Nathaniel rozejrzał się po raz ostatni i szybkim krokiem podążył w ślad za mną.

- Poprowadzę, dobrze?

Kiwnęłam potakująco głową a on ruszył przodem. Z ulicy nie było tego dobrze widać ale "knajpka" jak on to ujął znajdowała się w antycznym barokowym pałacyku. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Po bokach wzdłuż kamiennej ścieżki znajdowały się ogrody zimozielone z kaskadami wodnymi i rzeźbami. W tyle rosły drzewa liściaste, które zaczynały pączkować. Sam budynek nie jest specjalnie obszerny ale nietuzinkowo wykończony. Na główną ścieżkę wychodziły obszerne kamienne schody, prowadzące na taras, nad którym rozpościerał się wsparty na zdobionych płaskorzeźbami kolumnach balkon. Same drzwi były średniej wielkości ale wykonane z prawdziwego dębu. Byłam pod ogromnym wrażeniem.

- Tu jest jak to ująłeś "Wasza knajpka"? Przecież to barokowy pałacyk. Nad tym powinien mieć pieczę konserwator zabytków...

- Jesteśmy odrobinę ponad prawem, droga Viviane... Zapraszam.

Otworzył drzwi i puścił mnie przodem, a ja totalnie osłupiałam. Posadzki były wykonane z drewnianych desek. Na ścianach wąskiego holu wisiało kilkanaście obrazów. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole a po parkiecie rozciągał się kremowy dywan aż po same drzwi na końcu. Gdy przeszliśmy całą jego długość Nathaniel zatrzymał mnie ręką na ramieniu. Spojrzałam na niego wilkiem.

- To, że pozwoliłam na zwracanie się do mnie na TY nie oznacza, że upoważniłam Cię do bliższej poufałości...

- Przepraszam... Powinienem się odezwać. Czy mogę zdjąć Twoją kurtkę?

Dziedzictwo ArchaniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz