Zerwałam się z łóżka po kolejnym bezlitosnym śnie. Ja mam już tego kategorycznie dość! Po toalecie ubrałam się w biały sportowy dres. Zeszłam do jadalni kompletnie wymęczona i nie dbałam o swój wizerunek. Jeżeli ta zdzira, szmata i kurwa niemyta odważy się choć tknąć w realu któregoś z nich, to przysięgam, że załatwię ją tak, że popamięta mnie na całą wieczność...
Usiadłam obok Vanessy, Alexiosa i Nathaniela witając się z nimi mało entuzjastycznie.
- Viviane. Co Ci jest? - zapytał Alex
- Nic takiego... Miałam bardzo złą noc i tyle.
Nathaniel spojrzał na mnie dyskretnie, a ja nie potrafiłam wytrzymać jego widoku. Wciąż widziałam jego zakrwawioną twarz... Wzdrygnęłam się i kontynuowałam jedzenie płatków kukurydzianych na siłę. Nikt nie wie o tych koszmarach, a na dodatek Nathaniel zaczyna być wobec mnie coraz bardziej obojętny. Myśli zapewne, że sobie z nim pogrywam. Naprawdę?! Ja sama nie wiem co do nich obojga czuję, a oni oczekują, że rzucę się bezprecedensowo w ramiona jednego z nich. Długo tak nie wytrzymam. Oni żrą się wzajemnie o moje uczucia, a ja muszę zmagać się ze zdzirą, która ma zamiar skrzywdzić ich oboje. Tylko i wyłącznie ze względu na MNIE..... Mam ochotę płakać i zarazem głośno krzyczeć.
- Znowu miałaś koszmary, prawda? - zapytała zmartwiona Vanessa
- Wszystko jest w porządku. Nie musicie się martwić.
Nawet nie wiem jak i kiedy znalazłam się w sali treningowej. Vanessa coś do mnie mówiła, ale ja kompletnie nie rozumiałam o czym do mnie nawija. Stałam kiwając głową ciągle będąc w innym wymiarze.
- Ej! Słuchasz mnie?
- Co? Tak, tak...
- To o czym przed chwilą mówiłam?
- Eeee...
- Tak właśnie myślałam. Skup się dziewczyno! Marnujemy tylko w ten sposób cenny czas!
Jakoś udało mi się przetrwać do końca treningu. Nathaniel udawał jakby między nami wczoraj do niczego nie doszło. Bo w rzeczywistości tak właśnie było.....przeze mnie.
Niedziela zleciała mi podobnie. Czytałam książkę, grałam trochę w szachy i badmintona. Piłam co jakiś czas herbaty z melisy na uspokojenie. Pomagały, ale tylko na chwilę. Przed oczami cały czas miałam tę przeklętą babę. Karazjelu gdzie jesteś? Potrzebuję Twojej pomocy...
Siedziałam przy herbatce z melisy w głównym klasztornym salonie. Vanessa i Alexios grali w warcaby, Nathaniel czytał książkę, a ja wzięłam się z powrotem do szkicowania górzystego krajobrazu. Ale w pewnym momencie do sali wpadł Lucas i niemal natychmiast do mnie podbiegł. Wszyscy zebrani zerwali się na równe nogi. Po ich twarzach widać było skonsternowanie i niepokój. Wstałam nim mężczyzna przede mną stanął. Poprawiłam jedną ręką podwinięty rąbek sukienki do kolan z krótkim rękawem. Lucas chwycił delikatnie moją dłoń i ją ucałował.
- Witaj, Viviane...
- Cześć Lucas. Co Cię tu sprowadza?
- Znaleźliśmy więcej takich jak ja... Musisz się ze mną udać do Głównej Bazyliki, Viviane.
- Dobrze. Już idę...
Dopiłam filiżankę melisy i odstawiłam kubek obok mojego szkicownika. Spojrzałam na moich przyjaciół i uśmiechnęłam się lekko, po czym ruszyłam w kierunku drzwi, a Lucas w ślad za mną. Portal był już aktywny, więc po zezwoleniu pana Crest'a znalazłam się po drugiej stronie. Moim oczom jako pierwszy ukazał się Nicholas. Uścisnęłam jego dłoń w geście powitania i od razu przeszłam do sedna.
CZYTASZ
Dziedzictwo Archanioła
FantasyNastoletnia Viviane zostaje sierotą po zaginięciu jej matki w niewyjaśnionych okolicznościach. Zostaje rozdzielona ze swoim starszym bratem, którego rodzice zastępczy wysłali do szkoły z internatem - a przynajmniej tak jej się wydawało. Po śmierci m...