Rozdział VIII

17 3 0
                                    

Leżałam na łóżku jakiś czas. Ale w końcu postanowiłam, że nie chcę tu dłużej siedzieć. Wstałam i podeszłam do komody, w której dzięki Bogu/Lumosowi - nie wiem jak powinna się o Nim wyrażać - leżały złożone ubrania.
Wyciągnęłam jeden komplet i się przebrałam, odszukując w międzyczasie moją bieliznę w materiałowym worku na półce szafy.
Założyłam identyczny strój co w San Valiso. Wyszłam z pokoju kierując się do łaźni, a stamtąd do ogrodów.
Widok był urzekający. Dookoła rosły drzewka pomarańczowe, daktylowe, cedrowe, mirty, laury i cała kanonada palm o różnych rozmiarach, kształtach czy kolorach. Nie wspomnę już o setkach kwiatów i ptakach fruwających dookoła w pogoni za owadami. W centralnej części ogrodu znajdowało się duże oczko wodne, w którym pływało kilkadziesiąt kolorowych ryb. Na połyskującej tafli wody unosiły się lilie wodne, a w płytszej jego części stało kilka czapli. Podeszłam powoli i delikatnie zbliżyłam dłoń do jednego z ptaków. Czapla przekrzywiła łepek i uważnie mi się przyjrzała. Pozwoliłam jej na to, a po chwili ptak zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewała po dzikim zwierzęciu. Zrobiła jeden krok do przodu i wtuliła puszystą główkę w moją dłoń. Szczere uśmiechnęłam się na ten widok i kontynuowałam czułe pieszczenie. A przynajmniej do chwili gdy nie podskoczyłam ze strachu na głos osoby za mną stojącej. Ptak zakwilił i wzbił się powietrze razem z resztą grupy.

- Dlaczego wiedziałem, że Cię tu znajdę?

- Nie mógłbyś tak uprzedzać zanim będziesz mnie straszył, Nathanielu?

- Myślałem, że mnie usłyszałaś...

- Wybacz, do tego czasu byłam skupiona na czymś innym.

- Czaple to inteligentne stworzenia ale nad wyraz płochliwe. Nie każdemu pozwalają na takie czułości...

- Och, proszę... Tylko nie mów mi o tym, że jestem wyjątkowa. Bo za siebie nie ręczę...

- Szkoda, bo to właśnie chciałem powiedzieć...

- Scenariusz łatwy do przewidzenia.

Usiadłam na kamiennej ławce i bawiłam się jakimś białym kwiatem, który chwilę temu zerwałam. Nathaniel stał chwilę zmieszany, ale zdecydował się obok mnie usiąść. Spojrzałam na niego. Miał zamyślony i nieco smutny wyraz twarzy, ale pomimo to ciągle na mnie patrzył...

- Czemu się ciągle na mnie patrzysz? Mam coś na twarzy? To nie jest...... komfortowe.

- Pamiętasz jak wczoraj prosiłaś mnie o zmianę nastawienia?

- Nietrudno o tym zapomnieć...

- Rzeczywiście Ci czegoś wtedy nie powiedziałem... - ale nagle urwał i spojrzał na lilie pływające na wodzie

- Zrobiłam coś co jest powodem Twojej przykrości?

- Nie, skądże. Po prostu... - spojrzał mi w oczy a ja zatopiłam się w jego spojrzeniu. Było w nim coś co mnie do niego ciągnęło... Jakaś siła wewnątrz jego duszy mówiła mi, że nie chciał abym kiedykolwiek źle się przy nim czuła. On jednak nie wie jak mógłby nawiązać ze mną kontakt. Ale czy ja tak naprawdę tego chcę. Czy mój sentyment do Jonathana może nie jest zwykłą przyjaźnią, może to on nie chce pozwolić mi porozumieć się z Nathanielem? - Już nie istotne...

- No dobrze - powiedziałam zrezygnowana i odwróciłam wzrok na trzymaną w ręku roślinę, po chwili dodałam:

- I ci sądzisz o tym co powiedział mi mój ojciec.... Karazjel?

- Słyszałem wszystko..... Ale rozumiałem Wasze słowa dopiero gdy wypowiadałaś słowa, że zgadzasz się przyjąć dziedzictwo ojca.... - natychmiast uniosłam głowę i zapytałam zaskoczona:

Dziedzictwo ArchaniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz