~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nathaniel
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wpatrywała się we mnie tymi błękitnymi oczyma z nieskrywanym podejrzeniem. Gdy stanąłem przed nią staksowała mnie wzrokiem od stóp do głów. Po chwili dopiero odzyskałem głos i powiedziałem przełykając narastający strach przed tym spotkaniem:
- Viviane Connors?
- Nie znam Pana. Czekam tu na kogoś a tą osobą z pewnością Pan nie jest...
- Musimy porozmawiać... Jestem Nathaniel Andragon i przychodzę tu do Pani w istotnej, nie cierpiącej zwłoki sprawie.
- Czego Pan ode mnie chce? Nie mam w tej chwili czasu na pogawędki.
- Tej wiadomości nie wysłał do Pani Jonathan... tylko ja - otworzyła szeroko oczy i ze złością i przestrachem odparła:
- Co proszę?! Jak to PAN?
- Wczoraj na tej imprezie zostawiła Pani torebkę w loży. Jeden z moich ludzi dodał numer Jonathana do czarnej listy a mój wpisał zamiast poprzednika.
- Nie wierzę... - wyciągnąłem komórkę i wyszukałem jej numer telefonu, a po chwili odezwał się jej telefon. Widziałem panikę w jej oczach i narastający gniew do mojej osoby
- Teraz mi wierzysz?
- Przepraszam bardzo ale po pierwsze nie przeszliśmy jeszcze na per TY, po drugie nie ufam panu, a po trzecie zaraz dzwonię na policję i zgłaszam włamanie i chęć kradzieży oraz podszywanie się za inną osobę...
- Spokojnie, proszę Pani. Jestem tu aby Pani pomóc. Wiem dlaczego wczoraj doszło do tego dziwnego incydentu... Ale nie zdołam Pani tego wytłumaczyć jeżeli mi Pani choć trochę nie zaufa. Są tu ludzie, którzy mogą zrobić nam krzywdę i niechętnie widzą Panią w moim towarzystwie.
- O kim Pan mówi?
- O tych facetach w garniturach na ławkach i w witrynach kawiarnii. - rozejrzała się i zamarła zauważając mężczyzn patrzących w naszym kierunku
- Myśli Pan, że nas śledzą?
- W rzeczy samej, ale nie mnie. Chodźmy stąd zanim się nami bardziej zainteresują.
- Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała...
Po czym wstała i ruszyła za mną.
~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Ja, Vanessa i Alexios dobiegliśmy na miejsce w kilka sekund po teleportacji. Przy kontenerze na śmieci stała jakaś dziewczyna spoglądająca na prochy demona, którego zabiła. Zakładam, że miała na sobie Insygnia Archaniołów. Ale gdy podniosła głowę zamarłem. Tam stała Viviane... O mało nogi się pode mną nie ugięły na myśl, że ten demon chciał ją skrzywdzić.
Ruszyła w naszą stronę wolnym krokiem. Widziałem płynące po jej policzkach łzy i drżące ciało. Stanęła przed nami i objęła się rękoma.- Wy.... Wy go zabiliście?
Podszedłem bliżej i płynnym ruchem ręki ściągnąłem kaptur. Gdy mnie spostrzegła zauważyłem w jej załzawionych oczach ulgę na mój widok. Miałem ochotę wytrzeć jej te łzy i mocno przytulić. Jakim cudem taka niewinna istota zasłużyła sobie na tak okropny los?
- Nie.... To nie my go zabiliśmy.
- Ale jak? Jak mogłam zabić Upadłego Śmiertelnego Anioła?
- Pamiętasz naszą rozmowę o Insygniach Archaniołów?
CZYTASZ
Dziedzictwo Archanioła
FantasyNastoletnia Viviane zostaje sierotą po zaginięciu jej matki w niewyjaśnionych okolicznościach. Zostaje rozdzielona ze swoim starszym bratem, którego rodzice zastępczy wysłali do szkoły z internatem - a przynajmniej tak jej się wydawało. Po śmierci m...