Rozdział XII

13 3 0
                                    

Znaleźliśmy się w altanie pośród ogrodów klasztornych. Na twarzy wciąż miałam zaschnięte szlaki łez. Stałam w milczeniu patrząc w gwiazdy i doceniałam głęboko fakt, że moi przyjaciele dali mi chwilę na opanowanie emocji. To co się tam wydarzyło, po prostu przerosło wszelkie moje wyobrażenia. W końcu odwróciłam się do nich. Przybrałam maskę spokoju, chociaż moja dusza była rozdarta i chciała krzyczeć tak długo dopóki mentalny ból zadany przez Jonathana nie minie... Całe to zajście spowodowało, że wszystkie mury twierdzy jaką Johnny wybudował dookoła mego serca właśnie runęły doszczętnie.... To już nie jest mój Jonathan. Jednak ta strata sprawiła, że moje serce przeszyła lodowa strzała, a ono po prostu pękło.

- Przepraszam, że naraziłam Was na niebezpieczeństwo. Popełniłam błąd. Myliłam się co do niego i otwarcie się do tego przyznaję...

- Tylko co teraz zrobimy? - zapytała Vanessa

- Oczekiwałam zupełnie odmiennego zachowania z jego strony. Jednak powinnam się tego spodziewać, pomimo upływu czasu jaki z nim spędziłam. Teraz Upadli wiedzą czyją córką jestem... Naraziłam swoją naiwnością wszystkich członków Zakonu na niebezpieczeństwo...

- Postaramy się to jakoś naprawić, Viviane. Na razie to nic nie znaczy, ale lepiej abyś w najbliższym czasie nie opuszczała klasztoru... - rzekł Alexios

- Może i masz rację, ale on zna mnie od podszewki, jak własną kieszeń. Ten demon stanowi dla mnie poważne zagrożenie...

- Prędzej czy później Upadli i tak dowiedzieliby się o Tobie. To tylko kwestia czasu. Mogą podsłuchać naszych gdziekolwiek by nie byli. O to przejmować możesz się najmniej. - powiedział stanowczo Nathaniel - Jednak należałoby go jakoś uciszyć...

- Nie... Poczekajmy na rozwinięcie sytuacji. Nikt nie może na razie dowiedzieć się o naszym spotkaniu. - powiedziała Vanessa - Alexiosie, możesz na słówko?

Vanessa i Alexios odeszli na bok dyskutując o przyszłych naszych poczynaniach. A konkretniej o jakimś treningu. Wykorzystałam chwilę spokoju i wyszłam z altany. Stanęłam oparta o ścianę małej architektury i wpatrywałam się w tarczę księżyca na rozgwieżdżonym niebie. Po krótkiej chwili stanął obok mnie Nathaniel, ale nie patrzył on w niebo tylko we mnie. Odwróciłam głowę i powiedziałam:

- Dziękuję, że zgodziłeś się tam ze mną pójść...

- Cieszę się, że potrafisz mi zaufać.

- Jak widać tylko nielicznym mogę w pełni zaufać. Naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek poczułabym się bezpiecznie w ramionach osoby, którą znam zaledwie kilkanaście dni, aniżeli kogoś z kim przeżyłam kilka lat...

- Pozory lubią mylić.

- Nie, Nathanielu. To nie są pozory. Naprawdę przy Tobie czuję się bezpieczniejsza niż w ramionach kogoś komu byłam w stanie niedawno oddać własną duszę. Teraz nawet nie chcę wymówić jego imienia... Wewnątrz czuję, że nie jesteś taki na jakiego wyglądasz z początku. Jesteś zupełnie inny... I wiem, że możesz być niezniszczalną opoką, dla tych których nadwyraz sobie cenisz. Jesteś kimś więcej niż tylko utalentowanym uczniem i nauczycielem, który ma swoje zadania. Masz wyjątkowy charakter, jesteś oddany, uczciwy, szczery i utalentowany. Jesteś bardzo potężnym sprzymierzeńcem....a w tej chwili muszę poświęcić całą swoją uwagę na szkolenie do misji, którą mam wypełnić. Dlatego jestem niezmiernie zaszczycona faktem, że to właśnie Ty, najzdolniejszy spośród wszystkich młodych chłopaków i mój, jak myślę przyjaciel....... będziesz prowadził moje szkolenie.

- Nie wiedziałem, że masz o mnie takie mniemanie...

- Nie codziennie od każdego można usłyszeć szczerą prawdę......

Dziedzictwo ArchaniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz