6. Nie oceniaj książki po okładce

124 6 0
                                    

Woojin

Wyszedłem z gabinetu podążając za wychodzącym z budynku Minho. To co usłyszałem w środku gabinetu pani Quesada przerosło moje wszelkie oczekiwania. Myślałem, że Lee jest zwyczajnym gościem, który ma w dupie prawo i uczucia innych, obchodzi go tylko on sam, a nie uczucia innych. Myliłem się co do niego.

Przyspieszyłem kroku i wreszcie szedłem równemu krokiem co Minho. Szliśmy przez chwilę w ciszy, ani ja ani on nie mogliśmy się przełamać i przerwać tą nie zręczną ciszę. Nawet, gdy wsiedliśmy do radiowozu przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Spojrzałem na niego w lusterku, był oparty głową o szybę oglądając ludzi za szybą. Widać, że to co się stało w gabinecie bardzo go dobiło, musiał odkopać dawno zasypana ziemia trumnę. To musiało być dla niego trudne i ja to rozumiem.

W pewnym momencie nie mogłem już znieść tej cholernej ciszy i postanowiłem się odezwać.

- Słuchaj przykro mi, że...

- Tak, tak wszystkim wam jest przykro, super już to przepracowałem - odparł zbywając mnie na starcie, ale mimo to próbowałem dalej - Ja po prostu chciałem żeby ktoś mi uwierzył, że to nie ja... Mówiłem ci, że i tak mi nie uwierzy, a mimo to udało ci się mnie namówić i po co mi to było? By się bardziej załamać?

Chcąc nie chcąc chłopak miał rację. Po części rozumiałem jego ból, postawiłem się w jego sytuacji i rzeczywiście to nic przyjemnego doświadczyć takiej przykrości.

Przez resztę drogi obydwoje milczeliśmy, nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego zdania. Nawet, kiedy podjechaliśmy pod więzienie i wyprowadziłem go z auta i nawet, kiedy znów go zamknąłem w celi. Wszedł bez jakiegokolwiek buntu ze spuszczoną głową od razu kierując się w stronę więziennego łóżka i kładąc się na nim na plecach spoglądając na sufit. Chwilę jeszcze stałem przed jego celą po czym udałem się do swojego gabinetu gdzie przez długi czas myślałem nad tą sprawą.

Coś mi nie pasowało w tym wszystkim. Jeśli to byłby Minho i by kłamał, że to nie on pewnie by dawał jakieś oznaki kłamstwa, ale sądząc po jego reakcji na akt oskarżenia czy nawet na pytania panu Quesada, wydawał się mówić prawdę. Mówił to z takim przekonaniem, że ciężko było mu nie uwierzyć. Mógł być też dobrym aktorem, ale w to wątpię. Jego oczy mówiły same za siebie, że on nie ma z tym nic wspólnego.

Jeszcze przez długi czas myślałem nad całą tą sprawą. Przerobiłem każdą możliwą sytuację i możliwości. Ostatecznie zdecydowałem się uwierzyć więźniowi i pomóc mu udowodnić swoją niewinność. Musiałem tylko wykonać jeden telefon.

- Buenos días, czy dodzwoniłem się do pani Quesada?..... Tak? To dobrze, musi mnie pani posłuchać....


1. Buenos días - dzień dobry

Prawo zabójcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz