16. Pobudka z koszmaru

33 2 0
                                    

Layla


Od pamiętnego wyścigu o moje życie, minęły trzy dni. Trzy, cholernie ciężkie dni. Po tamtym zdarzeniu nie mogłam dość do siebie. Bałam się wychodzić z domu. Unikałam mojego auta, jak ognia. Karteczka pozostawiona przez kierowcę białego BMW, wciąż była przyklejona do szyby. Nie ściągnęłam jej, w jakimś stopniu się bałam. Dlatego między innymi nie podchodziłam do "skażonego" auta. Wiązało się to z tym, że nie było mnie w kancelarii. Mogłabym dojeżdżać autobusem, ale.... Cała drżałam na myśl, że jeśli wyjdę z mojego bezpiecznego miejsca, to ten człowiek mnie znajdzie i będzie śledził, jak poprzednim razem. Może i miał na celu bym się bała, może miał na celu wejść mi na psychikę tak mocno, że dwadzieścia cztery na siedem siedziałam w domu pracując online. Na szczęście Gabriel był na tyle wyrozumiały i nie pytał mnie, dlaczego podjęłam takową decyzję. Wysyłał mi nowe dowody praktycznie co dwie godziny, ale niestety nie działały one na moją korzyść, ani strony przeciwnej. Były zbędne. Nie wnosiły nic ważnego do rozprawy. Mieliśmy wciąż za mało dowodów i za mało świadków. Rodzice oskarżonego i ofiary nie dojechali jeszcze do Hiszpani, a byli kluczowymi osobami, które mogły rzucić trochę więcej światła na ową sprawę. Miałam tylko nadzieję, że ich zeznania przyczynią się do naszej wygranej, a nie odwrotnie. W takiej sytuacji będę musiała modlić się by dziewczyna z wypadku wybudziła się ze śpiączki i swoimi wyznaniami przyczyni się do uniewinnienia Minho. Jednakże nie zapowiada się, by dziewczyna w najbliższym czasie otworzyła oczy i powiedziała nam o wszystkim co wie w tej sprawię. Pozostaje mi się modlić, co i tak gówno mi da, bo jestem kurwa ateistką, japierdole.

Nadszedł dzień, bym wróciła do kancelarii. Co prawda wciąż boję się wychodzić z domu, ale niestety moja taryfa ulgowa się skończyła. Wcisnęłam swojemu szefowi kit, że jestem przeziębiona, ale mimo to będę mogła pracować w domu. Ku mojemu zdziwieniu, zgodził się. Myślałam, że chodź trochę zdołam zapomnieć i się wyciszyć, ale nie przyniosło mi, to oczekiwanych efektów.

Od rana chodziłam, jak na szpilkach zastanawiając się czy na pewno nic mi się nie stanie. Ku mojemu szczęściu los się nad mną jednak zlitował i dotarłam w jednym kawałku do mojego miejsca pracy. Zdawałam sobie sprawę, że wyglądam, jak siedem nieszczęść, w końcu spałam tylko dwie godziny. W dodatku komunikacja miejska jest okropna i strasznie męcząca. Nienawidzę tej formy transportu. Momentalnie w trakcie jazdy, przypomniałam sobie czemu postanowiłam zrobić prawo jazdy.

Otworzyłam drzwi do gabinetu, ledwo trzymając się na nogach. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie.

- Diabełku, wyglądasz jakbyś nie przespała całej noc. - odezwał się głos obok mnie.

Z przymrużonymi oczami spojrzałam na osobę stojącą nieopodal mnie. Zilustrowałam go wzrokiem z zniesmaczoną miną. Gabriel wyglądał na wyspanego. Koszulka ciemna niczym smoła, szerokie spodnie z kieszeniami w moro i do tego wojskowe buty. Nie było dnia, by nie chodził w innych ciuchach.

- Czy ty nie masz pralki w domu? - spytałam zaspanym głosem.

- Oczywiście, że mam. - oburzył się od razu rozumiejąc moją aluzje.

- Czyli po prostu nie masz gustu, dobrze wiedzieć. - pokiwałam głową i zagłębiłam się w środku mojego gabinetu, a za mną śledczy.

- Co masz do moich ubrań? - zapytał zamykając za sobą drzwi.

Wzruszyłam obojętnie ramionami i opadłam na obrotowy fotel, który tak bardzo uwielbiałam. Oparłam łokcie o blat biurka, przecierając dłońmi zmęczoną twarz.

Mam dość....

Do moich uszu dotarł dźwięk szelestu kartek. Podniosłam zaspane spojrzenie skupiając się na osobie po przeciwnej stronie białego mebla. Mężczyzna rozkładał kartki na moim biurku układając je w mały stosik. Przedtem nie zauważyłam, by miał ze sobą, jakiś plik dokumentów. Pokręciłam głową na boki starając się przezwyciężyć zmęczenie, ale nic z tego.

- Tu masz dokumenty i raporty z ostatnich kilku dni, przejrzyj je przed przyjściem twojego klienta. - powiedziawszy to nie obdarzył mnie żadnym spojrzeniem i bez słowa wyszedł z gabinetu. Zaczęłam się zastanawiać, po co mi je tu przyniósł i kazał je przestudiować skoro dokładnie te same dokumenty wysyłał mi kilka dni temu.

Od czasu pocałunku z moim klientem, unikałam go, jak ognia. Zdane sobie sprawę, że to nie profesjonalne i nie powinno mieć racji bytu, ale to było silniejsze od mnie. Tak bardzo nie chciałam wracać do tamtego dnia, chciałam jedynie zapomnieć o chwili słabości.

W okresie, kiedy pracowałam online, kompletnie zapomniałam o istnieniu Minho. Myśl o nim nie była w stanie przedrzeć się przez blokadę, jaką sama stworzyłam w głowie. Byłam w stanie myśleć tylko o tym czy jestem bezpieczna w swoim azylu. Nie obchodziło mnie nic oprócz papierów, które musiałam wypełnić i panicznego strachu, że mój stalker mnie znajdzie. Reszta rzeczy nie cieszyła się moim wielkim zainteresowaniem i między innymi wyrzuciłam Minho z mojej głowy.

- Uznajmy, że mój mózg samoistnie usuwa debili z mojego życia. - przytaknęłam sobie skinieniem głowy.

Przeczesałam dłonią swoje włosy. Objęłam spojrzeniem stos dokumentów, które przyniósł mi mój wspólnik. Musiałam je przejrzeć, ale
byłam zbyt zmęczona, by moje komórki mózgowe zaczęły się stykać. Rozciągnęłam ramię na wzdłuż biurka i położyłam na nim głowę. Tylko na chwilkę.... Na chwilkę zamknę oczy.... Na chwilkę...

***

Zerwałam się gwałtownie podnosząc się do siadu. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Przeskanowałam pomieszczenie wzrokiem. Ze zdezorientowaniem patrzyłam na białe biurko, znajdujące się tuż przy ścianie z ogromnych okien. Ostatnie co pamiętam to, że zamknęłam na sekundę oczy i położyłam głowę na białym blacie, a teraz, jakimś jebanym cudem, leżałam na skórzanej sofie w moim gabinecie przykryta szarym, wełnianym kocykiem. Nie możliwe, żebym wstała w trakcie snu z fotela i przeniosła się na kanapę, przykrywając się przy okazji kocem, to wręcz nie wykonalne. Przez myśli przeleciała mi wizja mojego prześladowcy, który mógł wtargnąć do pomieszczenia, kiedy spałam na biurku i przenieść mnie na sofę. Tylko pytanie, po co miałby to robić? Mógł mnie, co najwyżej, od razu zabić lub porwać i wywieść do miejsca w którym nikt mnie nie znajdzie, nie usłyszy moich krzyków.

Podniosłam zaciśniętą w małą piąstkę dłoń, chcąc przetrzeć zaspane oczy. W połowie drogi zatrzymałam rękę na wysokości brody. Na wierzchu dłoni dostrzegłam samo przylepną karteczkę. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Ręka samoistnie zaczęła się trząść. Wstrzymałam oddech i chwyciłam kącik żółtej karteczki, oklejając ją.


Powinnaś przychodzić wyspana do pracy, moja słodka lwico...

Kiedy już się obudzisz, przyjdź do mnie, mam dla ciebie pewne informacje, moja słodka...

Będę czekał z zniecierpliwieniem....


Odetchnęłam z ulgą, kiedy zdałam sobie sprawę, że te pismo na żółtawej karteczce, w żadnym stopniu nie jest podobne do pisma z czerwonej karteczki z przed trzech dni. Stu procentową pewność nabrałam, gdy w tym króciutkim liście, były wplecione zdrobnienia, które znałam, aż za dobrze. Tylko jedna osoba się tak do mnie zwracała. W normalnych okolicznościach, bym się zdenerwowała, ale przez incydent z kierowcą, który jechał za mną tego pamiętnego dnia, cieszyłam się, że to Minho zostawił tą karteczkę. Co by wyjaśniało, dlaczego leże na kanapie, a nie na twardej powierzchni biurka. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. To był miły gest i jestem mu za to wdzięczna.

Nie myśląc zbyt wiele, wstałam na równe nogi gładząc dłońmi ubrania. Podczas mojej krótkiej drzemki, trochę się zmiętoliły. Poprawiłam roztrzepane włosy i wierzchem dłoni starałam, lekko zaschniętą już ślinę z mojego policzka. Przewróciłam oczyma delikatnie zirytowana, że taki już mój los. Jak widać pisane mi jest ślinienie się co noc. Chwyciłam w pośpiechu torbę i już miałam wychodzić gdy...

- Wybierasz się gdzieś?

Prawo zabójcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz