8. Uratuj mnie

84 6 1
                                    

Minho

Ostatnio myślałem... jakie to uczucie wstawać codziennie rano z uśmiechem na twarzy? Jakie to uczucie mieć sens życia? Jakie to uczycie, gdy komuś na tobie zależy? Dlaczego ja tego nie wiem? Umiem jedynie uciekać. Uciekam całe życie... Z domu, miasta, kraju z czyjegoś łóżka. Jestem zimnym chujem, który nie zna wartości życia i rzeczy, które posiada.

Ostatnio myślałem... Jak to jest być szczęśliwym. Czy kiedykolwiek byłem szczęśliwy? Jak to jest nie mieć problemów ze sobą? Jak byłem jeszcze małym szczylem, ciężko było mi udawać. Udawać, że wszystko okej i maskować emocje. Uczenie się tego zajęło mi mało czasu. Może to był błąd, może powinienem mówić głośno o moich uczuciach, ale tak mi było wygodnie. Miliony masek, miałem ich całą garderobę. Zakładałem je z myślą, że wyglądam dobrze i może tak było, ale to mnie zniszczyło. Zniszczyło mnie wymaganie ludzi.

Nienawidziłem mojej rodziny. Były momenty, kiedy się z nimi dogadywałem, ale kiedy ściągałem moją maskę, kiedy poczułem się przy nich komfortowo, od razu mnie odrzucali. Jak żyć? Wy szkole wyśmiewany, w domu nie kochany, na ulicy nie mile widziany. Gdzie było moje miejsce? Nie ma go i nigdy nie będzie. Nudzę się danym miejscem i je opuszczam. Tak było, jest i będzie. Jedyne co zostaje to maski. Nowe miejsce, kolejne maski. Zakładam je odpowiednio do okazji, jak markowe ubrania. Zakładem te, które pokazują, że to ja tu rządze i nikt nie jest w stanie zwalić mnie z tronu. Dostosowuje maskę do sytuacji. Dzięki nim nic mnie nie zrani. Tak dawno nie byłem sobą, że zapomniałem kim jestem. Który z nich jest mną? Byłem zbyt młody na to...

Leżałem na więziennym łóżku i patrzyłam prosto w sufit pustymi oczami co jakiś czas przymykając je. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie był on jednak szczery. Nie wiem czemu, ale śmieszy mnie jak bardzo pojebany i zniszczony jestem. Jak ludzie mnie zniszczyli mimo, że nie pokazuje tego otwarcie. Ludzie myślą, że jestem dupkiem i chujem, ale ja się tylko bronie... Bronie się przed dalszymi ciosami życia. Ja tonę... Nic mnie nie cieszy, każdy mój uśmiech jest udawany, każdy śmiech. Stworzyłem najgorszą wersje siebie, nie podoba mi się to, ale tak jest lepiej. Odpycham każdego kto się zbliży, żeby go nie zniszczyć. Bo osoba zraniona nie potrafi kochać tylko niszczyć wszystko i wszystkich. Jestem jak potwór....

- Jestem potworem... - powiedziałem cicho po chwili śmiejąc się, wpierw po cichu, ale z każdą minutą rósł na sile, aż w końcu śmiałem się jak psychopata, który wreszcie od wielu miesięcy przelał krew.

Nie zwróciłem nawet uwagi, kiedy z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Tyle sprzecznych emocji łączyły się w całość tworząc harmonię tak straszną i wprawiającą w nie pokój, że aż strażnicy zbiegli się pod moją cele. Spuściłem głowę w dół sprawiając, że zawisła na początku łóżka, a ja miałem idealny widok na zaniepokojonych strażników. Jak śmiesznie.... Oni się mnie chyba boją.

Momentalnie zaprzestałem śmiechu, kiedy zobaczyłem ją. Stała wśród mężczyzn ubranych w mundury, ale ona się mnie nie bała. Nie bała się mojego stanu, mojej paniki, nie odtrącało ją kim się w tej chwili stałem, tylko patrzyła mi w oczy. Przekrzywiłem lekko głowę w bok, a ona zrobiła to samo i uśmiechnęła się delikatnie. Byłem zaskoczony, ale podążyłem za nią i również moje kąciki warg uniosły się ku górze. Moja głowa dalej zwisała z krawędzi łóżka więc wyglądało to bardziej jak soczysty grymas niż uśmiech, ale kto by się tym przejmował?

- Wpuścisz mnie do siebie? - zapytała cicho dziewczyna, a ja pokiwałem głową w potwierdzeniu i podniosłem się do siadu.

Kobieta przeniosła spojrzenie ze mnie na jednego z otaczających ją mężczyzn, a on jedynie kiwnął wymownie głową, jakby wiedział o co dziewczyna prosi. Natychmiast otworzył moją cele, a brunetka zgrabnym krokiem weszła do mojego terytorium, obskurnej celi. Kiedy przekroczyła próg, odwróciła się i kiwnęła do jednego z strażników by zasunęli żelazne, zardzewiałe drzwi zamykając nas w środku. Ona jednak nie odwróciła się do mnie ponownie, tylko stała do mnie plecami. Zdecydowałem się do niej podejść i stanąć obok niej, twarzą zwróconą w jej stronę.

- Czym zasłużyłem na pani wizytę? - odezwałem się przerywając cisze panującą w pomieszczeniu, ale ona nie spojrzała na mnie, tylko patrzyła w zamknięte drzwi.

- Przyszłam tu bo moim obowiązkiem jest zaufać mojemu klientowi i walczyć do samego końca - odparła spuszczając wzrok i zaciskając w rękach białą teczkę. - Ufam panu. - powiedziała cicho.

- Uratuj mnie Laylo - powiedziałem równie cicho zwracając uwagę dziewczyny. Popatrzyła na mnie swoim pewnym wzrokiem i ponownie się uśmiechnęła, a ja zrobiłem to samo.

Ostatnio myślałem... Że nie jestem w stanie nigdy więcej uśmiechnąć się szczerze. Tonę, a ty rzuć mi się na ratunek.

Prawo zabójcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz