15. Na śmierć i życie

45 3 0
                                    

Layla

- Joder... - wplotłam we włosy swą dłoń delikatnie ciągnąc za końce.

Siedziałam w aucie od dobrych kilku minut starając się ochłonąć i uspokoić oddech. Oparłam czoło o kierownicę, wzdychając z bezsilności. Moje auto wciąż było zaparkowane pod kawiarnią. Nie odjechałam spod budynku mimo, że mężczyzna z którym byłam umówiona, opuścił je dobre dziesięć minut temu. 

Wciąż nie mogłam oswoić się z faktami, które przedstawił mi Gabriel. Odkąd przekroczyłam próg wyjścia z kawiarni, cały czas słyszę nieustanny szum w uszach. Nie mam pojęcia czym jest to spowodowane, może sama to wmówiłam? A może za dużo myślę? Z tym bym się w stu procentach zgodziła, rzeczywistym faktem jest to iż myślę za dużo i za bardzo wszystko analizuje, nawet jeśli sytuacja tego nie wymaga. Nie spanie po nocach z powodu natarczywych myśli jest całkowicie w moim stylu. Często nie potrafię zasnąć przez nadmierne i nie potrzebne myślenie. Męczy mnie już pytanie... "A co gdyby?". Mam dość dopowiadanie sobie i tworzenie z miliard, pesymistycznych, scenariuszy owej sytuacji. Chciałabym jedynie pewnego dnia zasnąć z ciszą w głowie. Marzę o dniu, by nie analizować wszystkiego po setki tysięcy razy. Pragnę życia w który nie będę miała natarczywych myśli, bym nie mogła myśleć i zadawać sobie na okrągło to samo pytanie, dzień w dzień, tylko żyć chwilą. To jest mój problem, myślę za dużo, żyję przeszłością. Nie ważne, jak bardzo staram się tworzyć pozory, że nie obchodzi mnie przeszłość, tylko teraźniejszość, to i tak nie potrafię zapomnieć. Nie potrafię zapomnieć o ludziach, o tym co mi zrobili, jaką krzywdę mi wyrządzili. Oceniam nowo poznane osoby przypisując im wszystkie najgorsze rzeczy. Jak bardzo zostałam zniszczona, że pierwsza myśl, która pojawia się w mojej głowie jest... "Tamta osoba to zrobiła i ona może zrobić to samo". Jak bardzo zaczęłam gnić od środka, kiedy wchodzę w nowy związek, a mimo to w głowie mam.... " On cię zdradzi, jak tamta osoba". Ile razy musieli mi wbijać sztylety, że myśli tłamszą szepty serca, gdy mówią "Kocham cię", ja nie jestem w stanie uwierzyć w wartość i siłę tych słów wmawiając sobie... " Nie prawda, nie kochasz mnie, kiedyś przestaniesz to czuć". Jak bardzo? 

Mimowolnie z moich oczu zaczęły skapywać łzy. Czemu moje myśli zeszły na niewłaściwe tory? Wytarłam wierzchem dłoni mokre policzki i pociągnęłam cichutko nosem. Zamrugałam kilka razy wdychając i wydychając powietrze na zmianę. Staram się uspokoić i przywrócić spokój w mojej głowie. Na szczęście takie rzeczy przychodzą mi nadzwyczaj łatwo. Kiedy wszystko wróciło do normy, odpaliłam auto i spojrzałam w lusterko upewniając się czy mogę wycofać. 

Na ulicach nie było wielkiego ruchu, dzięki czemu bez żadnego problemu mogłam wyjechać z małego parkingu i kierować się w stronę swojego bloku mieszkalnego. Jechałam powoli, zgodnie z przepisami, całkowicie skupiona na jezdni. Niepokojące było jedynie jadące za mną auto. Wpierw nie miałam żadnych podejrzeń co do pojazdu za mną, bo przecież mogło jechać w tym samym kierunku co ja, ale to z czasem robiło się dziwne. Zajechałam pod Mcdrive'a by zamówić sobie jakieś jedzenie do domu. Gdy odebrałam swoje zamówienie i zaczęłam ponownie jechać w stronę mieszkania, nagle za rogu wyjechało białe BMW, które od czasu kawiarni jechało za mną całą drogę. Zmarszczyłam brwi patrząc w lusterko, by przypatrzeć się kierowcy. Miał czarną bluzę i założony na głowę kaptur. Twarz zakrywała mu czarna maseczka. Na dłoniach miał czarne, skurzane rękawiczki. Jedyne co było widać to jego ciemne tęczówki. Trochę zaniepokojona postanowiłam zjechać z pasu prowadzącego bezpośrednio pod mój blok i ruszyłam drogą okrężną mając nadzieję, że białe auto nie podąży za mną. Serce zaczęło pompować krew znacznie szybciej niż przedtem, gdy BMW podążyło za mną. Spanikowałam i przyspieszyłam dodając gazu, przekraczając tym dozwoloną prędkość. Oddech znacznie przyśpieszył, a pojazd za mną również przyśpieszył. Stopniowo dodawałam szybkości, mając złudną nadzieje, że zgubie zamaskowaną osobę. Na próżno. Dla czarnej postaci nie stanowiło żadnego problemu by również przyśpieszyć obroty. Powoli kończyły mi się pomysły by zniknąć z celownika, za to panika i strach przysłoniły mi zdrowy rozsądek. W głowie toczyłam walkę ze samą sobą, a pesymistyczne myśli nie dawały mi spokoju. Zagryzłam boleśnie dolną wargę i zjechałam na inny pas. Nie byłam zdziwiona, że pojazd za mną również postanowił zmienić pas. Nie ustępował mi. Na liczniku dochodziła mi liczba sto sześćdziesiąt, o wiele za dużo, jak na teren zabudowany. Nie zaprzątałam sobie nawet głowy by stawać na czerwonych światłach. Nie zatrzymywałam się na przejściu dla pieszych, zresztą mój chwilowy prześladowca również pokazywał, że ma to totalnie w dupie. Na domiar złego doszedł nam ogon. Za moim prześladowcą ukazała się policja. W lusterku dostrzegłam, że czarna postać odwróciła się za siebie, ale równie szybko wrócił spojrzeniem na jezdnie. Moją pierwszą myślą było, że może zwolni i da za wygraną, ale myliłam się.... I to bardzo. Z kieszeni bluzy wyciągnął pistolet, otworzył okno, wystawił dłoń z pistoletem i spojrzeniem utkwionym w lusterka zaczął strzelać do radiowozów za nim. Przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz. Ten człowiek był nie obliczalny. Radiowozy padły w poślizg, wszystkie trzy wjechały w siebie nawzajem uniemożliwiając sobie dalszy pościg. Odetchnęłam z lekką ulgą. Przynajmniej nie goni mnie policja.

- Został tylko ten pojeb... - powiedziałam do siebie zmieniając bieg.

Zjechałam w boczną uliczkę. Była przeznaczona dla rowerzystów i przechodniów, ale teraz byłam zbyt zdesperowana by zaprzątać sobie tym głowę. Zwolniłam i co chwilę spoglądałam w tył czy ten pojeb za mną nie jedzie. Odetchnęłam z ulgą, gdy nie zobaczyłam tego przeklętego auta. Znacznie się uspokoiłam. Wyjechałam z uliczki i ruszyłam do domu. Była czujna całą drogę powrotną, przecież mógł wyjechać zza każdego rogu, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Byłam w szoku, a serce wciąż wybijało pośpieszne uderzenia o moją klatkę piersiową. Gdy wjechałam na parking pod moim blokiem i zaparkowałam auto, odetchnęłam z ulgą. Oddech wciąż mi drżał. Oparłam tył głowy o zagłówek starając się opanować i wyciszyć. 

Nagle ktoś zapukał w szybę z mojej strony auta. Przełknęłam z ciężkością ślinę i odwróciłam głowę do szyby. Prawie dostałam zawału serca, gdy za szybą ujrzałam tego samego mężczyznę, który śledził mnie cała drogę, strzelał do policjantów, który przerażał mnie nie na żarty. Rozwarłam delikatnie usta w szoku. Patrzył mi w oczy przez dłuższą chwilę. Mogę się założyć, że widzi w moich oczach, jak bardzo jestem przerażona i sram w gacie. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Nie opuściłam szyby, nie otworzyłam drzwi nawet, jakbym chciała, byłam sparaliżowana strachem. Zamaskowana postać nawet nie próbowała dostać się do środka mojego auta. Nie szarpał za klamkę, tylko stał wpatrzony we mnie, jak na obrazek. W pewnym momencie podniósł rękę. Wzdrygnęłam się na ten gest. Zamaskowana postać na moją reakcje jedynie przekrzywiła delikatnie głowę w bok marszczą brwi. Zeskanował mnie spojrzeniem. Przyłożył swoją zakrytą dłoń do dzielącej nas szyby. Nie odrywałam wzroku z jego oczu. On również patrzył w moje oczy, ale jeszcze tylko przez krótką chwilę, po czym odszedł od mojego auta zostawiając przyklejoną, na mojej szybie, karteczkę samoprzylepną w kolorze krwistej czerwieni. Przyjrzałam się jej uważnie i dostrzegłam, że było coś na niej napisane. 


Każdy chce decydować o wolności....

Każdy chce wybierać kto umrze, a kto będzie żył....

Każdy będzie chciał zabić lwa....

Witaj w swoim życiu i śmierci....

- Co do kurwy? 

Prawo zabójcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz