17. Związany

26 1 0
                                    

Minho

Nurkowanie zawsze mnie ciekawiło. Podzieliłem sobie typy osób, które nurkują.

   Pierwszy typ, to tak zwany "trzeźwy", nazywam ich tak, bo wiedzą co robią. Schodzą pod wodę z powietrzem w płucach i wynurzają się, gdy zaczyna mi go brakować, mają siłę by wypłynąć na powierzchnie. Wiedzą, że jeżeli wypuszczą powietrze pod wodą, pozwalając wpłynąć do każdego zakamarka, wtedy utoną. Są tego świadomi i nie posuną się tak daleko, nie pozwolą na to.

   Istnieją też ludzie, którzy schodzą pod wodę i rozmyślają co by się stało, jakby pozwolili by otaczająca ich woda wpłynęła im do płuc. Zdają sobie sprawę co się wtedy stanie, a i tak próbują, ale kiedy już zaczynają tonąć, panikują. Ogarnia ich przerażająca ciemność i rezygnują. Ostatkami sił starają się wydostać na powierzchnie i przysięgają sobie w duchu, że  już nigdy tego nie spróbują ponownie. Takie osoby nazywam "asekurantami".

  Osoby, które stopniowo wchodzą do wody krok po kroku, mają dwa wyjścia.... Wychodzą z wody i nigdy do niej nie wracają lub ktoś rzuca im koło ratunkowe i pomaga wyjść.... Albo wchodzą głębiej i głębiej, wytrzymują uścisk w klatce piersiowej, godzą się by woda ich pochłonęła, są wytrwali i jak na złość nie umierają. Starają się zakończyć swój nędzny żywot, ale nie mogą mimo, że nic innego bardziej nie pragną. Oni są "związani". Są, jak ja... Nie mają sił by wypłynąć, nawet tego nie chcą. Chcą po prostu zniknąć i przestać czuć ból. Marzą o ukojeniu.

- Minho, stań prosto! To zdjęcie ma wyjść idealnie! - powiedział stanowczo ojciec poprawiając swój czerwony krawat.

Kolejny dzień, kolejna maska. Maska idealnego dziecka, które się nie awanturuje, jest dzieckiem dla pochwały, nie odzywa się nie proszony, siedzi w koncie i bawi się sam by nie stwarzać problemu swoją obecnością. Cudowne dziecko, wręcz idealne.... Takie, jakie mój ojciec chciałby mieć. Dąży do ideału za wszelką cenę. Jedzenie ma być dokładnie o równych godzinach, Wstawać musimy równo z pierwszym budzikiem. Musimy znać swój plan dnia..... Znam na pamięć swój plan... Wstać z łóżka, pościelić, umyć się, wyszczotkować zęby, ubrać, uczesać i zejść na śniadanie. Następnie idę do szkoły, wracam do domu na obiad, po czym kierowca zawozi mnie na zajęcia dodatkowe. Cały dzień zaplanowany co do godziny. Muszę być punktualny i robić tak, jak mi każą....

- Opuść rękawy koszuli, ma być schludnie - ojciec mówiąc to zatonął mnie boleśnie za ramię i poprawił mi rękawy mojej czerwonej koszuli zaciągając ją po same nadgarstki.

Tato ma obsesje na punkcie ideału. Kiedy miałem pięć lat, po wyczerpującej zabawie z moją opiekunką, położyłem się spać, bez wcześniejszej kąpieli, byłem pokryty kurzem i bez jakiejkolwiek energii. Spałem, a mój ojciec potrafił obudzić mnie o trzeciej w nocy i krzykiem kazać iść się umyć. Po tym dostałem od niego dość bolesną lekcje. Do dziś mam blizny na udach po tym jak bił mnie szpachelką od kominka. Miałem pięć lat....Od tamtego czasu dostało mi się jeszcze z osiem razy, aż w końcu stałem się "idealny".

- Teraz piękny uśmiech! - powiedział fotograf robiący to okropne, dwulicowe zdjęcie

Uśmiechnąłem się sztucznie do obiektywu, tak jak mi kazano. Białe światło flesza odbiło się dość boleśnie w moich oczach. Było po wszystkim....

- Do swoich pokoi i nie wychodzić mi z nich póki nie wybije godzina obiadowa. - surowy ton ojca rozbrzmiał echem w salonie. Było po zdjęciach do portretu rodzinnego i ten stary dziad już się na nas napatrzył przez dobre piętnaście minut. Zresztą ja na niego też nie mam ochoty patrzeć.

Zrobiłem tak, jak mi kazano.... Znowu. Zamknąłem drzwi od mojego pokoju. Skierowałem się do łazienki by przemyć zimną wodą twarz. Chciałem oczyścić umysł. Odkręciłem pokrętło od zimnej wody i nabrałem jej trochę w dłonie, które uformowałem w prowizoryczną "łódkę". Przybliżyłem twarz do złączonych dłoni, ochlapując lodowatą cieczą moje rozgrzane, pulchne policzka. Przetarłem zmęczoną twarz, po czym zakręciłem lecącą wodę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.

Znów w odbiciu widzę całkiem obcą twarz...... Powoli zapominałem, kim jestem. Nie odnajdywałem się już w mojej kolekcji masek, nie wiedziałem, która z nich jest prawdziwa. Jaki jestem naprawdę, było ich zbyt wiele.... Idealny? Mający wyjebane na wszystko? Wiedziałem tylko, że prawdziwy ja nie potrafi być idealny, synem, jakiego chce ojciec, nie potrafię nim być.... Cierpiałem, gdy musiałem udawać kogoś kim nie jestem, ale z drugiej strony mam zawieść rodzinę będąc sobą? Lustro odpowiedź zna, wiem to... Ono wie kim jestem, zna odpowiedź na nurtujące mnie pytanie... "Gdzie jest ten prawdziwy ja?" Chce znać odpowiedź, niech te pierdolone lustro da mi radę, wskazówkę, jak znaleźć siebie.... Jak stąd odejść?

- Chce być wolnym, chce już kurwa naprawdę zacząć żyć..

Ci ludzie mnie zniszczyli. Ci ludzie odebrali mi samego siebie. Dzięki nim nie wiem, jak to jest być wolnym i żyć, jak każdy dzieciak. Nie wiem, jak to jest bawić się beztrosko, nie myśleć by zadowalać ich na każdym kroku.Przez nich nie wiem kim już naprawdę jestem.... Stałem się skorupą, a w środku ukrywam tylko cień i pustkę. Nie zostało mi nic, mam już puste serce.

  Nie mam już siły udawać, ale wiem, że muszę bo tego od mnie oczekują. W wieku dwunastu lat zgubiłem siebie. Teraz to wiedziałem.... Byłem niczym..... Mój ojciec i jego zasady mnie zniszczyły....

***

Na to wspomnienie mimowolnie na mojej twarzy wkradł się smutny uśmiech. Bardzo dobrze pamiętam tan dzień. Był to jeden z tych dni, kiedy docierało do mnie, że nie ma już prawdziwego Minho i nigdy nie będzie. Pamiętam doskonale, jak zacząłem stawiać się zasadą ojca i wkraczać na ścieżkę, która mnie tu przywiodła. Wtedy zacząłem żyć na swoich zasadach. Miałem w dupie czy mu to odpowiada czy nie. Zadowalałem jego ego przez dobre kilka lat, a ja nic z tego nie miałem. W zamian dostałem problemy ze sobą, depresję, niedowartościowanie... Ci ludzie związali mnie węzłami z których nie mogę się wydostać do dziś. To było logiczne, że prędzej czy później się zbuntuje, ale oni myśleli, że mają nad mną kontrole. Nikt nie ma nad mną kontroli.

Leżąc na nie wygodnym łóżku w mojej obskurnej celi, patrząc w jeden punkt, zacząłem powoli uświadamiać sobie jedną rzecz...

- Ta... Jednak alkohol jest dobry na motywacje.

Musiałem się porządnie najebać by nie myśleć o swych demonach i starając się już nigdy więcej nie szukać prawdziwego siebie. Jakoś żyłem z dnia na dzień, z imprezy na imprezę, to było moją jedyną motywacja przez te ostatnie najbliższe lata mojego chujowego życia. To nie miało sensu bez alkoholu i wmawianie sobie, że mam po co żyć i się starać. Żyć dla samego siebie. Ale przecież to najbardziej pojebane kłamstwo... Przecież ja nie istnieje, nie istnieje prawdziwy ja, tylko moje maski.... I nic więcej.

Dawno nie czułem delikatnego dotyku na moich policzkach, a spływająca samotnie łza, dała mi chwilowe ukojenie....

Prawo zabójcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz