Rozdział 3

1.7K 49 12
                                    

Czekam już na niego cholerne pół godziny, z każdą minutą coraz bardziej tracąc cierpliwość. Rozumiem, że jest teraz w nowej szkole, mógł się trochę pogubić, ale no bez przesady. Boże, dlaczego ja go usprawiedliwiałam.

- Skończony dupek - szepnęłam pod nosem.

Nie przyszedł. Czego ja się po nim spodziewałam? Nie wiem. Pomimo upłyniętego czasu, on pozostał niezmienny. Przez wszystkie te lata, nic nie zmieniło jego postrzegania świata ani sposobu myślenia. Między innymi nadal nie docenia mojego czasu, który mogłabym poświęcić, choćby nauce. Nie mam zielonego pojęcia czego od niego oczekiwałam, ale myślałam, że chociaż przyjdzie. Bardzo wątpliwe, że przestraszył się mojej małej groźby w szkole. On się niczego nie boi, a już w szczególności mnie - marnego metr sto sześćdziesiąt.

Przyjaźniliśmy się z Oliverem, odkąd pamiętam. Znaliśmy się od dzieciaka, przez naszych rodziców, którzy znali się z młodzieńczych lat. Pomagaliśmy sobie i wspieraliśmy. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć i mieliśmy w sobie oparcie. Problem zaczął się jednak pojawiać, gdy weszliśmy w okres dorastania. Mnie zaczęli interesować chłopcy i zwracałam większą uwagę na to jak wyglądam, natomiast on zaczął się bawić i chodzić na imprezy. Wychodził w środku nocy do klubów, a ja zawsze się o niego martwiłam. Kiedy uganiał się za laskami w szkole, a raczej to dziewczyny latały za nim kro w krok, ja patrzyłam na to wszystko z zazdrością. On bawił się świetnie z kolegami, a ja jak jakaś jego niańka musiałam go pilnować, żeby nie zrobił nic bardziej głupiego z czego mogły być później kłopoty. Ostatecznie skończyliśmy jako para, nie oficjalnie, ale jednak. Oliver nie chciał rozgłosu odnośnie naszego związku. Na początku jak to zwykle bywa w związkach, było jak w bajce. Po krótkim jednak czasie zaczęliśmy się kłócić o najmniejsze rzeczy. Z dnia na dzień nasza relacja zbliżała się ku końcowi. Zamiast temu zapobiec, on wolał mnie unikać i wychodzić co noc w kolegami do klubów. Stopniowo od przyjaźni, po przez miłość, zbliżaliśmy się do krawędzi nienawiści. Mówią, że od miłości do nienawiści jest cienka granica, nie uwierzyłam, póki sama tego nie doświadczyłam. Oddaliliśmy się od siebie, nie rozmawialiśmy tyle co wcześniej. Ostatecznie do końca naszej relacji, doprowadził fakt, iż ja się przeprowadziłam, a przedtem moja już dawna przyjaciółka przekazała mi, że widziała Olivera w klubie z jakąś laską. Złamało mi to serce, jednakże nie mogłam dać znać w domu, że coś jest nie tak.

Pojedyncza łza zakręciła mi się w oku, pozwoliłam na to by poleciała ona powoli po moim policzku. Wytarłam ją szybo, kiedy usłyszałam, że ktoś nadchodził. Oliver.

- Kobieto weź się w garść. Żadnych uczuć, a już w szczególności przy nim - szepnęłam, tak bym tylko ja to usłyszała. Dodałam sobie trochę otuchy i wróciłam do kamiennej twarzy by nie pokazać mu słabości.

- Spóźniłeś się - powiedziałam mu.

- Sorry, dziewczyny mnie zagadały - tłumaczył się. Jak zawsze, nie umie nic innego.

- Spóźniłeś się godzinę.

- Sorry - wcale nie było mu przykro, raczej bym powiedziała, że był rozbawiony tą sytuacją. Nigdy nie brał niczego na poważnie - Co chciałaś?

Podeszłam do niego wolnym krokiem, po czym ścisnęłam dłoń w pięść i mocno się zamachnęłam. Zachwiał się lekko. Chciałam już go wyminąć i wrócić do domu, lecz złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując mnie.

- Rose, co ty odpierdalasz?! Popierdoliło cię już do reszty?! - skuliłam się w sobie w reakcji na jego dotyk. Uderzy mnie. Wkurwił się, bardzo. Przestań, dziewczyno, nie możesz w tej chwili pokazać mu, że się boisz.

- Mnie popierdoliło?! To ty włazisz mi znowu do życia i nie chcesz z niego wyjść!! Daj mi w końcu spokój - ostatnie słowa powiedziałam już trochę ciszej.

Spotkanie z przeszłością [NIE BĘDZIE KONTYNUOWANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz