Rozdział 13

1.4K 49 7
                                    

Oliver:

Sunąłem opuszkami palców po strunach gitary. W pokoju rozbrzmiewał dźwięk, który mnie uspokajał. Słuchanie muzyki zawsze pozwalało mi na ucieczkę od wszystkiego. Pozwalało na ucieczkę od wszelkich problemów realnego świata. Kiedy coś nie szło po mojej myśli, zamykałem się sam w czterech ścianach i po prostu słuchałem. Jednak któregoś dnia, zaczęło to być nie wystarczalne. Znalazłem wtedy ukojenie w muzyce, którą sam tworzę, czy gram. Za każdym razem gdy sięgam po gitarę, moje problemy magicznie znikają, a myśli zdają się nie istnieć w mojej głowie.

Tak było i tym razem. Nie wiedziałem, dlaczego dzisiaj to robiłem, ale coś nie dawało mi spokoju. Potrzebowałem od tego uciec. Jednak tym razem, muzyka nie dała upragnionego spokoju i ciszy. W jakimś stopniu, zagłuszała moje myśli, ale one cały czas były i nie chciały odejść, jak to było zwykle.

Oderwałem się od gitary, kiedy usłyszałem wibrację telefonu. Sięgnąłem po telefon, który leżał na szafce nocnej przy łóżku i odczytałem wiadomość.

Od Rose: Przyjedź po mnie. Proszę.

Kiedy odczytałem wiadomość, w mojej głowie zgromadził się kolejny natłok myśli. Dlaczego do mnie napisała? Co jeśli coś się jej stało? Przestałem myśleć racjonalnie. W tej chwili moje myśli przejęła ona. Ona była teraz najważniejsza. Nawet jeśli byłby to żart z jej strony, to musiałem sprawdzić czy na pewno nic jej nie jest.

Nie myśląc więcej, wybiegłem z pokoju. Szybko skierowałem się w stronę samochodu, mijając na schodach siostrę. Coś mówiła, ale nie zwróciłam na to uwagi. Wsiadłem do samochodu i jak najszybciej starałem się dojechać na miejsce. Na moje szczęście nie było korków, dlatego dotarłem bez najmniejszych trudności. Najszybciej jak mogłem.

Jadąc samochodem już z oddali, przy jej właśnie domu, zauważyłam migające na zmianę światła. Wysiadłam z auta od razu jak tylko zaparkowałem gdzieś na boku. Podbiegłem w stronę budynku. Stałem już obok wozu ratunkowego, kiedy zauważyłem, że ratownicy, na noszach wynoszą, nie przytomną drobną dziewczynę.

- Nie. Nie, nie, nie - szybkim krokiem, podszedłem do ratownika, który szedł obok wynoszonej dziewczyny - Dokąd ją zabieracie? Jadę z wami! - złapałem mężczyznę za ramię, aby się odwrócił.

- Jedziemy do najbliższego szpitala - odparł.

- Co się jej stało? - dopytywałem, czując, że jestem już na skraju załamania się.

- Niestety nie mogę udzielić panu takich informacji. Proszę porozmawiać z rodziną, dziewczyny. A teraz przepraszam, ale naprawdę się spieszymy, jej stan jest krytyczny, musimy szybko działać - odszedł.

Złapałem się za głowę i pociągnąłem za końcówki włosów. Kręciłem się w kółko, póki nie dotarło do mnie, że musiałem jechać za karetką. Za nią.

***

Siedziałem na krześle w szpitalnym korytarzu, od dwóch jebanych godzin. Nadal nie wiedziałem co stało się z Rose i czy w ogóle z tego wyjdzie. Nikt mi nic nie mówił, rozmawiałem z jej rodzicami i nic mi nie powiedzieli. Nawet nie było widać na ich twarzach, żeby się przejmowali swoją jedyną córką. Ja dosłownie umierałem z niewiedzy, a oni jakby bez emocji przyjmowali wszystkie informację. Z sali w końcu wyszedł lekarz.

- Panie doktorze, co z nią? - naskoczyłem na niego od razu jak tylko wyszedł. Nie odpowiedział nic, a tylko poszedł w stronę rodziców Rose. Podszedłem bliżej, aby dowiedzieć się czegokolwiek.

- Pańska córka, ledwo uszła z życiem. Jest teraz w śpiączce farmakologicznej i teraz to od niej samej zależy, kiedy i czy się obudzi. Próba samobójcza to naprawdę poważna sprawa. Jeśli córka się obudzi... - odszedłem, nie chcąc słuchać więcej tego pierdolenia.

Spotkanie z przeszłością [NIE BĘDZIE KONTYNUOWANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz