Rozdział 11

1.3K 55 7
                                    

Siedziałam na łóżku bawiąc się palcami, naukę skończyłam dwadzieścia minut temu - tak na oko licząc. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Z jednej strony przygotowywałam się mentalnie na jutrzejszy powrót do domu, a z drugiej, nie robiłam nic.

Postanowiłam wyjść z pokoju i przejść się po domu. Nie lubiłam siedzieć i nic nie robić. Zwykłe spacerowanie po domu - na które nie mogę sobie pozwolić u siebie - daje mi jakąś satysfakcję, że robię cokolwiek, zamiast bezczynnego siedzenia w pokoju. Nie było jeszcze bardzo późno, bo była zaledwie godzina dziesiąta wieczorem. Sophia zaszyła się w swoim pokoju, więc postanowiłam jej nie przeszkadzać, natomiast Pani Alice zdecydowała na pracę w swoim biurze albo sypialni. Wiedziałam tyle, że również się gdzieś zaszyła w domu, aby mieć własną przestrzeń.

Skierowałam się na schody, powoli krok po kroku schodziłam na dół. Nie spieszyłam się z niczym, aby zabić jak najwięcej czasu. Opuszkami palców zjeżdżałam w dół poręczy, a mój wzrok był wpatrzony w przepiękny żyrandol z wiszącymi kryształami. Hol był zupełnie pusty, nie znajdowało się w nim nic, prócz żyrandolu na suficie i tych wysokich schodów. Kiedy zeszłam, moje dłonie powędrowały na ściany. Szłam powolnym krokiem, badając ściany i każdą nierówność.

Dalej powędrowałam w głąb budynku. Znalazłam dość długi korytarz, który znajdował się nie daleko salonu. Moja ręką mimowolnie sięgnęła do pierwszej klamki od drzwi, nacisnęłam ją w dół, ale zanim zdążyłam otworzyć i zajrzeć do pomieszczenia, usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Wyskoczyłam z korytarza jak poparzona i szybkim krokiem poszłam w stronę dźwięku.

Minęłam salon i jadalnia, trafiając wprost do holu. Moim oczom ukazał się Oliver. Chłopak ledwie stał na nogach, opierając się o ścianę. Jego koszulka była cała czerwona, prawdopodobnie od krwi. Miał rozcięty łuk brwiowy z którego sączyła się nie wielka ilość krwi, nos wyglądał za to nieco gorzej, chyba nie był złamany, ale krew leciała z niego ciurkiem. W kąciku ust również zauważyłam mała ranę, ale już zakrzepniętą.

- Boże, co ci się stało?! - podbiegłam do niego od razu.

- To nic, przeciwnik wygląda znacznie gorzej - próbowałam go podtrzymać, aby nie upadł razem ze mną na podłogę - Zagoi się - chciał się wyrwać, ale mu nie pozwoliłam.

- Nie wierć się, bo nas przewrócisz - od razu skrzywiłam się na ten widok. Na moim brzuchu, nadal widniał siniak, dlatego wolałabym raczej uniknąć, wylądowania na podłodze.

Brunet posłuchał się mojego polecenia i nic już więcej nie mówił. Po drodze na schodach jednie syczał co jakiś czas z bólu. Powoli szliśmy przez korytarz. Zaprowadziłam chłopaka do jego pokoju. Pomogłam mu usiąść na łóżku. Rozkazałam aby nigdzie się nie ruszał, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam ze sobą apteczkę, papier oraz zmoczyłam ręcznik zimną wodą, który wzięłam ze sobą. Wychodząc zapomniałam wziąć apteczki, którą postawiłam na umywalce, aby zmoczyć ręcznik, dlatego musiałam się po nią wrócić, w połowie drogi do pokoju bruneta.

- Jestem - powiedziałam, przekraczając próg drzwi. Oliver siedział z głową pochyloną w dół, gdzie na podłodze pojawiła się już spora kałuża krwi. Urwałam dwa kawałki papieru, jeden kładąc na podłodze, a drugi podając chłopakowi, aby przyłożył do nosa. Położyłam mu mokry ręcznik na kark i rozkazałam aby tak siedział póki krew nie przestanie płynąć. Ja w tym czasie poszłam w stronę schodów, na których również pojawiły się krople krwi. Wytarłam je jak najszybciej i wróciłam do bruneta.

- I jak? Nadal leci? - zapytałam.

- Trochę - zabrałam mu ręcznik z karku i położyłam na podłodze.

- Co ci się stało? - spytałam, jednocześnie wycierając krew z podłogi obok łóżka.

- Już mówiłem, że nic - burknął.

Spotkanie z przeszłością [NIE BĘDZIE KONTYNUOWANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz