Rozdział VII

473 27 32
                                    

Otwieram ociężałe powieki, czując promienie słońca na mojej twarzy. Mam ochotę w coś uderzyć. Pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na dłuższy sen. Mój organizm był tak zmęczony ciągłym płaczem i natrętnymi myślami, że zwyczajnie padłam na twarz.

Mam dość. Wszystkiego. Nienawidzę takiego stanu. Pustka, samotność, ból. Nie czuje kompletnie niczego innego, odkąd mnie zostawił. Dlaczego to musiało spotkać akurat nas? Czym sobie zasłużyliśmy? Popapranym rodzinami? Strachem? Nie wiem.

Po raz kolejny chwytam złoty łańcuszek, który dał mi na urodziny. To śmieszne, bo było to zaledwie miesiąc temu, a teraz nawet nie potrafię wymówić jego imienia, bez łamania sobie serca. Gdy wracam do niego pamięcią i znów widzę jego oczy. Jedno brązowe, a drugie niebieskie. Gdy przypominam sobie jego usta, które jako jedyne pozbawiały mnie tlenu przez długie sekundy. Które muskając moją skórę zabierały ze sobą cały ból, czy stres. Które wzbudzały jedynie pozytywne emocje. Jego ładny nos, który całowałam zawsze, gdy czym się przejmował, czy był przybity. Jego równe brwi, często unoszące się kpiąco na moje słowa. Włosy, którymi uwielbiałam się bawić. Ciało, które kochałam dotykać. Gdy tylko to wszystko wraca, znów przypominam sobie, że jego już dla mnie nie ma.

Bo nas zniszczyłam.

Zniszczyłam jego. Panie, gdy tylko przypomnę sobie jego wzrok, gdy dowiedział się prawdy, gdy znów przypomnę sobie jego łzy, spływające jedna po drugiej, nienawidzę siebie jeszcze bardziej.

Bo Chase'a oszukała jego Camille. Dlaczego, skoro tak bardzo jej ufał?

Bo Camille jest tchórzem. Nic nie wartym śmieciem. Nie zasłużyłam na niego. To nie miało szans na powodzenie, i doskonale o tym wiedziałam. Dlaczego więc pozwoliłam temu trwać?

Pierdolona egoistka.

-Cam.- wzdrygam się, kiedy słyszę cichy głos ojca. Nawet na niego nie spoglądam. Leżę na plecach, tępo wtapiając się w sufit. -Wstań, pojedziemy na jakieś śniadanie.

-Nie chcę.- odpowiadam, zachrypniętym głosem.

-Camille, musisz jeść i wreszcie wstać z łóżka. Robisz sobie krzywdę.

-Bo na nią zasłużyłam.- odpowiadam chłodno, marząc by opuścił mój pokój.

Chce mi się płakać.

Mężczyzna podchodzi w stronę mojego łóżka. Siada na jego skrawku i łapie moją dłoń. Spogląda na mnie z żalem, gdy w końcu przenoszę na niego wzrok.

-Nie mów tak, błagam.- prosi, gładząc kciukiem moją dłoń.

-Ty też powinieneś mnie znienawidzić. Ciebie też oszukałam.- stwierdzam, czując palenie pod powiekami.

Tata podnosi mnie za rękę i przyciąga prosto do swojej piersi. Chowam w niej głowę, chcąc schować się przed całym światem. Tak jak robiłam to jako mała dziewczynka.

-Nigdy więcej tak nie myśl. Jesteś cudowną córką, to ona znów namieszała. Obiecuje, że więcej nie zrobi ci krzywdy. Nie będziesz więcej przez nią cierpiała.

Nie odpowiadam na jego słowa. Nie mam pojęcia co miałabym odpowiedzieć. Zamiast tego mocniej przylegam do ciała taty, który gładzi mnie po głowie. Mija kilka lub kilkanaście minut, gdy myśli znów zalewają moją głowę. A przez chwilę było dobrze.

Our Naked Hearts - Odnajdź mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz