Rozdział V

437 25 2
                                    

Parker

Powracam do rzeczywistości, gdy ktoś wpada na mnie, trącając mnie swoim ramieniem. Szybko przeprasza i znów udaje się przed siebie. I gdy powracam spojrzeniem do kuchni, ich wzrok pada na mnie. Zauważam obecność jeszcze jednego chłopaka, który stoi za Camille. Nie wydaje mi się, bym go znał.

Podchodzę krok do przodu, bacznie obserwując ich zdziwione miny. Ich oczy rozciągają się do wielkości piłeczek pingpongowych, tak jakby nie dowierzali w to co widzą.

-Co tu robisz?- jako pierwszy odzywa się solenizant.

Powracam wzrokiem do jego twarzy. Już nie jest zdziwiony. Jego mina nie wyraża kompletnie nic. Pustkę i bijący chłód.

-Po co tu przyjechałeś, co?- pyta trochę bardziej uniesionym głosem.

Wyczuwam na sobie spojrzenia innych osób, które przyglądają się całej sytuacji. Nie mam jednak zamiaru zwracać na nich uwagi. Najważniejsze jest to, że zawiodłem Nick'a, tak jak i wszystkich moich przyjaciół. A ból jaki czuję z tego powodu przyćmiewa każde inne uczucie.

Nienawidzą mnie. 

-Nie było cię dwa lata, więc kolejne dwa, cztery, czy nawet sześć nie zrobią nam różnicy.- wzrusza ramionami. -Możesz tu zostać, ale nie licz na nasze towarzystwo.

Z tymi słowami opuszcza kuchnię, co zaraz za nim robi Camille. Reszta wciąż wpatruje się we mnie zdziwionym wzrokiem. Nawet nie wiem kiedy Victoria znajduje się obok mnie i wymierza mi cios z otwartej dłoni, prosto w policzek. A później jak gdyby nigdy nic wtula się w moje ciało. Stoję przez chwilę zdziwiony, aż w końcu również decyduje się szczelnie objąć jej drobne ciało.

-Daj mu czas. Wszyscy tęskniliśmy za tobą cholernie mocno. On też, ale wciąż nie pogodził się z tym, że nawet się z nim nie pożegnałeś. Jasne, wszystkich nas to zabolało, ale wiesz jaki jest Nick. Wybaczy ci. Wciąż kocha cię tak samo. Jak my wszyscy.- szepcze, tak bym tylko ja mógł usłyszeć jej słowa. -Ale będzie lepiej, jeśli pójdziesz na razie do domu. Porozmawiamy kiedy indziej. Na spokojnie.

-Dziękuję, Victoria.- uśmiecham się lekko.

Odsuwamy się od siebie. Orientuje się, że zniknął gdzieś nieznajomy mi chłopak. Odpycham tę myśl, postanawiając posłuchać się Victorii i wyjść z domu. Gdy zmierzam w kierunku drzwi zauważam dobrze znaną mi sylwetkę, opartą o ścianę.

Zmieniła kolor włosów.

I gdy moje usta mają rozciągnąć się w delikatnym uśmiechu podchodzi do niej wysoki blondyn z kuchni. I mocno wpija się w jej usta. A ona oddaje ten cholerny pocałunek.

I teraz uświadamiam sobie, że to chłopak z plaży, który ponad dwa lata temu „szukał znajomych". Chłopak, o którego miałem się nie martwić. I świat znów się wali, bo nie czekała. Camille ze mnie zrezygnowała. I to wystarczyło, by moje serce roztrzaskało się jeszcze mocniej. By mój umysł pochłonęła czerń.

By chwile później również przylgnąć ustami do ust obcej mi dziewczyny, by zaprowadzić ją do pierwszego lepszego pokoju i pieprzyć ją bez żadnych skrupułów. Wkładać w to cały swój ból. Wszystko co we mnie siedzi. By słuchać jak jęczy i czuć obrzydzenie do siebie, do niej i do całego świata.

By po raz  kolejny nazwać ją  jej imieniem, i po raz kolejny usłyszeć, że ma na imię Margaret.

Jakby jakkolwiek mnie to interesowało.

***

-Niech się pan rozejrzy. Wrócę za pół godzinki i zdecyduje pan, czy mieszkanie odpowiada.- elegancko ubrana kobieta posyła mi ciepły uśmiech, po czym wychodzi z mieszkania, wraz z małym chłopcem.

Chciałbym odkupić od nich mieszkanie. Na zdjęciach wyglądało naprawdę bardzo ładne i na pierwszy rzut oka faktycznie takie jest. Utrzymane jest w kolorystyce beżowo, biało złotej, co bardzo mi się podoba. Uwielbiam stonowane kolory. Na korytarzu można dostrzec białe ściany oraz tego samego koloru dwie szafki i szafę z bezowymi drzwiami. Podłoga jest wykonana z jasnego drewna, tak samo jak w całym mieszkaniu, nie licząc łazienki. Tak powiedziała mi kobieta sprzedająca. Prócz tego jest w nim dużo roślin, co również niesamowicie mi się podoba. Wchodząc dalej mogę ujrzeć salon. Burzowa kanapa, białe ściany, złote dodatki oraz masa roślin, przy ścianie wykonanej z samych okien. Widać z niej cudowny widok na San Francisco. Kuchnia w tej samej kolorystyce połączona jest z dość dużych rozmiarów salonem. Dom, prócz tego, że jest naprawdę ładny jest też bardzo nowoczesny. Następnie wchodzę przez pierwsze napotkane drzwi, znajdujące się przy kuchni. Okazuje się, że prowadzą one do niezbyt dużej łazienki. Jednolita biała płyta ze złotymi smugami pokrywa każdą ścianę. Płytki natomiast mają kolor brudnej bieli. W rogu znajduje się prysznic. Zamykam drzwi i wchodzę przez następne. Tym razem znajduje się w sypialni. Ta sama kolorystyka. Również przeszklona ściana, oraz masa roślin. Ogromne łóżko, oraz para drzwi, umieszczona niedaleko siebie. Jak się okazuje jedne prowadzą do łazienki, tym razem z wanną, a drugie to nie duża garderoba. Wychodząc z pokoju od razu chwytam za następną klamkę. Drzwi znajdują sie na przeciw mojej sypialni. Pokój gościnny. Ostatnie pomieszczenie jest całkowicie puste.

Już na początku byłem pewny, że to właśnie to mieszkanie skradnie moje serce, mimo to byłem również w dwóch innych. Ale ta oferta zdecydowanie jest najlepsza. Kobiecie zależy na szybkiej sprzedaży i oczekuje za to mieszkanie śmieszne pieniądze. A ma ono same plusy. Mam je na własność, ściany każdego mieszkająca w bloku są wyciszone, jest ogromne, a co najważniejsze czuje się w nim komfortowo. Prócz tego ulokowane jest obok mojej nowej uczelni, do której swoją drogą już mnie przyjęli.

Może powrót nie był tak złym pomysłem?

-I jak?- głos kobiety wyrywa mnie z zamyślenia.

-Dziś wieczorem zrobię pani przelew. Poproszę klucze.- odpowiadam, co wywołuje szeroki uśmiech kobiety.

-Proszę bardzo.- podaje mi wspomniany przedmiot. -Interesy z panem, były czystą przyjemnością.

-Wzajemnie.

Mieszkałem u Hendersonów tydzień. O tydzień za długo. Conan nie zmienił do mnie nastawiania, ale czułem się źle z myślą, że ona jest tuż obok. Dlatego jeszcze tego samego dnia, przewożę wszystkie kartony do nowego mieszkania. Dziękuje Conanowi za przetrzymanie mnie i sie z nim żegnam. Zapewniam, że niebawem go odwiedzę. Chyba oboje tego chcemy. Nie przesadzę jeśli powiem, że jest dla mnie jak ojciec, którego tak bardzo mi brakowało i którego tak bardzo znienawidziłem. Ale Conan, to inna sprawa. On jest inny. Nie zranił mnie. Fakt, wiedział o moim ojcu, ale to w całej tej sprawie było najmniej ważne.

Będę wdzięczny temu człowiekowi do końca życia.

Teoretycznie, to przez niego w choć na chwilę znalazłem kogoś, kto szczerze coś do mnie poczuł.

***

Our Naked Hearts - Odnajdź mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz