Rozdział VI

451 29 2
                                    

Parker wrócił.

Nie mam pojęcia jak się z tym czuje. Było mi dziwnie z byłym i obecnym chłopakiem w jednym domu na raz. Jemu zapewne tez. Wyprowadził się szybciej niż sądziłam, co wyszło zupełnie na moją korzyść. Kłótnie z Finn'em, które zaczęły pojawiać się jeszcze częściej od przyjazdu Parkera, były zdecydowanie zbyt trudne do ukrycia. Bardzo nie chciałam, by je słyszał. Mój tata się już przyzwyczaił. Do trzaskania drzwiami, mojego płaczu i trawiących minutami, a w gorszych przypadkach godzinami krzyków. Nie chce wprowadzać w to następnych osób.

Uważam, że moi przyjaciele cieszą się z jego powrotu. Nawet Nicolas. Może tego nie pokazał, ale co mu się dziwić. Mimo wszystko, gdy weszłam za nim na górę uśmiechał się i płakał jak mały dzieciak. Ze szczęście rzecz jasna. Impreza była ponad tydzień temu, a mnie wciąż nie doszły słuchy, by spotkał się z naszymi przyjaciółmi. Nie nastawiam się na to, że również ze mną chciałby się zobaczyć. Kompletnie mu się nie dziwie. Sama bym nie chciała.

-Nie wytrzymam!- wydziera się Victoria, wchodząc do naszego gabinetu.

-Olivier?- pytam.

-A kto inny!

Parskam śmiechem w reakcji na słowa dziewczyny.

-Co znów zrobił?

-Nie wiem, kurwa. Oddycha!

Aha.

Postanawiam nie odpowiadać na jej słowa. Biedy Olivier. Niedługo go udusi, bo będzie szedł nie tym krokiem, który lubi Victoria. Chociaż w sumie on tez nie jest święty.

Lubię słuchać ich kłótni. Zawsze poprawiają humor.

Dzień w pracy mija naprawdę szybko. Dowiaduje się od przyjaciółki, że dziś wychodzimy na kolacje, więc mam się ubrać ładnie i nie zabierać swojego żabojada, tak jak nazwała mojego chłopaka. I tak nie zamierzałam go ze sobą brać. Aktualnie jesteśmy pokłóceni. Sama nie wiem o co. Znów przyczepił się o głupią, nic nie znaczącą rzecz.

Powoli zaczynam mieć tego dość.

Mimo wszystko do domu wracam w dobrym humorze. Cieszę się, że wyjdę gdzieś z przyjaciółką, choć restauracja nie jest moim wymarzonym miejscem do spędzania wolnego czasu. Mniejsza. Jesteśmy umówione na szóstą, wiec mam jeszcze dwie godziny.

Ponad połowę czasu wykorzystuję na zrobienie ładniejszego makijażu, ponieważ naszła mnie na to ochota. Chcę wyglądać dziś ładnie. Następnie wybieram sukienkę na dzisiejszy wieczór. Stawiam na czarną, satynową z odkrytymi plecami, z przeszklonej szafki wyciągam dosyć wysokie szpilki i od razu je zakładam. Ubieram również płaszcz, ponieważ listopadowa pogoda nie do końca pozawala na wyjście w sukience na ramiączkach.

Gdy jestem gotowa, orientuje się, że jestem już spóźniona. Biegnę do drzwi wyjściowych, a potem do samochodu o mało nie zabijając się przez wysokie buty.

Całe życie pod górkę.

Jestem jedną z najbardziej spóźnialskich osób na świecie. Szczerze tego nienawidzę, ale nawet jeśli pragnęłabym tego najbardziej na świecie - nie potrafiłabym tego zmienić.

Docieram pod restauracje, o której wspominała Vicky. Wychodzę ze swojego porshe i udaje się do środka. Natychmiast otula mnie ciepłe powietrze i zapach jedzenia, przez co na samą myśl mam ochotę zwymiotować.

Mogłyśmy umówić się do kina.

Szukam wzrokiem mojej przyjaciółki i zastygam w bezruchu, zauważając rudą czuprynę. Wokół niej siedzą wszyscy nasi przyjaciele.

Our Naked Hearts - Odnajdź mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz