C H A P T E R S I X T E E N

184 13 16
                                    

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

On nie żartował.
A ja poszłam na pewną śmierć.

- Chcesz mi powiedzieć, że...- zawachałaś się.- Że...oni myślą, że jestem ich wojownikiem ?!

- Na to wygląda...ale spokojnie. Nie dopuścimy do tego.- Neteyam próbował cię złapać, ale ty odchodziłaś od nich.

- Ale przecież...teraz będzie jeszcze większy konflikt. Między naszym klanem a klanem ognia. I co teraz ?!

- Cóż...wbrew pozorom...- Lo'ak próbował ratować sytuację, ale Neteyam go zjebał lekko mówiąc wzrokiem.

- Teraz będzie czas na szkolenie armi.- zaczął powoli twój narzeczony.- Będzie dobrze. Musimy tylko się bronić.

- Dlaczego nikt mi nie powiedział, że jest taka legenda? Oboje o tym wiedzieliście ?

- Ja nie!.- krzyknął Lo'ak.

- Ja...cóż...poniekąd.

- Miało być koniec kłamstw. Mieliśmy zacząć od nowa, a teraz ? Kłamstwa ?

- Przysięgam ci, że tak nie było.- podszedł do ciebie i mocno chwycił za ręce.- Kurwa, kocham cię. I nigdy, ale to nigdy bym cię nie okłamał. Nie wiedzieliśmy. My, nasza dwójka nie. Nie miej do nas pretensji.

Patrzył w twoje oczy tak intensywnie, że bałaś się spojrzeć chodźby na chwilę w inny punkt.
Powoli zbliżał swoją twarz do twojej powodując u ciebie uderzenie gorąca. Byłaś tak zafascynowana jego ustami, że kiedy powoli zbliżał je do twoich usłyszałaś nerwowe kaszlnięcie.
Zdenerwowany Neteyam spojrzał agresywnie na swojego brata.

- Nie przeszkadzajcie sobie.- warknął Lo'ak.- Naprawdę. Udawajcie, że mnie nie ma. Nie psujcie sobie atmosfery.

- Idź sobie stąd, albo ci pomogę.

- Oj dobrze dobrze, braciszku.- zaśmiał się Lo'ak i odleciał.

- Cholera, on zawsze potrafi zepsuć atmosferę.

- Jak będzie z Tsireyą to też mu tak będziemy psuć nastrój. Wystarczy, że zjawimy się w najmniej odpowiednim momencie.

- No nie wiem, czy chciałbym się tam znaleźć.

Wybuchłaś śmiechem, który zanosił się przez połowę Pandory.
Szybko jednak uciekaliście, wiedząc, że może gdzieś niedaleko czycha niebezpieczeństwo.
Już w drodze powrotnej czułaś, że coś jest nie tak.
Dopiero, kiedy spotkałaś płaczącą Leylę zrozumiałaś, że coś się stało z Brandonem.
Nie.

- Jeżeli schlał się do tego stopnia, że znowu spadł z drzewa to przysięgam, że go zabije.- warknęłaś, podbiegając do Leyly.

- Nie o to chodzi.- dziewczyna próbowała się uspokoić.- Zostaliśmy zaatakowani. Byłam z Brandonem na spacerze...nagle w naszą stronę zaczęły lecieć strzały...nie wiem nawet z jakiej strony...chyba z kurwa wszystkich!
Ja odskoczyłam, ale Brandon...kurwa wiesz jaki on jest. On by się nawet wyjebał na prostej. Trafiły go dwie strzały, którą jedną debil obrazu wyjął.

- Gdzie on jest ?.- zapytałaś.

Byłaś przerażona.

- Wyjdzie z tego ?.- zapytał Neteyam.

Leyla jeszcze bardziej się rozpłakała.

- Pamiętasz jak Brandon walczył po zgniłych truskawkach?.- zapytałaś, przypominając sobie jedną z sytuacji, gdzie też walczył o życie.

- O tym wolałabym jednak nie pamiętać.- zaśmiała się.

- W sumie ja też, ale lekarze też walczyli o jego życie.

- Tak jak my.- zaśmiała się.

- Leyla, [T.I], Neteyam.- lekarka przyszła.- Brandon żyje.

Dziękuję.
Z całego serca.
Będę ich chronić znowu, za cenę swojego życia.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i hmm...nie macie zawału, prawda ?
Wiecie, że was kocham ? Haha

To ja piszącą rozdział.
Przepraszam.
MAM SERCE I WAS KOCHAM OKEJ ?

Shameless || Avatar 2: Istota WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz