Rozdział XL „Karta Przetargowa"

378 25 11
                                    

Elo

to ostatni taki krótki rozdział do końca ksiązki! Zostały same długie

A czemu krótki .. cóz bo troszkę inny niz zwykle 

z resztą sami się przekonacie.

Ciężko mi się pisało ten rozdział bo nienawidze typa bardziej niż matematyki ale no cóz jakoś to zniosłam więc wy też musicie.

Love you. Dobranoc badź miłego dnia XDD

***

Austin, Teksas.

Dzień później.

Ricardo Moreno. (Tak, ten najgorszy z najgorszych)

-Odzywał się?- zapytałem ochroniarza, który właśnie wchodził do mojego biura. Stary, łysy, napakowany jak trzech chłopów. Miał budzić postrach i nic więcej.

-Nie proszę pana. Od kilku dni cisza.- odpowiedział zamykając za sobą drzwi. Przynajmniej pamięta o tym żeby zachować wszystko w tajemnicy. To się ceni.

-Co ten gówniarz kombinuje do chuja- wstałem i uderzyłem pięścią o blat biurka. Z dnia na dzień stawałem się co raz bardziej nerwowy. Liczyłem, że zlecenie wykona znacznie szybciej.

Miał ograniczony czas... Myślałem, że wystarczająco go nastraszyłem... Niech lepiej nic nie wymyśla bo braciszek ucierpi. Ze mną się lepiej nie bawić gdyż I tak zawsze to ja wygrywam. Miał załatwić dla mnie dziewczynę i pendrive... nie prosiłem o zbyt wiele... tak mi się przynajmniej wydawało.

Czyżby młoda Vasquez była aż tak dużym wyzwaniem, że chłopaka to przerosło... Nawet jeśli.. to powinien mi dać znać. Napisać. Zadzwonić. Cokolwiek. Powiedział, że ma pendrive więc dlaczego nadal mi go nie przekazał. Chyba byłem dla niego zbyt łagodny... Widocznie zapomniał kto tu rządzi.

Muszę mieć tego pendrive przy sobie. Po prostu muszę...

-Napisz mu, że ma ostatnie 24 godziny. Dłużej już czekać nie będę. Byłem wystarczająco cierpliwy przez ten cały czas.

-Tak jest proszę pana.- starszy mężczyzna kiwnął głową nie siląc się nawet na krótki kontakt wzrokowy. Kolejny tchórz. Z kim mi przyszło pracować na stare lata.

-Możesz już wyjść- machnąłem niedbale ręką w kierunku drzwi. Niech już mi zejdzie z oczu. Na co mi taki ochroniarz co się cienia własnego boi... Niestety w tych czasach trudno o oddaną służbę więc biorę to co jest. Grunt żeby byli lojalni.

Zasiadłem ponownie na fotelu i przysunąłem się do biurka.

-Ahh moja najdroższa- chwyciłem zdjęcie mojej cudownej żony w obie ręce i wytarłem je od kurzu- Jeszcze zapłacą za to wszystko co nam zrobili. Obiecałem ci to, a ja obietnicy zawsze dotrzymuje.

Odłożyłem zdjęcie i ponownie skupiłem się na monitorze.

W jednej dłoni trzymałem myszkę od komputera, drugą zaś podparłem głowę.

Gdy przeglądałem akta najnowszej sprawy, nad którą przyszło mi pracować do moich uszu dobiegło pukanie w drzwi.

-Proszę- odparłem poirytowany. Kto ma czelność pojawiać się w moim gabinecie o tej godzinie.

-Mamy problem szefie- młody, średniego wzrostu blondyn stanął w progu drzwi i przeskakiwał z nogi na nogę jakby miał problemy z pęcherzem. Czoło miał spocone jakby przebiegł maraton, a oddech szybki i nierówny.

Mam nadzieje, że problem z jakim się zjawił jest poważny bo jeśli chłopak tak reaguje na zwykły stres w pracy to od razu powinienem go zwolnić.

-Chodzi oo..oo- zaczął się jąkać- no o ten..- wyciągnął kawałek niebieskiego materiału ze spodni i przetarł swoje spocone czoło.

-No wyduś to z siebie!- wrzasnąłem w końcu.

Nienawidzę takiego jęczenia. Mój czas jest cenny, a on właśnie mi go marnuje.

-Młody Henderson.

-Co z nim?

-Zniknął...- moje serce przestało bić. O ile jeszcze miałem serce.

-Miałeś go mieć na oku! Przez cały czas miał go ktoś pilnować więc wytłumacz mi jak to jest możliwe, że mały, chory chłopiec ZNIKNĄŁ!- wydarłem się na całe gardło.

-Nie wiem.. naprawdę szefie to..

-To była nasza karta przetargowa ty durniu!- złapałem się za głowę. Czułem jak każda żyła zaczynała mi pulsować. Klatka piersiowa zaczęła gwałtownie się unosić, a zęby trzeszczeć od zaciskania. Nadusiłem czerwony przycisk ukryty pod biurkiem i już po kilku sekundach w progu stanęło moich dwóch pracowników od tak zwanej brudnej roboty- Weźcie mi go z oczu.

-Co mamy z nim zrobić?- odezwał się jeden z facetów tym swoim głosem zniszczonym od alkoholu i papierosów.

-Cokolwiek byle bym go już nigdy więcej nie zobaczył. Zabawcie się. - - kiwnąłem głową i odwróciłem się do okna.

Teraz plany się jeszcze bardziej skomplikowały. 

***

Nowy rozdział w niedziele!

Zapraszam na ig słoneczka

Living a lieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz