Rozdział 1

377 8 0
                                    

Byłam na lotnisku i czekałam na swój lot. Wszystko było okej, gdyby nie to, że strasznie byłam podekscytowana, że w końcu wrócę do rodziny.
Byłam już w samolocie, gdzie musiałam spędzić parę godzin. Na lotnisku miała mnie odebrać moja przyjaciółka, z którą nie widziałam się rok. Nie licząc parę odwiedzin, na które przyjeżdżała czasami z moimi rodzicami. Niby naszego rozdzielenia, nigdy nie straciłyśmy wspólnego języka. Spędzałyśmy razem czas jak w poprzednich latach. Ta przyjaźń była godna tych paru kłótni, które przeżyłyśmy. Bardzo ją kochałam jak siostrę, której nigdy nie miałam.
***
Siedziałam w samochodzie mojej przyjaciółki.
– W końcu w domu. – jęknęłam zmęczona.
– Właśnie! Witaj w domu June! – krzyknęła.
– Ciszej Sophie... Chcę spać. – wymamrotałam zasypiając.
– Żadnego spania! – walnęła mnie w rękę. – Odwiozę cię do domu, tam każdy już na ciebie czeka. – powiedziała podekscytowana.
– O nie. – zawsze było przytulanie, całowanie i mówienie, że wyrosłam, wypiękniałam, zbrzydłam. – Tylko nie mów, że będzie tam Jacob. – spojrzałam się na nią, jej mina wskazywała już złą nowinę.
– Szczerze, czy miłe kłamstwo? – zapytała.
– Szczerze. – odpowiedziałam poważnie.
– A więc... – zaczęła. – Miało go nie być, ale twoja mama powiedziała, żeby go zaprosić, bo w końcu wy byliście parą i mieliście być zaręczeni... June ona nadal myśli, że wy wrócicie do siebie i się pobierzecie. – zrobiła skwaszoną minę.
– Wiem Sophia. – odetchnęłam. – Mówiłam jej, że się rozstaliśmy i, że nigdy nie wrócimy do siebie, ale ona najwidoczniej tego nie rozumie.
Czy go kocham? Nie wiem, nie wiedziałam go od ponad dwóch lat. Może jakieś uczucie w głębi by się znalazło, ale to minimalne. Nie chciałam go widzieć już nigdy więcej, ale był problem... Musiałam się z nim spotykać u mnie w domu, ponieważ moi rodzice są zaprzyjaźnieni z jego.
***
Otworzyłam drzwi od mojego domu i weszłam do przedsionka. Zdjęłam buty i weszłam do kuchni. Dlaczego do kuchni? Dlatego, że szedł stamtąd zapach świeżej szarlotki. Kocham mojej mamy szarlotkę! Tak samo jak inne jedzenie od niej.
– O matko! – moja mama się przestraszyła, lecz od razu pojawił się u niej pełen szczerości uśmiech. – June? To naprawdę ty! – uścisnęła mnie.
– Tak, mamo. – oddałam uścisk.
– John, chodź tutaj! – zawołała mojego tatę.
– Elizabeth, już idę. – krzyknął w odpowiedzi.
– June, chyba wiesz, że dzisiaj ma przyjść Jacob? – zapytała.
– Tak, wiem. – mruknęłam.
Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. 
– Ja pójdę. – uśmiechnęłam się.
Podeszłam do drzwi, jak je otworzyłam, zamarłam. Stał w nich sam Jacob bez rodziców. Dlaczego?
– Cześć księżniczko. – przytulił mnie.
– Cześć. – odepchnęłam go delikatnie.
Zaplątał niespodziewanie nasze palce w uścisku i pociągnął mnie w stronę kuchni.
– Witam Państwa Bailey. – ukłonił się delikatnie, a rodzice spojrzeli na nasze splecione dłonie. Od razu wyszarpnęłam dłoń z uścisku.
– Dzień dobry Jacob. – podał mój tata mu rękę.
– O jak miło cię widzieć! – uścisnęła go mama.
– Mi panią też. – uśmiechnął się szeroko. – Czy mógłbym dostać pozwolenie o zabranie państwa córki na miasto?
– Ale...– zaczął mój tata i nie skończył, bo mama mu przerwała.
– Oczywiście, idźcie... No już, już. – widziałam jak mama jest podekscytowana, nie chciałam jej psuć humoru, więc się zgodziłam.
***
– Puść mnie! – całował mnie nieustannie.
– Oj kochanie... – chciał pogłębić pocałunek. – Tęskniłem.
– A ja nie, pusz..– ktoś mi przerwał.
– Jakiś problem? – zapytał wysoki mężczyzna, na oko prawie dwa metry wysokości i dobrze zbudowany, ubrany cały na czarno.
Jacob odwrócił się i spojrzał na niego. Był niższy, ale tylko o głowę... całą.
– A widzisz żeby był? – zapytał zirytowany.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na „ty”. – powiedział poważnie.
– A ja nie przypominam sobie, żebym chciał przerwania tej sytuacji, przed pańskim przyjściem. – wyciągnął rękę, zacisnął ją i wystrzelił nią w stronę mężczyzny.
Mężczyzna zrobił unik. Nie pozostał mu jednak dłużny. Walnął Jacoba, tak mocno, że krew zaczęła się sączyć z nosa. Uciekłam od Jacoba i schowałam się za czarnym płaszczem mężczyzny. Ścisnęłam go w dłoniach, bojąc się co wydarzy się dalej.
– Odjedź już. – powiedział spokojnie do Jacoba.

UmowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz