Rozdział 4

184 4 0
                                    

Wiedziałam, że to co teraz zrobię nie będzie miłe. Miałam zamiar wykrzyczeć mu wszystko, to, co o nim myślę.
– Nienawidzę cię! – krzyknęłam do Michael’a.
– June, spokojnie. – spojrzał na mnie spojrzeniem pełnym...spokoju, tym bardziej moja złość wzięła górę.
– Jakie spokojnie?! Może ja mam powód, żebym nie była spokojna?! Jak mogłeś to zrobić? Jak mogłeś?.. – zaczynały zbierać się łzy, na które nie mogłam sobie teraz pozwolić.
– Nie wiem o czym mówisz. – patrzył na mnie.
– Jak ja ci spłacę dług, co?! Myślisz, że ja mam jakieś magiczne zdolności? Mam dużo pieniędzy, jak ty?!
– June, ja.. – zaczął mówić, lecz mu przerwałam.
– Co ty?! Chciałeś mi zepsuć życie? To wygrałeś! – jedna łza właśnie popłynęła po mym policzku.
Nie miałam ochoty go słuchać, chciałam odejść jak najdalej. Nie zastanawiając się poszłam w stronę schodów. Miałam ochotę położyć się na łóżko i zasnąć. Tak zawsze radziłam sobie z problemami, czy teraz miało być inaczej?
***
W tej chwili  byłam w drogiej restauracji z Ivanem. Już nie był moim szefem, ale nadal nie chciał mi zdradzić dlaczego już u niego nie pracuje. Wypiłam już jeden kieliszek drogiego, ale jakże dobrego wina. Natomiast Ivan pił, pił whisky.
– Miło było, ale muszę już iść. – wtrąciłam, wstając. – Dziękuję za kolację. – uśmiechnęłam się.
– Ja też dziękuję, że mogłem go spędzić z tobą, June. – ucałował wierzch mej dłoni.
Każdy rozszedł się w swoją stronę. Ja akurat postanowiłam się przejść. Natarczywe myśli nie dawały mi spokoju, którego potrzebowałam. Chłodny wiatr, ale jak przyjemny rozwiał moje włosy. Zaciągnęłam się nim. Szłam, szłam przed siebie. Bardzo nie chciałam wracać do domu. Domu? Czy raczej więzienia? Jednak nie to mnie przerażało. Przerażało mnie to, że zaczęłam czuć odrobinę sympatii do człowieka, który miał zmienić moje życie. Tylko jeszcze nie widziałam jednego. Zmiana miała być dobra czy zła?
***
– Cholera! – krzyknąłem i walnąłem ręką w wierzch masywnego biurka.
Gdzie jesteś, June?, To pytanie rozbrzmiewało w mojej głowie, aż nie usłyszałem trzasku drzwi.
***
Wróciłam późno do domu. I nawet nie starałam się tego ukryć, ponieważ trzasnęłam drzwiami. Co prawda, to było przypadkiem, ale też się liczy, prawda? Po drodze pozbyłam się płaszcza i butów. Weszłam do kuchni, po czym otworzyłam jedną z wielu szafek i wyjęłam szklankę. Nalałam do niej wody. Usłyszałam skrzypnięcie podłogi.
– Gdzie byłaś? – zapytał, ale zignorowałam to co powiedział.
Odstawiłam szklankę na blat i chciałam pójść, ale jego dłoń owinęła się wokół mojego nadgarstka.
– Zapytałem cię o coś. – wtrącił.
– A ja cię zignorowałam.
– June, gdzie byłaś? – zapytał po raz kolejny.
– W restauracji.
***
Wolną dłoń zacisnąłem w pięść, aż knykcie pobielały.
– Z kim? – zapytałem.
– To już nie jest ważne.
– Nie wiem czy wiesz, ale jest. – zacząłem. – Masz zostać moją żoną i...
– Spłacę dług i nią nie zostanę. – powiedziała.
***
Spłacę dług i nią nie zostanę.
Każdy dobrze wie, że nie zdołam spłacić długu. Czemu ja w to tak wierzyłam? Miałam nadzieję, która jeszcze nie umarła, ale przygasała już powoli.
Michael Keller, co ukrywasz przed światem?

UmowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz