Rozdział 8

145 3 0
                                    

Stałam właśnie w salonie, wykłócając się o swoją wolność, tylko, że na moich warunkach.
– Wychodzę kupić sobie suknie na ślub mojej najlepszej przyjaciółki i zapłacę za nią sama. – powiedziałam.
– Czyli nigdzie nie wychodzisz.
Prychnęłam na jego słowa.
– A właśnie, że wychodzę. – odwróciłam się.
Byłam już metr od drzwi, ale przystojny diabeł mi je zablokował swoim wielkim ciałem.
– Przepuść mnie. – powiedziałam. – Bo jak nie...
– Jak nie, to co? – spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
– To.
Wycelowałam kolanem w jego krocze, ale on był szybszy i uniknął mojego ruchu.
– Albo weźmiesz moją kartę, albo nigdzie nie wyjdziesz. – oznajmił. – A najlepiej pojadę z tobą.
– Nie.
***
Chodziłam po całym sklepie, szukając tej pięknej sukni, która mi się marzyła. A ten idiota, chodził za mną. Niespostrzeżenie wpadłam na wysokiego mężczyznę.
– Przepraszam. – przeprosiłam od razu.
Poczułam silną dłoń oplatającą się wokół mojego nadgarstka, długo to nie potrwało jak znalazłam w jednej z przymierzalni.
– Co ty do cholery wyprawiasz? – powiedziałam spokojnie, panując nad swoimi emocjami.
– Ratuję cię, przed tamtym mężczyzną, który patrzył się na ciebie jakby cię pożądał.
– Dobrze, niech tak robi dalej. – mruknęłam.
***
Znalazłam czarną, długą suknię, która mi się podobała, lecz był jeden problem... kosztowała cztery tysiące dolarów. Nie mogłam jej kupić.
– Nawet się nie zastanawiaj nad jej odłożeniem, bo sam ją wezmę, a później nie będzie kolorowo. – szepnął mi do ucha.
Podeszłam szybko do kasy, a on zapłacił. Byłam zadowolona z zakupów, przynajmniej będę wyglądała dobrze na ślubie Sophie.
***
Stałam przed lustrem w pięknej sukni, przeznaczonej na ślub mojej przyjaciółki. Naprawdę nie wiedziałam jak to tak szybko zleciało. Moja przyjaciółka wychodzi za mąż, za osobę, którą kocha ponad życie. Miałam nadzieję, że będzie szczęśliwa. Byłam już gotowa, przyglądałam się sobie, aż nie usłyszałam otwierających się drzwi. Był to Michael, w którym zaczęłam się zakochiwać.
– Idziemy? – zapytał.
– Jasne. – odpowiedziałam.
– Wyglądasz przepięknie, skarbie.
– Wiem, jak zawsze. – oznajmiłam.
Nie odpowiedział. Zaczęliśmy jechać na tą wielką uroczystość.
– Co jeżeli ja nigdy z nikim się nie ożenię? – zaczęłam temat, z nie wiadomo skąd.
– Ożenisz się.
– Skąd ta pewność? Bo ja swojej nie czuję.
– Kto by takiej piękności nie chciał? – zapytał.
– Co jeżeli będą mnie oceniać? – zmieniłam temat.
– Ciebie? – zaśmiał się. – Raczej siebie, bo nie będą tobie dorównywać. – oznajmił.
***
Siedziałam na weselu, przy stole.
– Witam, panią. – uśmiechnął się blondyn, który wyglądał z wyglądu o nie wiele młodszego od Michael’a.
– Dzień dobry. – uśmiechnęłam się.
– Co pani tu sama robi? Chce pani zatańczyć? –  wyciągnął dłoń, w moją stronę.
– Jasne. – nie byłam do końca pewna swej decyzji.
Zaczęliśmy taniec. Położył mi dłoń na tali, a ja bardziej przylgnęłam do niego. Był naprawdę dobry w tańcu. Po chwili zaczęłam czuć się bardziej komfortowo przy nim. Skończyliśmy taniec i udaliśmy się do baru, który był trochę dalej od stołów dla gości. Usiedliśmy na krzesłach, i zamówiliśmy po drinku. Zaczęliśmy rozmawiać o różnych tematach, parę razy się śmialiśmy.
– A więc, jesteś tu z kimś? – zapytałam.
– Nie, jestem sam i bez związku. – zaśmiał się.
– Jesteś z rodziny Connor’a, prawda?
– Tak, jestem jego bratem. – oznajmił.
– Serio? – otworzyłam szerzej oczy.
– Tak, wiem że nie jesteśmy do siebie podobni, ale jakbyś się przyjrzała bardziej to prawdopodobnie byś zauważyła podobieństwo. – powiedział.
– Możliwe. – zaśmiałam się.
***
Siedziała. Ona siedziała z jakimś chłopczykiem, przy barze. Ręka samoczynnie mi się zacisnęła na ich widok. Wziąłem kolejnego łyka szampana. Ona coś do niego czuje? Nie, to niemożliwe. Ona jest moja. Nie pozwolę na to. Szedłem w ich stronę, aby ją zabrać od niego. Gdy podszedłem, zacząłem wdrażać swój plan.
– Szukałem cię, kochanie. – powiedziałem.
– Słucham? – odpowiedziała.
– Powiedziałem, że cię szukałem, a może przedstawisz nas sobie?
– Dobrze, a więc to jest Alex mój kolega, a to Michael mój...narzeczony. – wydusiła z siebie.
– Okej, June. Ja już pójdę. – odpowiedział Alex.
– Do zobaczenia. – uśmiechnęła się.
Ominęła mnie, nawet na mnie nie patrząc. Przynajmniej wiedziałem, że już jej nie dotknie.
***
Piłam właśnie piąty kieliszek szampana, na weselu mojej przyjaciółki. Byłam zdenerwowana, tym co zrobił Michael. Jak on może?
Prychnęłam.
– Jak się bawisz? – zapytała Sophie.
– Wyśmienicie. – odpowiedziałam.
Cóż, była to szczera prawda, lecz nie chciałam wspominać o tym co zrobił tamten idiota.
– Dziękuję ci, że nadal jesteś przy mnie. Jest to naprawdę ważne dla mnie... – powiedziała.
– Ja też tobie dziękuję, lecz nie mówmy o takich rzeczach bo się rozkleimy. – przytuliłyśmy się. – Pięknie ci w sukni ślubnej. – przytuliła mnie mocniej.
– Pozwolisz, że zabiorę moją żonę do tańca. – odezwał się Connor.
– Jasne. – powiedziałam i zwolniłam uścisk.
Sophie poszła z Connor’em tańczyć, w końcu był to ich dzień. Zmierzałam w stronę łazienki, weszłam do niej i od razu skierowałam się do kabiny. Nagle usłyszałam jakieś szepty dziewczyn.
– Ale on jest przystojny! – szepnęła jedna.
– Z tego co wiem, to ma na imię Michael. – szepnęła druga, ekscytując się.
– Może go poderwę. – zastanawiała się pierwsza.
– Nie dasz rady, ale może nie zobowiązujący numerek, by nie zaszkodził. – powiedziała.
– Ja nie dam rady? – oburzyła się. – Ale faktycznie numerek jeden, by nie zaszkodził.
Usłyszałam, że wyszły. Nie mogłam w to uwierzyć, jestem ciekawa co on zrobi.
Przecież nie jestem o niego zazdrosna, niech robi co uważa.
Umyłam sobie ręce i wyszłam. Od razu uderzyła mnie fala piosenek, które były mniej słyszalne w łazience. Szukałam wzrokiem Michael’a, napotkałam go siedzącego przy stole, na swoim wyznaczonym miejscu. Ruszyłam do swojego miejsca i na nim usiadłam, jak na razie nie było widać tych dziewczyn.
– Jak się czujesz, June? – zapytał Michael.
– Bardzo dobrze, Michael. – odpowiedziałam.
Po niespełna dziesięciu minut, pojawiły się i zaczęły się przystawiać do Michael’a.
– Cześć, mam na imię Anastasia. – powiedziała jedną, druga się odsunęła nic nie mówiąc.
– Dzień dobry, Anastasio. – odpowiedział Michael.
– Może... – zaczęła. – Pójdziemy zatańczyć? – zrobiła krok do przodu.
– Nie. – powiedział stanowczo.
– Dlaczego? Co, nie podobam ci się? – zrobiła kolejny krok do przodu, że znalazła się przy Michael’u.
– Nie, jesteś najbrzydszą kobietą jakąkolwiek mogłem zobaczyć, a uwierz, widziałem ich wiele. – mówił drwiącym głosem.
Anastasia się oburzyła i odeszła. Michael obrócił się w moją stronę.
– Zatańczymy? – wystawił dłoń.
– Jasne.
Zaczęliśmy taniec, muszę przyznać, że potrafi tańczyć. Zaczął się wolny taniec, a ja pozwoliłam się ponieść. Tańczyliśmy przytuleni do siebie, napawałam się tym momentem. Wiedziałam, że nie będę mogła sobie pozwolić na to innym razem.

UmowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz