Rozdział 22

97 1 0
                                    

Obudziłam się, rozejrzałam się dookoła. To nie była nasza sypialnia, ściany były białe, a ja leżałam na łóżku szpitalnym. Nie wiedziałam dlaczego ja tu jestem.
– Widzę, że się już Pani obudziła. – uśmiechnął się lekarz.
– Dlaczego tu jestem?
– Po prostu Pani zemdlała i dlatego jest Pani tutaj.
Nagle wspomnienia uderzyły we mnie. Będę miała dwóch synów. To brzmiało jak żart, a może ja chciałam, aby tak to brzmiało?
– June. – usłyszałam głos Michael’a.
– Michael... – oczy zaczęły mnie piec.
– Już jestem przy tobie... – przytulił mnie.
– Będziemy mieli...
– Tak, dwóch synów. – czułam, że zaczął się uśmiechać.
Bałam się, że nie dam sobie rady. Tak, cholernie się bałam.
***
Po kilku dniach, mogłam opuścić szpital. Byłam szczęśliwa, że będziemy mieli potomstwo. Będę patrzeć jak dorastają... Po prostu będę przy nich, nie ważne czy w złych, czy w dobrych chwilach. Razem z Michael’em dzisiaj mieliśmy się wybrać na zakupy, które będą potrzebne dla dzieci.
– Gotowa? – zapytał.
– Tak, nie wiesz jak bardzo. – uśmiechnęłam się.
Mieliśmy już wybrane wózki, łóżeczka, akcesoria... Zostały nam jeszcze tylko ubranka. Podeszłam pod dział, związany z ubraniami dla dzieci i zaczęłam rozglądać się. Wybrałam te same ubranka po dwa razy. Byłam ciekawa czy będzie można ich odróżnić... A może będą identyczni?
– Zapraszamy ponownie. – odezwała się kasjerka.
Zapakowaliśmy wszystko do samochodu i wsiedliśmy. Spojrzałam przed siebie i zaczęłam myśleć. Ostatnio nie widziałam u nas Stelli. Może jest chora, ale jednak chciałabym jej powiedzieć o mojej ciąży. Była dla mnie jak ktoś z rodziny.
– Michael?
– Tak, skarbie?
– Dlaczego Stelli u nas ostatnio nie ma?
– Jest chora.
– Tak długo? Może coś jej się stało? Odwiedźmy ją.
– Dobrze, zrobimy to w przyszłym...
– Dzisiaj. – nie dałam mu skończyć.
Podjechaliśmy pod dom Stelli. Wysiadłam z samochodu i podeszłam pod drzwi. Zapukałam, ale nikt nie otwierał. Nacisnęłam klamkę, a drzwi się otworzyły. Weszłam niepewnie do środka, a za mną Michael.
– Stella? Jesteś w domu?
Nie było jej w żadnym pomieszczeniu, więc wybraliśmy się na piętro. Nigdzie jej nie było, zostały nam tylko drzwi do jej sypialni. Weszłam niepewnie do środka i zobaczyłam ją leżącą na łóżku.
– Stella?
Nie odezwała się, podeszłam bliżej. Jej twarz była blada. Szturchnęłam ją, ale się nie poruszyła. Jej klatka piersiowa nie pracowała. Ona nie żyje.
– Michael, ona jest martwa. – spłynęła mi łza.
Byłam przerażona. Stella umarła.
– Proszę, nie... – zaczęłam płakać.
– June...
– Dzwon po karetkę! – krzyknęłam.
– Ona już nie żyje... – spojrzał się na mnie, jemu też było przykro.
– Nie. To nie może być prawda, rozumiesz?!
– Dzień dobry, chciałbym kartkę na ulicę... – reszty rozmowy nie usłyszałam, ponieważ Michael oddalił się.
Patrzyłam na nią. Była wesoła, a teraz jej twarz jest bez emocji. Rozmawiałyśmy, lecz teraz już nie zamienimy słowa. Cieszyła się życiem, a teraz zaznała spokoju już na wieki.
***
Minął już tydzień od pogrzebu, a ja stałam w tej chwili przed jej grobem.
– Nie zdążyłam ci za twojego życia powiedzieć, że jestem w ciąży. Będziemy mieli synów, razem z Michael’em. Szkoda, że ty nie będziesz mogła ich nigdy ujrzeć. – spłynęła mi łza. – Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś coraz bardziej osłabiona? Byśmy ci pomogli... Tak bardzo brakuje nam ciebie. Może Michael jest twardy i nie okazuje zbytnio emocji, ale tęskni za tobą...
Popatrzyłam się jeszcze raz na grób. Położyłam białe róże, obok jej imienia i nazwiska.
– Spoczywaj w pokoju. – odeszłam.
Widziałam jak Michael siedzi w samochodzie, z głową opartą o kierownicę.
– Jedźmy już.
Michael ruszył, a ja utkwiłam wzrok w swoich dłoniach.
– A ty jak się czujesz? – zapytałam Michael’a, kierując wzrok na niego.
– Normalnie. – uśmiechnął się, jego uśmiech nie był prawdziwy.
– Michael, nie kłam.
– Co mam ci powiedzieć? Tak, odczuwam smutek? – spojrzał na sekundę, na mnie. – Ona była ze mną przez większość mojego całego życia.
Była dla niego jak rodzina, może i nie powinnam się go dopytywać, skoro sam z siebie nie chciał nic powiedzieć.  Nagle wyrzuty sumienia, przepełniły mnie całą.
– Przepraszam. – powiedziałam.
– June...
– Nie powinnam cię pytać. – odwróciłam wzrok.
Jego ciepła dłoń nakryła moją. Ścisnął ją lekko. Wiedziałam już, że to będzie trudny czas. Dla mnie i dla niego.

UmowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz