Rozdział 11

131 3 0
                                    

Poprzedni dzień, był dla mnie męczący. Chciałam pozałatwiać parę spraw, które ciążyły mi na głowie, lecz nie starczyło mi czasu. Dzisiaj muszę to na pewno zrobić, chciałam się dopytać szefa kawiarni, czy nie potrzebują nowej pracownicy. Ta kawiarnia była jedną z moich ulubionych. Nie chciałam siedzieć i nic nie robić w domu. Teraz jak nie mieszkam z... Tym człowiekiem, nie mam dużo rzeczy do roboty, ale teraz mam czas na spotkania i wyjścia wieczorami.
Tak jak teraz myślę nad tym, nie było tam źle. Było normalnie, jak w domu... Odczuwam uczucie żalu do Michael’a za to, że tak postąpił. Przecież do niedawna tak chciałam, więc dlaczego tak to przeżywam?
Zadzwoniłam do pana Walker’a, był moim znajomym i moich rodziców.
– Dzień dobry, panie Walker. – powiedziałam do telefonu.
– Jak miło cię słyszeć, June. – powiedział szczęśliwy.
– Mam do pana pytanie, co prawda jestem przygotowana na każdą, wypowiedzianą przez pana odpowiedź.
– Jak brzmi twoje pytanie?
– Czy nie potrzebuje pan pomocy w kawiarni? Szukam pracy, ponieważ chcę sobie dorobić w wolny czas.
– Ratujesz mnie! Ostatnio jedna z kelnerek się zwolniła, więc jest dla ciebie wolne miejsce, możesz zacząć od jutra! – nagle zabrzmiały szmery. – Oj, przepraszam cię! Muszę się już rozłączyć.
– Dziękuję! – wykrzyczałam do telefonu, ale nie usłyszał zapewne, bo się rozłączył.
***
Nie wyrabiałam już, byłam już na nogach od czterech godzin. Bez przerwy, ponieważ coraz więcej osób znajdowało się w kawiarni. Teraz stałam na kasie, dzięki czemu mogłam postać w miejscu. To była ulga dla moich nóg, które prosiły mnie o przerwę. Zanim się spojrzałam, już stał przede mną mężczyzna, który dziwnie mi kogoś przypominał. Kiedy na niego spojrzałam, zesztywniałam. Stał przede mną Michael Keller. On chyba też się zdziwił, że tu jestem.
– Dzień dobry, czego pan sobie życzy? – powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
– Poproszę espresso.
– Coś jeszcze? – zapytałam już nie patrząc na niego, lecz on patrzył się na mnie dość intensywnie.
– Nie.
– Proszę usiąść, koleżanka zaraz przyniesie pańską kawę.
Poszedł usiąść przy stoliku, przy którym znajdowało się okno. Wybrał to samo miejsce co ja wtedy.
– Eliza, espresso zanieś na stolik przy oknie.
Spojrzała się w tamtą stronę i ruszyła. Została mi jeszcze godzina pracy, co prawda pięć godzin dzisiaj pracuję, ale to tylko dlatego, że to pierwszy dzień.
Była już późna godzina, ponieważ musiałam zostać dłużej. Jedna z kelnerek musiała szybciej iść do domu. Szłam ze spuszczoną głową, bo padał deszcz. Potknęłam się, lecz nie upadłam.
– Uważaj. – powiedział Michael.
– Dziękuję. – odsunęłam się od niego.
– Podwieźć cię? – zapytał.
– Nie, dam radę.
– Zmokniesz, a później możesz się przeziębić.
Michael odwoził mnie właśnie, pod mój dom. Gdy podjechaliśmy już, wysiadłam z samochodu jakbym została poparzona. Szybko rzuciłam podziękowanie i nie oglądając się za siebie weszłam do domu. Nie uległo uwadze mojej mamie to, że ktoś mnie przywiózł.
– Któż to cię przywiózł? – uśmiechnęła się.
– Nie będziesz zadowolona, gdy ci powiem.
– Chyba to nie jest, aż taka zła wiadomość. – nadal się uśmiechała.
– Mamo, Michael mnie przywiózł. – jej uśmiech znikł.
– Myślałam, że to koniec.
– Tak, to koniec. – pomrugałam parę razy, aby odgonić zbierające się łzy.
To koniec.
***
Sophie usiadła na moim łóżku, uważnie mi się przyglądając. Chciała we mnie odszukać czegoś, może na jakieś jej pytania?
– Może i nie poznałam z twojej strony tego całego Michael’a, ale z mojej strony wydaje się być spoko. –  wzruszyła ramionami.
– Czekaj, widziałaś się z nim? – niedowierzałam.
– Tak, w sumie odwiedził mnie w mojej pracy.
– A co chciał?
– Złożył zamówienie na kupno kwiatów, przyszedł je po prostu odebrać.
Kupił kwiaty? Ciekawe dla kogo. Czy on ma kogoś? Od tej myśli zrobiło mi się przykro, a zarazem zaczęła buzować we mnie złość. Co prawda Sophie pracowała tam dorywczo, tylko na jakieś parę tygodni, które miała za niedługo skończyć.
– Wszystko dobrze, June? – pomachała mi ręką przed twarzą.
– Tak, wszystko dobrze...
– Michael nie jest taki zły, może powinnaś o niego zawalczyć?
– To jest wykluczone.
– Dlaczego? Czy to aż takie trudne?
– Nie mogę go pokochać.
– June, ty słyszysz co mówisz? – powiedziała. – Miłość przyjdzie nieoczekiwanie, nawet jeśli tego nie chcesz. Ja jestem tego przykładem.
– A jak z dzieckiem? – zapytałam, chcąc zmienić temat.
– Wszystko dobrze, rozwija się prawidłowo. – oznajmiła. – Nie zmieniaj tematu.
– Chciałam się dowiedzieć tylko, w końcu będę ciocią. – wtedy zawibrował mój telefon.

Nieznany:
Spotkajmy się w kawiarni, w tej co pracujesz o szesnastej.
M.K

No chyba żarty sobie robi. Najpierw mówi, że spłaciłam dług i nie chce się kontaktować, a teraz pisze do mnie o spotkaniu?
– Widzę, że napisał twój ukochany. – poruszyła brwiami.
– Po pierwsze, to nie jest mój ukochany. A po drugie, nie myśl sobie, że pójdę z nim się spotkać... Bo chce. Nie, będę musiała, ponieważ tam pracuje.
– Mam nadzieję, że do urodzenia mojego bobasa zostaniecie sobie bliscy.
– Rozpędziłaś się za bardzo. Ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

UmowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz