Rozdział 3

229 6 5
                                    

Przetarłam twarz rękoma. Spojrzałam na zegarek, wskazywał ósmą. Super. Marzyłam wstawać później, żeby się wyspać. Jak byłam na studiach, praktycznie przez całe dnie byłam na nogach, a to praca, studia. Nie nadążałam. Nagle ktoś zapukał do mojego pokoju.
– Dzień dobry, June. – powiedziała starsza pani.
– Dzień dobry, Pani...– nie wiedziałam jak ma na imię, więc się zawahałam.
– Stella. – uśmiechnęła się ciepło. – Mówmy sobie po imieniu.
– Dobrze Stello. – uśmiechnęłam się.
– Zrobiłam gofry, z bitą śmietaną i owocami. Mam nadzieję, że jesteś głodna.
– Tak, ubiorę się i zejdę.
Stella zamknęła drzwi, a ja wyszłam spod ciepłej kołdry i skierowałam się do walizki. Prawdę mówiąc jeszcze się nie wypakowałam. Wczorajszy dzień... To było dla mnie za dużo. Ubrałam się w szary dres, a pod bluzę, białą koszulkę. Michael’a już chyba nie było w domu, więc mogłam się bardziej swobodnie poruszać. Zeszłam na dół do kuchni, usiadłam przy stole, gdzie czekały na mnie gofry. Musiałam znaleźć pracę jak najszybciej.
***
Przeglądałam oferty pracy, była praca jako asystentka szefa.  To jedyna jaka mi pasowała. Wysłałam do niej swoje CV, wiedziałam, że to była szansa pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Warto było spróbować. Długo nie trzeba było czekać, ponieważ niemalże po dziesięciu minutach dostałam odpowiedź na maila. Przejrzałam całego, aż do odpowiedzi. Zastygłam w miejscu, bo okazało się, że się dostałam! Było tylko jedno „ale”. Miałam jutro zacząć, nawet bez spotkania w sprawie przyjęcia mnie do pracy. Możliwe, że szybko potrzebowali kogoś.
Był wieczór, a ja zaczęłam dopiero szykować ubrania. Naszykowałam sobie czarne spodnie eleganckie, czarne body i czarny żakiet, a do tego wszystkiego czarne szpilki. Wiem, że będę wyglądała jakbym szła na pogrzeb, ale tak mi się podoba. Nagle drzwi się otworzyły.
– Co robisz? – zapytał Michael.
– Nic, coś chcesz? – zapytałam.
– Dobrze, proszę Cię abyś ze mną poszła do mojego gabinetu. – powiedział, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. – Teraz. – dodał poważnie.
Jak kazał, tak poszłam do jego gabinetu. On czekał już na swoim wielkim fotelu, za masywnym biurkiem.
– Podpisz to. – wskazał na dokument.
Podeszłam bliżej biurka i ujrzałam umowę. To raczej ta umowa, która miała zmienić moje życie.  Drżącą dłonią wzięłam długopis i złożyłam podpis.
***
Byłam przed wielką firmą Petersen Company. Był to wielki, prawie cały przeszklony budynek. Weszłam do środka. Czekał przy recepcji na mnie wiceprezes tej firmy. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam to.
– Dzień dobry. – odezwałam się pierwsza.
– Witaj, może przejdziemy na „ty”? – spytał.
– Dobrze, June.
– Matt. – podał mi rękę, którą uścisnęłam. – Stresujesz się?
– Troszkę. – powiedziałam pół żartem.
– Nie masz czym, ale ostrzegam cię przed Ivan’em, prezesem, ma on ciężki charakter, ale patrz optymistycznie. – położył dłoń na moich plecach i zaczął prowadzić w stronę wind.
Wjeżdżaliśmy na ostatnie piętro. Nie oszukujmy, trochę to zajęło. Miałam zostać odprowadzona do swojego biura, a obok było prezesa. Miałam zapał do tej pracy. Chciałam tak ciężko pracować, żeby spłacić ten dług. Wiedziałam, że szanse na spłatę były nikłe, ale warto było spróbować czyż nie?
– O to twoje biuro, mam nadzieję, że będzie ci się dobrze pracowało. – mrugnął do mnie okiem. – Zaraz będziesz musiała przejść do Ivan’a, on ci da zadania na dzisiaj do wykonania. Do zobaczenia June
Odłożyłam torebkę na fotel i udałam się do biura prezesa. Trochę się stresowałam, że mnie nie polubi. Po prostu bałam się odrzucenia. Już kiedyś takie coś mnie spotkało, nie chciałabym tego drugi raz przechodzić. Zapukałam i usłyszałam donośne „proszę”. Weszłam.
– Dzień dobry. – powiedziałam niepewnie.
Za biurkiem siedział wysoki brunet o zielonych oczach, w na miarę skrojonym garniturze.
– Dzień dobry, Panna Bailey? – zapytał, odłożył dokumenty na bok.
– Tak, przyszłam po karteczkę z zadaniami. – powiedziałam już z bardziej pewnością siebie.
– Niech Pani podejdzie. – uśmiechnął się. – Tu ma pani zadania na dzisiaj. – wskazał ręką.
Wzięłam je i już miałam się kierować do drzwi, ale zatrzymał mnie jego głos.
– Przejdźmy na „ty”. – powiedział. – Ivan.
– June.  – uśmiechnęłam się.
Wyszłam z jego biura i skierowałam się do swojego.
***
Nadszedł w końcu ten czas, że mogłam wrócić do domu. Cóż, może nie jest, aż taki fajny, ale na pewno lepszy od siedzenia w papierach. Gdy wyszłam z firmy zaczął padać deszcz, a ja nie miałam tutaj swojego samochodu.
– Wsiadaj, podwiozę cię. – uśmiechnął się.
Szybko wsiadłam do samochodu. Zaczęłam go kierować jak dojechać pod rezydencję.
***
– Dziękuję. – powiedziałam i wysiadłam z samochodu.
Usłyszałam jak samochód odjeżdża, otworzyłam furtkę i zaczęłam iść chodnikiem w stronę drzwi wejściowych. Weszłam do domu trochę przemoknięta. Zdjęłam buty, odwiesiłam płaszcz i skierowałam się na górę. Miałam wejść do pokoju, ale coś mnie zatrzymało, a raczej ktoś.
– Gdzie byłaś? – zapytał.
– W pracy. – odpowiedziałam.
– Kto to był?
– Kto?
– Ten z samochodu. Mogłaś do mnie zadzwonić bym cię przywiózł.
– Mój szef.
– Chodź zjemy kolację. – zmienił temat.
Zeszliśmy na dół. Zjedliśmy, a później ja postanowiłam pójść do salonu. Salon miał wielkie okna rozciągające się od podłogi do sufitu. Kiedy przez nie spojrzałam błysnęło się. To znaczy, że zaczynała się burza. Nagle zaczęło mocno grzmieć i pioruny na niebie się pokazywały z niebywałą prędkością. Bałam się burzy. Upadłam na podłogę i się skuliłam.
– June. – podszedł do mnie Michael. – Boisz się burzy? – zapytał.
– Tak.
Tak naprawdę nie bałam się burzy, ja byłam zawsze przerażona kiedy ona się rozpoczynała. Może i to ja byłam dziwna. Ale było to coś, czego się bałam.
– Chodź. – wziął mnie i zaprowadził na górę, do mojego pokoju.
Czuwał przy mnie dopóki nie zasnęłam. Te słowa, które wypowiedział słyszałam jak przez mgłę.
– Dobranoc. – szepnął. – June. – dopowiedział.
***
Co mnie pokusiło żebym ustawiła sobie budzik! Czuję się nie wyspana, ale jak się chciało spłacić dług to trzeba było ciężko pracować. Wstałam opornie i podeszłam do szafy. Dzisiaj postawiłam na sukienkę obcisłą, czarną, a do tego czarne, błyszczące szpilki. Gdy załatwiłam poranną rutynę, udałam się do kuchni. Gdzie nie czekała Stella, tylko sam w sobie Michael. Spojrzał na mnie i zobaczyłam w jego oczach jakiś błysk, który nie trwał długo.
– Gdzie się wybierasz? – zapytał.
– Do pracy.
– Przebierz się. – powiedział spokojnie.
– Nie wiem czy ty wiesz, ale jeżeli zaraz nie wyjdę spóźnię się. – odpowiedziałam.
– Masz się przebrać, panno Bailey. – powiedział stanowczo.
– Super! – krzyknęłam, jak wchodziłam po schodach.
Moje wkurzenie przez niego osiągnęło swój cel dzienny.
***
– Dopilnuj, aby June Bailey straciła jak najszybciej pracę.
***
Siedziałam bezczynnie na łóżku i patrzyłam się w ścianę. Po tym jak ktoś z firmy zadzwonił do mnie, że już nie pracuje u nich. Super. Jeszcze Ivan nie odbiera. I co ja teraz zrobię? Jak ja spłacę dług? Może już się najlepiej poddać?

UmowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz