Rozdział 21

85 1 0
                                    

Od tamtej pory, minęło dwa tygodnie. Michael dbał o mnie jak tylko mógł, jego uczucia wobec mnie się nigdy nie zmieniły. Patrzyłam na przyszłość z przyjemnością, ale też z niepokojem. Co dalej? Co będzie, jeśli zostanę sama? Czy to wszystko wyjdzie na dobre?
– June, nie dźwigaj tego. – powiedział Michael.
– Przecież nie jestem niepełnosprawna.
– Kochanie, ja tu jestem mężczyzną i ja mam rację.
Jest jedna z wielu zasad, nigdy nie podważaj słowa kobiety. Wyjęłam z siatki napój, w plastikowej butelce, szybko zamachnęłam się i wycelowałam w ramię mojego mężczyzny. Patrzyłam na jego twarz, przyjął to ze spokojem.
– Próbuj dalej.
– A żebyś wiedział, że będę. – zamachnęłam się drugi raz, ale zdążył się odchylić.
Złapał mnie za ramię i odwrócił mnie, abym się na niego spojrzała.
– Skarbie, nie sądzisz, że powinnaś przestać? – patrzył się głęboko w moje oczy.
Staliśmy nieruchomo, nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy nas mijali. Jego wzrok był przeszywający.
– Michael...
– Tak?
– Orientuj się, bo przegapisz mój atak. – wymierzyłam solidny policzek, ale nie dłonią... Tylko butelką.
Jego twarz drgnęła od uderzenia. Spojrzał na mnie, to nie był wzrok, którym patrzyłby jak na swą przyszłą żonę, ale patrzył się jak na swojego przeciwnika.
– To był błąd. – wypowiedział te słowa szeptem.
***
Siedziałam w salonie, czekając, aż Michael w końcu opuści swój gabinet. Odkąd wróciliśmy, nie odezwał się do mnie i zaszył się w właśnie tam. Moja cierpliwość, chyba osiągnęła już swój limit. Wstałam z kanapy i mocno stąpając po podłodze, weszłam na schody.
– Michael! – krzyknęłam podchodząc do drzwi, chciałam je otworzyć, ale były... Zamknięte. – On to sobie chyba żarty robi.
Zapukałam do drzwi, ale nie odpowiadał.
– Michael? Proszę, otwórz. – nie odpowiadał.
Jeszcze raz nacisnęłam jeszcze raz klamkę, chcąc otworzyć drzwi.
– Przepraszam. – wypowiedziałam te słowa, które zadziałały na niego zachęcająco, ponieważ otworzył drzwi.
Wziął mnie w swoje ramiona, zamykając w żelaznym uścisku. Po chwili ucałował mnie w czoło.
– Tak bardzo tęskniłem.
– Ja też za tobą, Michael. I nie tylko dzisiaj...
– Tak mówisz, skarbie? – ujął mój podbródek.
– Tak i to jest szczera prawda. – przygryzłam wargę.
– Jeszcze nie wiesz, jakie wspaniałe życie nas czeka.
– Nie wybiegaj w przyszłość, ponieważ ja chcę teraźniejszość, Panie Keller.
– Tak powiadasz, panno Bailey? – jego jedna brew, powędrowała do góry.
– Za niedługo, już nie panna... Tylko Pani oraz nie Bailey... Tylko Keller.
– Nie mogę się doczekać, aby każdy już wiedział, że jesteś moja.
– Twoja? – objęłam rękoma jego kark, odpowiedział mi cichym mruknięciem.
***
Dni mijały dosyć szybko, aż w końcu zamieniły się w tygodnie, a ja zauważałam cały czas zmiany. Minęło już piętnaście tygodni, a mój brzuch już było widać. Czekałam na ten dzień, przez cały ten czas. To właśnie dzisiaj, dowiemy się kim będzie nasze dziecko. Chodziłam do ginekologa już wcześniej, aby sprawdzać czy wszystko jest w porządku. Czasami nie słuchałam, co lekarz mi mówił, ponieważ zamartwiałam się jak to będzie.
– Pani Bailey, proszę niech Pani wejdzie.
Weszłam do gabinetu doktora, razem z Michael’em. Ginekolog, od razu zabrał się za robienie USG.
– Dzieci rozwijają się prawidłowo...
– Przepraszam, dzieci?
– Tak, będą państwo mieli dwójkę chłopców. – uśmiechnął się.
Spojrzałam na Michael’a, nie reagował. Wpatrywał się w ekran, gdzie było widać nasze dzieci. Nie będziemy mieli jednego, ale dwójkę. Czułam jak zaczął mi się rozmazywać wzrok. Miałam uczucie, jakbym patrzyła przez mgłę. W końcu moje oczy się zamknęły, a ja nie pamiętałam już nic.

UmowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz