POV: Cam Monet
Hailie usnęła kilka minut temu w najdroższym foteliku jaki istniał, a mnie dopadły wyrzuty sumienia że zabrałem ją od jej matki i babci, ale nie pozwolę jej dłużej wychowywać się bez braci. Jest Monet, a my trzymamy się razem.
Jechaliśmy prosto na lotnisko, bocznymi drogami, żeby nikt nie zauważył. Hailie kilka razy kaszlała i była cała rozpalona, ale stwierdziłem że jak będziemy już w domu to dopiero wtedy zajmie się nią najlepszy lekarz jakiego mam.
Po jakimś czasie siedzieliśmy już w prywatnym samolocie. Dałem małej krolewnie lekarstwa na zabicie gorączki i jakiś syrop na kaszel. Jak na razie trochę pomogło, kaszle mniej i ma mniejszą gorączke ale nadal ją ma.
Biedna królewna.
Wykonałem pełno telefonów po drodze z informacjami o tym co robić jak jej matka będzie jej szukać. Na przemian ciągle robiłem coś na telefonie i zerkałem na córkę. Mój telefon ciągle dzwonił. Ten jeden numer który znam na pamięć od kilku lat. Jej matka.
- kim jesteś? - usłyszałem przerażony dziecięcy głosik. Szybko spojrzałem na Hailie, która przyglądała mi się z zaciekawieniem i przerażeniem.
- Cześć, królewno - zacząłem łagodnie - jestem twoim tatą, możesz mnie nie pamiętać, ale to ja.
Dziewczynka rozluźniła się nieco jak się zaśmiałem i tylko patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczkami.
- Jak się czujesz? - spytałem z troską.
- Gorąco mi troske. Gdzie jedziemy?
- Do domu, królewno.***
Mam nadzieję, że się spodobało :))
Trochę krótkie bo około 200 słów ale później bedą dłuższe
Zostaw gwiazdę proszę🙏
Nic cię to nie kosztuje
Miłego❤️
CZYTASZ
Mała Monet
FanfictionCo gdyby Cam jednak porwał Hailie, żeby ta wychowała się z braćmi? ~Powieść na podstawie książki ,,Rodzina Monet" ~ Może zawierać spojlery więc czytasz na własną odpowiedzialność ~ opowiadanie jest wymyślone i nie jest to żadnym dodatkiem do książki...