10

1.4K 51 27
                                    

POV: CAM
Dylana od kilku dni odwiedzała sąsiadka o imieniu Martina. Wszyscy mu dogryzywaliśmy, że będą piękną parką. Od kiedy Vince upił Willa na razie jest spokojnie.
- Tato? Możemy pojechać dzisiaj na miasto? Nudzi nam się, a Hailie chcę do ludzi - zaczął mi jęczeć nad uchem Dylan z Hailie na rękach.
- Po obiedzie pojedziemy.
- I zjemy kolację w restauracji?
Mruknąłem ciche potwierdzenie i wróciłem do pracy. Z pokoju Willa usłyszałem dzwięki kłótni Willa i któregoś z bliźniaków. Z tego co wiem Will rozmawiał w swoim pokoju z Adrienem Santanem. Dobrze. Niech utrzymuje z nim dobre relacje bo się przydadzą na przyszłość.
- Tato! - krzyknął Shane wpadając do kuchni, w której siedziałem.
- Zostaw brata w spokoju. - powiedziałem i nawet nie podniosłem wzroku z nas laptopa.
- Ale tato! Ja też chcę pogadać z Adrienem!
- Dziecko ty go dwa razy w życiu widziałeś to nie twój kolega tylko Willa.
- A to może Hailie też powinna go poznać i jego rodzinę? Przecież to ważne podobno żeby utrzymywać dobre relacje z nimi. A jak się poczują jak nie chcesz dopuścić ich do spotkania swojej córki?
- Po pierwsze ty się masz tym nie przejmować - Spojrzałem na niego jak na idiotę. - A po drugie, dziecko ty masz 6 lat i mi tu mądrościami walisz. Idź w pokoju posprzątać a nie.
- Idę się przejść. - odburknął obrażony. Nie przejąłem się tym bo nic mu się tutaj nie stanie. Na tej wyspie są tylko zaufani ludzie. Sam wróciłem do pracy.

***

- TATO! - Usłyszałem krzyk Willa. Poderwałem się na równe nogi i pobiegłem do przedpokoju.
- Shane?! Co ci się stało?!
Dopadłem do syna, który był cały we krwi. Shane stał nie wzruszony. Hailie zaczęła płakać. Wszyscy się zlecieli.
- Will zabierz stąd Hailie. Vince idź z Dylanem i Tonym do pokoju. Mamo jakbyś mogła stąd wyjść byłbym wdzięczny.
Wszyscy wykonali polecenia i zostaliśmy z Shanem sami. Spojrzałem na niego i zacząłem go oglądać z każdej strony.
- Shane? Czy to twoja krew?
- Chyba nie. Nie czuję bólu więc raczej nie. Ale nie jestem pewien.
- Jak to nie jesteś pewien? Idź się umyj z łaski swojej to wtedy się przekonamy i porozmawiamy, dobrze?
Shane skierował się do łazienki z nianią, a po chwili usłyszałem szum wody. Usiadłem z niepokojem na kanapie i czekałem. Co miałem innego robić?
- Panie Monet gotowe.
Skinąłem na niańkę i poklepałem miejsce obok siebie. Shane usiadł i siedział. Nie wydawał się chętny na zaczęcie rozmowy. Musiałem to zrobić ja.
- Okej, Shane. To nie była twoja krew więc odpowiedź mi na dwa pytania. Kogo ta krew była i jak to się stało?
- Nie wiem.
- Jak można nie wiedzieć czyją krew się na sobie miało i dlaczego?
- No nie wiem. Na prawdę. Poszłem...
- Poszedłem się mówi.
- Tak, tak. Więc poszedłem się przejść i nagle bum jak wróciłem to Will zaczął drzeć mordę i dalej wiesz bo sam byłeś.
- Shane nie mówi się tak brzydko. Kto was tego nauczył?
- Dylan nauczył się od ciebie i Monty'ego, a później nauczył nas. Znam jeszcze więcej brzydszych określań takich jak kurwa, japie...
- Stop! Koniec tej rozmowy. Na takie słowa jesteś za mały. Pogadamy jak będziesz w wieku 10 lat najwcześniej, a teraz nie wolno ci tak mówić brzydko.
- Dobrze tato. Mogę już iść?
- Idź i nic już nie rób nic głupiego bo na zawał wam padnę i będziecie pod opieką Vincenta i Monty'ego.
- Nie! Oni się rządzą! Szczególnie Vince!
- Idź już. Pobaw się z Hailie czy coś. Albo nie. Z Tonym lepiej. Bo jeszcze Hailie ucierpi przy jakimś żarcie czy coś.

***

- Wychodzimy, mam nadzieję że jesteście gotowi - powiedziałem do Świętej Trójcy, ale zastałem tylko Shane'a.
- Tony się jeście pobiera z Dylandm  - powiedział Shane żując jakieś ciastka.
- Shane, Tony i Dylan się nie pobierają więc nie mów z pełną buzią.
- Przebierają się jeszcze - powiedział kiedy skończył ciastko i zeskoczył z blatu.
- Idź do rodzeństwa na taras ja na nich poczekam.
Shane wyszedł. A ja miałem wrażenie że czekam w nieskończoność. Po kilkunastu minutach Dylan i Tony weszli do przedpokoju, a ja się załamałem.
- Mam to gdzieś czy to było dla żartów wychodzimy tak jak jesteście ubrani i się nie przebieracie - powiedziałem i odwróciłem się w stronę wyjścia żeby iść do reszty swoich dzieci. Za mną podążyli Dylan w stroju Minionków. Oboje umalowali sobie twarze na żółto i założyli dziwne okulary.
- Tato? Zamierzasz ich tak puścić? Wyglądają jak idioci - spytał Will.
- Nie różni się to od życia codziennego. Dostaną za swoje. Jedziemy.
Po parunastu minutach byliśmy już na drugiej wyspie na mieście. Hailie opserwowała wszystko dookoła siebie i biegała w tą i spowrotem.
- Za jakąś minutę będziemy na miejscu.
- Tato to tam? Gdzie jest tak dużo świateł?
- Tak, to tam.
Święta trójca i Hailie pobiegli w tamtą stronę o mało się nie zabijając. My niestety musieliśmy biec za nimi. Fajny widok. Jeden dorosły mężczyzna, z dwójką nastolatków biegnący za czwórką dzieci. Ludzie nam miejsce robili jak nas widzieli.
- Nie wiem czy to dobry pomysł żeby iść do restauracji z basenem. - odezwał się Vince, pierwszy raz od godziny.
- Wziąłem dla Hailie ciuchy na przebranie, a jak chłopacy wejdą do basenu to już ich problem. Chociaż będą się dobrze bawić i będą padnięcia jutro.
- Racja.
Usiedliśmy przy stoliku na dachu skąd był idealny widok na plażę oraz 5 metrów dalej mieliśmy basen. Kiedy zjedliśmy, zaczęliśmy z Vince degustacje alkoholu, a najmłodsi poszli się bawić.
- A ja jestem Hailie - dobiegł mnie głos mojej córeczki, więc spojrzałem na nią. Pod czujnym okiem Willa bawiła się z jakimś chłopakiem w jej wieku. Will rozmawiał prawdopodobnie z bratem tego chłopaka, więc nie przejmowałem się bo Hailie była pod dobrym okiem. Ale wolałem obserować. Dobrze mi się patrzyło na córkę.
- Lucas musimy już iść - powiedział chyba brat chłopaka z którym zaprzyjaźniła się Hailie. - Mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy Will.
- Do zobaczenia w przyszłości Harrison.
- Lucas pożegnaj się z koleżanką i idziemy!
Lucas podszedł do Hailie i ją przytulił.
- Do zobacenia, Hailie - powiedział sepleniąc i ją... POCAŁOWAŁ?!
Nie no chyba go 4 letnie hormony dopadły! Córkę mi pocałował. Co za przychlast jakiś.
- Cześć, Lucas - powiedziała królewna i się lekko zawstydziła. A później wszystko poszło szybko. Tony przez "przypadek" popchnął Dylana, który wpadł na chłopca który pocałował mi córke. Dylan razem z tym Lucasem wpadli do basenu.
- Lucas! - krzyknęli Will i jego kolega w tym samym czasie.
- Ups - powiedział sztucznie Tony. Podczas kiedy Will z kolegą zajmowali się wyjmowaniem Lucasa z wody, Dylan już dawno wycierał się ręcznikiem lezącym na leżaku. Tony wziął Hailie za rączke i razem usiedli na leżaku Shane'a.
- Suń dupę - powiedział do Shane'a Tony.
- Dupę? - spytała Hailie. No chyba go powaliło żeby uczyć jej takich słów.
- Przesłyszało ci się dziewczynko. I nie mów tak więcej to nie ładnie - powiedział do niej Dylan. Hailie przytaknąła głową.
Will przyszedł do nas po czasie i westchnął padając na krzesło.
- Zabije ich kiedyś. Harrison powiedział że nic się nie stało ale powiedział to z wyrzutem - załkał.
- Will, czemu ci tak zależy? Nie zobaczycie się już pewnie nawet.
- Polubiłem go.
- Tato! - Hailie wrzasnęła i usłyszałem plusk. Święta trójca razem z Hailie wpadli na bombę do basenu. Nie przejąłem się tym bo był tu ratownik ale i tak miałem ich na oku na wszelki wypadek.
Spojrzałem na dosłownie chwilę na Willa który nadal jęczał że źle się czuje bo Harrison już go nie lubi.
- TATO! DYLAN WRZUCIŁ PIZZE DO BASENU! MOGE JĄ ZJEŚĆ?

***
Witam, witam i o zdrowe pytam.
Mam nadzieję że się spodobał rozdział z tylko perspektywą Cama i przepraszam że musieliście trochę czekać na rozdział, ale pisze swoją opowieść i zapomniałam 😅
Rozdział dłuższy bo ponad 1.000 słów tak jak ostatnio haha.
Zawodowy żebrak prosi o
zostawienie gwiazdki bądź komentarza, proszee🙏
Miłego ❤️

Mała MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz