13

1.1K 58 24
                                    

POV: CAM
- Jesteś tego świadoma że po tym co zrobiłaś nie dopuszczę cię już do mojej córki?
- Ty też ją porwałeś!
- Słuszna uwaga, lecz ona powinna wychowywać się w śród braci. Jesteśmy jak rodzina królewska, dziecko zawsze musi w niej być. Wiesz że prędzej czy później Hailie byłaby u mnie. A teraz ma szansę się wychowywać tutaj.
- No i co mi zrobisz? Zabijesz mnie?
- Gabrielo, nikt tu nikogo nie będzie zabijać. Opanuj się i zacznij myśleć.
- To co mi zrobisz? Hailie będzie tęsknić jak odetniesz ją ode mnie.
- A proponujesz coś w zamian?
- Nie mam pomysłu, Camden.
- To zrobimy po mojemu. Nie zobaczysz się z córką, nie będziesz mieć z nią kontaktu nawet jeśli ona będzie chciała, a zapewniam cię że nawet nie pomyśli o tobie gdy nikt jej nie przypomni.
- Ale...
- Takie są konsekwencje.
Tak, mogłem ją zabić, ale miałbym wyrzuty sumienia, a tak to ją zaboli to że się więcej nie spotka z córką
- Diego odprowadzi cię samochodu, który zabierze cię na lotnisko. Wszystko masz zaangażowane, a ja nie mam ochoty cię na razie widzieć. Żegnaj Gabriela.
Kobieta fuknęła i wstała. Rzuciła jakieś bluźnierstwo w moją stronę, ale na progu drzwi jeszcze się zatrzymała.
- Mogę się chociaż jeszcze ostatni raz pożegnać z córką?
- Nie, nie możesz.
Diego pociągnął ją za łokieć na co ta warknęła na niego że umie sama chodzić, więc ją puścił.
- TATO! KREW SIE LEJE!
Zerwałem się z miejsca kiedy usłyszałem krzyki Willa. Zbiegłem o mało się nie zabijając ze schodów. Trzeba je jakoś zabezpieczyć.
Wpadłem do salonu gdzie siedzieli wszyscy przy Dylanie któremu krew się lała z nosa.
- Co się stało do cholery?!
- My się bawiliśmy tylko w Harrego Pottera... - zająknął się Shane.
- To dlaczego Dylanowi leje się krew?
- Bo on...
- Shane? Mów!
- On był Voldemortem, a Tony zaczął się z nim kłócić że nie może być Voldemortem jak ma nos i mu przyłożył.
- Jesus Maria. Gdzie ja popełniłem błąd?
- Ała! Kurwa to boli! - wrzasnął Dylan kiedy Will próbował mu przyłożyć coś zimnego do nosa. Dylan zaczął się szarpać przez co Will oberwał ręką Dylana w twarz.
- Dylan do cholery! Wyrażaj się!
- Kurwa? - bardziej spytała niż powiedziała Hailie.
- Hailie nie mów tak!
- Malutka nie wolno tak mówić, Dylan to idiota i nie powtarzaj po nim.
- Dziewczynko nie wolno tak mówić
- Mała nie mów tak tak nie wypada.
- Ej malutka... - podszedł do niej Will, ale Hailie wybiegła z płaczem na górę.
- Pójdę do niej - powiedział Vince.
- O nie nie nie! Wszyscy tylko nie ty! Ja pójdę - powiedział Will - przepraszam Vince ale ty nie umiesz rozmawiać z dziećmi. Im potrzeba miłości. Zajmij się tym nosem Dylana bo mnie już zaczyna policzek boleć.
- Tato? A może Hailie trzeba wysłać do przedszkola?
- Broń boże. Wy nie chodziliście więc ona też nie będzie chodzić.
- A tak przy okazji to czemu my nie chodzimy do przedszkola?
- Bo nikt by nie przeżył znając was.
- Przesadzasz.
- Nie. Pomyślę nad wysłaniem Hailie do przedszkola ale jeśli już to tam gdzie Vince chodził z Willem.
- Dylan już kończę weź się zachowuj jak chłopak a nie jak baba.
- Ja stąd wychodzę. Jutro wracacie do szkoły bez dyskusji.
- Ale tatoo
- Powiedziałem coś. Poza tym idźcie spać.
- Jest 19.
- No i? Wyśpicie się.
- Tsaaa. Dobranoc.
- Dobranoc.
Sam poszedłem do swojego gabinetu, a bliźniacy do swoich pokoi.

***

- Co zrobili?
- Wdali się w bójkę z kolegą z klasy.
- Ale że Will i Vince? Przecież to moi najgrzeczniejsci synowie! To nie jest możliwe.
- Panie Monet, ja wiem co widziałem.
- Chce z nimi pogadać.
- Zapraszam za mną.
Szedłem za nauczycielem od jakiegoś tam przedmiotu w szkole moich synów.
To było mało prawdopodobne żeby Vince chociażby kogoś dotknął a co dopiero uderzył! Nie ma szans.
- Są w tym gabinecie.
- Pan też ze mną ma zamiar wejść?
- Naturalnie.
- Do do cholery otwórz drzwi, ja nie będę ci ich otwierał.
- To jest brak kultury.
- A pan zaraz będzie mieć brak pracy za mądrzenie się.
Nauczyciel mruknął coś pod nosem ale posłusznie otworzył drzwi i mnie w nich przepuścił.
- Panie Monet! Dzień dobry!
- Witam. Co się stało?
- Pana synowie uczestniczyli w bójce.
- To wiem. Są jakieś nagrania z kamer?
- Są naturalnie. Proszę zobaczyć.
Podszedłem do biurka przy którym siedziała wice dyrektor. Na ekranie pojawił się filmik gdzie jakiś chłopak wrzeszczy coś do Willa, który się od niego obrócił, a później ten chłopak ląduje na ziemi za sprawą Vincenta, który przyłożył mu kopniaka z całej siły.
Ktoś próbował zamachnąć się na Vince, ale nie dopuścił do tego Will, który szybko walnął przeciwnika w szczękę. Dwóch innych chłopaków razem napadło na Vincenta, podczas gdy Will zajmował się chłopakiem którego walnął w szczękę. Ale na pomoc Vincentowi przyszedł Adrien.
Co jakiś czas patrzyłem to na ekran to na swoich synów. Kiedy nagranie się skończyło, westchnąłem.
- Czy Egbert Santan ma tu zamiar być?
- Z tego co wiem to przyjadą po Adriena opiekunki bo Pan Santan nie ma czasu.
- Proszę do niego zadzwonić i poinformować że zabiorę Adriena do siebie. Jestem przecież upoważniony do zwolnienia i zabrania go ze szkoły.
- Oczywiście. Zaraz do niego zadzwonię.
- Proszę zwolnić jego i moich synów.
- Dylana Monet też?
- Jego nie potrzeba. Nie ma nic wspólnego z tą bójką, nieprawdaż?
- Oczywiście że nie ma. Przepraszam wyjdę na chwilę zadzwonić do pana Santana i zawołać Adriena.
- W porządku.
Wice dyrektor wyszedł. W pokoju zostaliśmy tylko ja, moi synowie i ten cholerny nauczyciel.
- To jest nie poważne żeby urządzać bójki na terenie szkoły! - zaczął się drżeć.
- Stul mordę. Sam jesteś nie poważny.
- A pan nie kulturalny. Co za przeklęta rodzina. Myślą że mogą wszystko.
- Bo możemy. A teraz stul dziób bo jeszcze jedno słowo i wylecisz.
- A co ty mi możesz zrobić, co?
- Pożegnałeś się właśnie z dobrze płatną pracą i nikt cię więcej nie zatrudni. Podziękuj sobie.
- Wróciłem. Wszystko wyjaśnione. Pan Santan poprosił żeby pan później do niego zadzwonił. - Wszedł wice dyrektor z Adrienem wtedy kiedy ten dziwny nauczyciel otwierał gębę żeby coś powiedzieć.
- Witaj, Adrienie.
- Dzień dobry, panie Monet.
- Camden, a nie pan Monet. A przy okazji panie wice dyrektorze jeszcze jedno.
- Słucham uważnie.
- Kojarzy pan może ostatni mój przelew do ten placówki?
- Oczywiście, bardzo dziękujemy.
- Tak, tak. Tylko jest jeden mały problem. O to ten nauczyciel. On jest problemem i byłbym wdzięczny gdyby został on wyrzucony.
- Oczywiście, panie Monet. Johnes jesteś zwolniony. Pakuj się i do widzenia.
- Ale...
- Nie słyszałeś co powiedziałem?!
- Słyszałem.
- To to zrób.
- Adrien, Will, Vince jedziemy do domu, chodźcie. Pogadamy po drodze.
Wyszliśmy i akurat trafiliśmy na przerwę. Adrien i moi synowie szli za mną z dumnie podniesioną głową. Oczywiście że wzbudziliśmy respekt i wszyscy się rozsuwali na boki kiedy szliśmy robiąc nam miejsce.
Po jakimś czasie wpakowaliśmy się do samochodu, Vince na siedzeniu obok mnie, a Will i Adrien z tyłu.
- Co ci powiedział ten koleś?
- Powiedział cytuje "Twoja siostra musi mieć z wami życie chujowe i jak trochę podrośnie to ja się nią zajmę. Nie będzie miała czasu narzekać kiedy będę ją ruch..." I nie dokończył ostatniego zdania, bo wylądował na ziemi. Ale chyba wiesz co miał zamiar powiedzieć.
- Dobrze że mu wpierdoliliscie. Jestem z was dumny za to i za to że staliście za sobą murem. Również jestem wdzięczny tobie Adrien za to że pomogłeś Vince.
- Nie ma za co.
- Adrien przyszykuj się. Poznasz w końcu naszą małą perełke.

***
Hej wszystkim!
W 10 rozdziale trochę zmieniłam bo pewna osóbka zwróciła uwagę że Adrien jest w wieku Willa a nie Vincenta, a ja o tym zapomniałam 😔
Ale poprawione zostało
więc jest już okej
Mam nadzieję że się podobał rozdział
Zachęcam do dania gwiazdki i komentarza 🙏
Macie kwiatuszki 💐
Miłego ❤️

Mała MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz