Rozdział 3- 20 dni

3.1K 79 44
                                    

     Od paru miesięcy już spotykam się z Ojcem na tych treningach minimum raz w tygodniu. Niestety żeby ukryć to przed mamą, spotykaliśmy się zawsze w okolicach północy. Nie byłam dumna z tego, że mama nic nie wie, ale uczyłam się samoobrony, więc de facto było to dla mnie dobre.

     Ostatnio Cam (jeszcze nie przywykłam do mówienia na niego tato) zaczął coraz częściej mówić mi, że coś mi dobrze wyszło lub że zaskoczyłam go (ale zawsze w pozytywnym sensie :). Najbardziej lubiłam, gdy raz w miesiącu przychodził ''tydzień tarczki''- W tym tygodniu spotykaliśmy się dwa razy, za każdym razem na strzelnicy. Cam zawsze mówił, że z miesiąca na miesiąc robię coraz większe postępy i że już widzi jak doganiam Tony'ego.

     Tony to jeden z moich braci. Po treningach z ojcem zawsze szliśmy on na kawę ja na sok pomarańczowy lub wodę, podczas których ja mu opowiadałam o moim życiu, a on mówił mi o Vincencie, Will'u , Dylanie , Shanie ( sorry ) i Tonym, czyli moich braciach.

     Pewnego razu, po drugich zajęciach tygodnia tarczki zdradził mi, że będzie musiał upozorować własną śmierć i zaczął długą rozmowę o Organizacji i o tym, że chciał bym razem z Vincentem zajęła jego miejsce bo widzi że mimo młodego wieku bym sobie poradziła, i że będę bezpieczna, ponieważ strzelam idealnie a w samoobronie czuję się jak ryba w wodzie i z łatwością pokonuję nawet większe od siebie trzykrotnie manekiny. Na to ostatnie parsknęłam a Cam się uśmiechnął. Powiedział, że ta jego śmierć to dopiero plany i że najpierw mnie wprowadzi do tego całego świata organizacji. Wymyśliliśmy, że polecę z nim do stanów na 20 dni podczas moich wakacji, a mama będzie przekonana, że to tani obóz.

     W końcu nadszedł dzień wylotu. Mama zostawiła mnie pod drzwiami lotniska i odjechała a gdy tylko wjechała z powrotem na autostradę, podszedł do mnie Cam i skierowaliśmy się w stronę wielkich złotych drzwi przed którymi stał ochroniarz.

- Nazwisko

-Camden i Hailie Monet- odparł bez zająknięcia ojciec

- Wygląda na zbyt młodą by być pańską żoną- odparł podejrzliwy ochroniarz

-To moja córka głąbie- Ojciec był widocznie zdenerwowany ale faceta w czerni to nie ruszało. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i odparłam;

-To mój ojciec, potwierdzam

-A dlaczego jesteś przestraszona i niepewna?- Drążył

     Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo teraz, chcieliśmy wejść do prywatnego odrzutowca a ja miałam się przyznać, że nigdy nie leciałam samolotem i po prostu się boję? Prawda była niewiarygodna dlatego chciałam coś wymyślić, ale nic mi nie przychodziło do głowy, dlatego z bezsilności zaszkliły mi się oczy.

     Po chwili poczułam jak Cam przytula mnie do swojego boku po raz pierwszy, ale ja się nie odsunęłam. Wręcz przeciwnie, oddała przytulasa. Po tym Ojciec powiedział ponurym głosem;

-Niedawno straciła matkę i teraz się do mnie przeprowadza.

     Ta wersja chyba pasowała ochroniarzowi, bo wreszcie nas przepuścił.

     Weszliśmy do jasnego pomieszczenia, które na przeciwnej drzwiom ścianie miało wielkie okno na pas startowy. Na środku był biały dywan ze złotą obwódką a na nim marmurowy stolik ze złotymi nogami. Po dwóch stronach stolika stały złote kanapy. Wciąż przytulona do ojca wraz z nim skierowałam się na jedną z nich.

     Po chwili weszła pani w koszuli, złotą spódnicą do kolan i złotą apaszką. Powiedziała że za dwa samoloty będzie nasz start ( czyli około pół godziny). Rozsiadłam się więc wygodnie, i gadałam z ojcem. On jak zwykle nic tylko zasady organizacji i prosił 6 razy bym je wszystkie wymieniła. Byłam już przy końcu listy gdy ktoś wszedł. Tata natychmiast rzucił się w moim kierunku i założył mi kaptur, po czym nie przytulił. Nie wiedziałam co się dzieje więc po prostu mu zaufałam i skuliłam się wciąż pilnując by ne pokazać twarzy, tak jak szeptem mi kazał ojciec. Dobrze, a nawet bardzo dobrze, że mu zaufałam, bo po chwili wyjaśniło się jego zachowanie i panika.

-Witam, Panie Camdenie

-Dzień dobry Adrienie.

     Czekaj....TEN ADRIEN? 

     Tata opowiadał mi o członkach organizacji, i jednym z nich był dwudziestoczteroletni Adrien Santan. Ponoć jego wpływy były trzecie najsilniejsze. Pierwsze miejsce obejmował Rodrick, drugie Monetowie a trzecie właśnie Adrien. Po nim był Charles i Evan czy jak mu tam. Byli mniej więcej tak samo wpływowi. Oczywiście to byli członkowie z północnej Ameryki wyłącznie, ale i tak nasz kontynent był najpotężniejszy dlatego i tak nawet w globalnych rankingach pierwszą piątkę zajmowaliśmy my.

-Znowu zamierzasz zdradzać żonę?- Zapytał widocznie rozbawiony Adrien

-Nigdy nie zdradziłbym żony i doskonale o tym wiesz. Moja żona zmarła wiele lat temu, dlatego teraz szukam partnerki, nie ma w tym nic złego.

-To dlaczego chowasz jej twarz?

-To nie powinno cię interesować.

-Ależ Camdenie, zrozumiem nawet jeżeli będzie wiele lat młodsza....

-Nie pokażę jej twarzy i...-nie dokończył bo do loży weszła pani i oznajmiła, że możemy lecieć. Adrien zaś nie odpuścił.

-Panie Monet, mój samolot będzie dopiero za godzinę, czy mógłbym polecieć z tobą?

     Zawahał się ale ja wciąż w jego objęciach pokiwałam głową. Miałam nadzieję, że niepostrzeżenie zerknę na niego gdy będzie spał czy pracował. Cam zaś nie śmiałby sprzeciwić się swojej królewnie, dlatego w końcu się zgodził, po czym skierowaliśmy się do samolotu.

================================================================================805 słów


Chciałam napisać dłuższy rozdział, żeby wam wynagrodzić fakt, iż następny pojawi się dopiero 04.08/05.08. Dajcie znać czy wolicie krótsze czy dłuższe rozdziały? Koniecznie dajcie znać!


XOXO


Hailie Monet- Królowa MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz