Rozdział 24 Oczy

1.4K 45 51
                                    

Gdy się odwróciłam ujrzałam czarną sylwetkę, której nie mogłam rozpoznać.

-K-kto tam?- zapytałam.

-Moje ty delikatne ostrze- powiedziała postać, idąc w moim kierunku, i powoli wyłaniając się z cienia. Po chwili rozpoznałam tę osobę, i rzuciłam jej się w ramiona.

-Tato!-wykrzyknęłam i uścisnęłam go z całej siły- Jakim cudem udało ci się wejść do stanów nie zostając przyłapanym?- zapytałam szczerze zdziwiona.

-Sam nie wiem, ale robiłem co mogłem by się dostać do mojej ukochanej małej osy- powiedział uśmiechając się do mnie.- Dowiedziałem się o śmierci Adriena, i pomimo iż nie lubiłem gościa, kocham ciebie i rozumiem, że teraz przeżywasz katusze. Jesteś silna Hailie, ale to nie pozbawia cię uczuć. To, że zapłaczesz, czy pokochasz, nie jest słabizną, tylko potwierdzeniem, że jesteś dobrą osobą. To nie twoja wina, że aby przetrwać, musisz się bronić, ale od ciebie zależy, czy inni nie będą musieli się bronić przed tobą. Życie jest najcenniejszą rzeczą, odbieranie go komuś, z powodu przypływu złości jest podłe, a ja nie chcę byś stała się potworem i nie chcę, byś potem żałowała. Jesteś potężna, ale bardzo ważne jest, by ta potęga i władza cię nie oślepiły. Stąpaj twardo po ziemi, a osiągniesz największą moc jaka jest na ziemi.

     Po jego słowach zamilkłam. Cam to mój mentor, każde jego słowo jest dla mnie na wagę złota, a każda jego prośba czy myśl jest dla mnie misją, a dla mnie misja jest najważniejsza.

     Staliśmy tak wtuleni w siebie i oglądaliśmy zachód słońca, a gdy zaszło, poszliśmy do auta i skierowaliśmy się do rezydencji.

-Cam, a Vince wie, że przyjechałeś?

-Nie, ale myślę, że gdzieś w głębi serca się z tego ucieszy, choć będzie się upierać jaki to ja nierozważny i tak dalej.- powiedział i wywrócił oczami, na co ja się zaśmiałam.

     Resztę drogi się nie odzywaliśmy, ale ta cisza nam obojgu pasowała. To był ten rodzaj wygodnej ciszy, w którym po prostu cieszymy się egzystencją drugiej osoby.

     Gdy dojechaliśmy pod rezydencję, święta trójca mnie przywitała. Jak tylko wysiadłam z samochodu, Dylan prawie mi kręgosłup złamał. Na szczęście na ratunek moim kościom przybył ojciec, który wysiadłszy z samochodu zrobił furrorę. Gdy bracia zajęli się ojcem, ja poczłapałam do pokoju. Odłożyłam torebkę na półkę, bo nawet nie chciało mi się jej rozpakowywać. Po prostu padłam na łóżko wykończona emocjami dzisiejszego dnia.

     Obudziło mnie pukanie do drzwi i uderzyło mnie deja vu z rana, dlatego powiedziałam;

-Można wejść- i do pokoju wkroczył Will.

-Cześć malutka, Vince ma dzisiaj urodziny, dlatego jedziemy do naszej ulubionej restauracji.

-Co? A-ale ja nie mam prezentu!- powiedziałam zmartwiona tym, że o moim ulubionym bracie wiem tyle co nic.

-U nas najcenniejszy (oczywiście po rodzinie) jest czas, dlatego zamiast kupować drogich prezentów, my spędzamy ze sobą parę godzin. Masz w co się ubrać, czy chcesz pojechać do galerii?- zapytał. Jak każdy z moich braci delikatnie się mnie bał, dlatego zawsze był miły. Przynajmniej ten jeden.

-Helen Lame zawsze wygląda modnie, mam tyle sukienek, że muszę je już trzymać w łazience, dlatego na pewno znajdzie się coś, co mogę ubrać, ale propozycja wyjścia do galerii z tobą jest dość przekonująca. Może dokupię buty czy biżuterię....- Will zaśmiał się delikatnie na te słowa, i tak bardzo mi przypominał teraz ojca, że się uśmiechnęłam.

     Will z tej całej gromadki był dla mnie najmilszy, i charakterem najbardziej przypominał ojca. Denerwowało i denerwuje mnie do dzisiaj, że to akurat Dylan jako jedyny ma takie same oczy jak ja i ojciec. Dlaczego na przykład Will ich nie ma? Albo Vince? W końcu w jego otoczeniu byłoby trochę cieplej.

Hailie Monet- Królowa MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz