-Jaki klub? -zapytał ze słyszalnym zdenerwowaniem
-O nazwie opera. Rzadko tam bywam, preferuję spotkania w porcie, ale jakieś buro Helen Lame powinna mieć...
-Vincent, ona jeszcze ani razu tam nie zabawiła, nie wpuściliby jej przez jakiekolwiek inne wejście, niż to służbowe z tyłu, już ja tego ''za życia'' dopilnowałem, nie denerwuj się- usłyszałam rozlegający się z drugiej strony głos ojca. Czyli byłam na głośnomówiącym.- Tato ale ty sobie zdajesz sprawę z tego- Cam mu przerwał- Dorosła do interesów, dlaczego więc miałbym jej podcinać skrzydła? - zapytał, ale Vincent zignorował to pytanie i kontynuował- Nie chciałeś żadnemu z nas dawać dzieciństwa z dala od organizacji i tych toksycznych czubków, i teraz widzę, że jej też?- Boże, po raz pierwszy Vince odezwał się w mojej obecności takim językiem....
-Vincencie Monecie, ja sama zawsze pragnęłam zostać jednym z tych czubków. Myślałam, że znasz mnie na tyle by wiedzieć, że ja nigdy niczego nie muszę, robię tylko to co chcę, a bycie najlepszą tajną agentką pod słońcem jest moim nieskrytym marzeniem.- powiedziałam na jednym wydechu i się rozłączyłam.
Jak gdyby nigdy nic, wróciłam do załatwiania wszystkich spraw, a gdy skończyłam przeglądać ostatnią umowę, wyłączyłam przegrzany telefon, i podłączyłam go do ładowania. Poszłam się przebrać, zmyć makijaż, i wziąć prysznic, po czym położyłam się spać, około drugiej z nadzieją, że po raz pierwszy będzie miała choć sześć godzin snu w dzień szkolny. Niestety coś, a raczej ktoś obudził mnie koło czwartej.
-Hailie- rozległ się szept
-Co?- zapytałam ziewając
-Muszę już jechać- dopiero teraz rozpoznałam głos ojca.
-Dowiedzieli się? Że tu jesteś?- domyśliłam się.
-Tak, niestety, ale mogli też przyjechać po ciebie.
-Przesłuchanie?- zgadywałam
-Tak, ale ja naprawdę muszę już lecieć....- nie dałam mu dokończyć, bo wstałam, i się d niego przytuliłam.
-Będę tęsknić...-ledwo słyszalnie wyszeptałam, w obawie, że FBI podłożyło tu gdzieś mikrofon.
-Pa królewno....-powiedział puszczając uścisk, i udając się do drzwi
-Pa tato....-na moje słowa odwrócił się z zaskoczeniem, ale także wzruszeniem. Nie odpowiedział już nic, tylko puścił mi oczko i wyszedł.
Do szóstej nie mogłam zasnąć, dlatego musiałam nałożyć grubą warstwę robionego na zamówienie niewidocznego korektora, by federalne biuro śledcze nie pytało o wory pod oczami. Zeszłam na dół jak co dzień w mundurku z rozluźnionym krawatem, wyprasowaną koszulą i spódniczką, z marynarką przewieszoną przez ramię i tradycyjnymi ciemnozielonymi szpilkami bym miała choć 170cm wzrostu.
Jak z ojcem przypuszczaliśmy, w salonie byli wszyscy bracia, oraz dwóch agentów ze złoto-brązowymi plakietkami.
Udałam zaskoczenie i przerażenie, gdy wkroczyłam do salonu pytając chłopców kto mnie dziś zawiezie.
-Dzień dobry, federalne biuro śledcze agent Robert Hunt, a to mój wspólnik Jack Williams. Przyszliśmy w twojej sprawie, Hailie Monet- Gdy tylko wymówił moje imię i nazwisko, wzdrygnęłam się. Tacy ważniacy w garniturach jak on, mówili do mnie jedynie po moim fałszywym nazwisku, nie przyzwyczaiłam się jeszcze do słyszenia mojego prawdziwego.- Chcielibyśmy zadać Ci parę pytań, dobrze Hailie?- nie podobało mi się, że mówił do mnie po imieniu, dlatego po raz pierwszy poprosiłam brata o pomoc. Moja głowa zerwała się w stronę Vincenta z udawaną paniką w oczach, brat zaś wychwycił mój znak bezbłędnie.
-Od kiedy moja siostra pozwoliła wam przejść na ty, panie Hunt?- Powiedział Vince i spojrzał niby groźnie na agenta.
-Przepraszam- powiedział pierw patrząc na Vincenta to na mnie. Spojrzałam na brata teraz innym wzrokiem, który również bezbłędnie odczytał. Czyżby telepatia?
-Jak opiekun prawny, żądam by przesłuchanie przeprowadził agent...
-Jack Williams- dodał Will. Dopiero teraz zauważyłam, jaki był spięty, i z jaką wrogością patrzył na tych dwóch kołków. Przeleciałam wzrokiem po wszystkich braciach. Vincent nieznacznie zaciskał szczękę, ale był spokojny, Willowi się włączył tryb ochroniarza, mimo iż każdy z nas miał takowego, Dylan spinał swoje przepompowane proteinami bicepsy jeszcze bardziej, niż gdy się ze mną kłócił, Shane coś żuł, oby nie świeczkę a Tony zupełnie się wyłączył i zerkał co chwilę to na agentów, to na szafkę pod telewizorem, gdzie znając Monetów, nie były jedynie kabelki i ładowarki.
-No dobrze, to my może przejdziemy na taras?- zapytał zdecydowanie milszy z agentów Jack.
-W porządku- zgodziłam się. Gdy szliśmy, on pierwszy ja druga do tarasowych kanap, dyskretne włączyłam wbudowany w mój manicure lewego kciuka mikrofon.
Zajęliśmy miejsca na przeciwko siebie, ja udawałam spiętą, jednak i tak miałam lewy kciuk na kolanie wystawiony do góry, by łapał zarówno mój, jak i agenta głos.
-Panno Monet, dzisiejsza rozmowa będzie dotyczyła tajemniczej osoby, jaką jest Camden Monet, jak i tego, co pani na jego temat wie. Czy jest pani w stanie mi coś opowiedzieć o waszej relacji?- zapytał niedoinformowany.
-Prze-przepraszam, ale ja nigdy go nie poznałam, nie wiem, c-co mogłabym panu powiedzieć- zaczęłam ''spięta''.- Porzucił mnie i moją mamę gdy byłam jeszcze dzieckiem.
-Rozumiem, a czy ty nie byłaś o niego ciekawa?
-Byłam. Pytałam mamę o niego, jaki był, dlaczego nas opuścił, ale zawsze uciekała od tematu, i nigdy tak naprawdę niczego się o nim nie dowiedziałam.
-Jak myślisz, dlaczego?- drążył temat, a ja udawałam coraz bardziej spiętą i delikatnie roztrzęsioną.
-Osobiście uważam, że to dlatego, że nie mogła się pogodzić z jego stratą, i była dla niej zbyt bolesna. To też tłumaczyło, dlaczego zawsze bała się o mnie. Nie chciała mnie również stracić...-mówiłam niby to ze skruchą i szczerze, jednak kłamałam i grałam aktorsko jak najęta.
-Co wiesz o jego śmierci?
-Dowiedziałam się o jego śmierci i o tym, że mam pięciu braci od brytyjskiej opieki społecznej. Z tego co wiem, tak jak moja mama zginął w wypadku.
-Dobrze, to wszystko dziękuję.
-Ja również- powiedziałam wstając, i uroczym udawanym biegiem pobiegłam do salonu do braci. Usiadłam między Vincem a Willem. Agenci się z nami pożegnali i wyszli. Gdy upewniliśmy się, że nas już nie słyszą, każdy zaczął mnie wypytywać o to, jak mi poszło, ale ja im przerwałam.
-Vince choć do twojego gabinetu pokażę ci coś- powiedziałam i nie czekając na niego pobiegłam w stronę pomieszczenia.
Przeniosłam sobie jedno z krzeseł tak, by znajdowało się obok fotelu brata, a nie na przeciwko. Uruchomiłam komputer, zalogowałam się z łatwością rozgryzając hasło, i podłączyłam kabelek z paznokcia do komputera. Po chwili uruchomiła się aplikacja z odtwarzaczem mp3 i mogliśmy posłuchać nagrania.
Do biura wszedł Vincent i zdziwił się na widok otwartego laptopa i mnie wtykającej do niego palca. Bez zadawania pytań podszedł do swojego krzesła i zajął miejsce, a ja puściłam nagranie.
================================================================================1004 słowa
Dzisiaj zaszalałam! Wstawiłam aż 3 rozdziały! Chciałam tylko oznajmić, że książka będzie miała w sumie 32 rozdziały, ale będzie też druga część. W związku z moimi trzema pozostałymi książkami, myślę, że Tom 2 wyjdzie gdzieś marzec/ kwiecień 2024r. W każdym bądź razie nie przynudzam już dłużej, miłego dzionka/ nocy :)
XOXO
CZYTASZ
Hailie Monet- Królowa Mroku
Ficção AdolescenteA gdyby Hailie miała mroczne backstory? A co jeżeli Cam, w sekrecie nawet przed Vincentem, Gabrielą, i organizacją już od dawna szkolił Hailie do bycia najlepszą z najlepszych agentek? A co jeżeli Hailie udawała dwie osoby na raz? Dwunastoletnią, bi...