Rozdział 6- czarno na białym

2.8K 71 36
                                    

    Nagle samolot zatrząsł się i upadłam. 

    Przez chwilkę miałam ciemność przed oczami, ale po chwili już zaczęłam coś widzieć. Pierwsze co zobaczyłam to białe płyty sufitu przekładane kratkami wentylacyjnymi.

   Po chwili odzyskałam również zmysł węchu, bo poczułam silną woń wody kolońskiej, ale nie tej co używał mój ojciec. Odwróciłam głowę, by podążyć za źródłem zapachu i natrafiła ponownie na czekoladowe oczy Adriena, które tym razem znajdowały się znacznie bliżej niż przedtem.

     Już nie bawił się w udawanie kota, bo daleko mu było do uśmiechu. W jego oczach widziałam zmieszanie i...obawę?

    Adrien, gdy zauważył że odzyskałam świadomość zaniósł mnie na kanapę.

    Tak, zaniósł. Bo gdy upadłam on mnie złapał.

    Gdy już mnie usadowił, poprosił stewardessę o wodę i chwilę jeszcze na mnie patrzył, zanim wrócił do grzebania w laptopie. Teraz klikał wolniej, co chwilę zerkając na mnie.

     Po chwili odzyskałam w pełni świadomość tego co się dzieje wokół i dotarło do mnie, że leżę strasznie blisko niego. Tak blisko, że nadal czułam zapach jego perfum. Chciałam się podnieść, ale strasznie mnie bolała kostka. dlatego po prostu podniosłam się do pozycji siedzącej.

     Skuliłam się, i odwróciłam plecami do niego, patrząc przez okno. Oglądałam chmury zastanawiając się co teraz zrobić. Najchętniej bym się popłakała, ale z dala od niego by się nie dowiedział, że tak naprawdę jestem dzieckiem. Układałam więc plan ucieczki w głowie. To zajęcie mnie tak pochłonęło, że wręcz podskoczyłam gdy usłyszałam czyiś głos. Oczywiście należał do Santana.

-Do twarzy ci w czerni, Helen Lame.-Powiedział wręcz bez emocji, jakby byle by powiedzieć i przerwać ciszę, w której mi było zaskakująco dobrze.-Mam nadzieję, że kostka nie boli aż tak bardzo.

-Nie boli wcale.- Oznajmiłam oschle.

-Gdyby nie bolała, odeszłabyś dalej szukając Camdena, a jednak siedzisz ''uwięziona'' tutaj. No chyba, że chcesz tu siedzieć.....

-Nie chcę-zaprzeczyłam momentalnie, nieładnie wcinając mu się w słowo. Wstałam, i ignorując ból poczłapałam na tyły samolotu, czyli do sypialni z dostępem do luku bagażowego. Potrzebowałam się przebrać, ponieważ podczas turbulencji oblałam się dosłownie wszędzie, bo źle zakręciłam wodę.

     Weszłam do luku i odnalazłam swoją walizkę z ubraniami. Wygrzebałam z niej sukienkę z obcisłymi rękawami trzy czwarte i średnim dekoltem. Pasek miała gruby, chyba ze skóry a dół był z plisowanego filcu i sięgał do kolana. W głowie cały czas brzękały mi słowa Adriena, dlatego "specjalnie dla niego" ubrałam białą sukienkę.

     Postanowiłam też zmienić fryzurę, dlatgo rozplątałam parodniowy już warkocz. Dzięki temu włosy były teraz ładnie pofalowane. Gdy obejrzałam się w lustrze, zobaczyłam, że wyglądam jeszcze starzej niż przedtem. Poprawiłam makijaż i wróciłam na kanapę. Czekał tam już na mnie tata. Gdy tylko usłyszał, że drzwi się otwierają, odwrócił się i przywitał mnie szerokim uśmiechem.

-A to po co?- pytał dlaczego się przebrałam.

-Oblałam się wodą i chciałam się przebrać.- powiedziałam zgodnie z prawdą

-Ale czemu w sukienkę?

-Nie wiem, wzięłam pierwszy lepszy ciuch.

    Na tym zakończyła się konwersacja na ten temat. Nasza rozmowa zboczyła na luźniejsze tematy. Cam opowiadał mi o stanach i o tym, że chciałby żebym poszła z nim na najbliższe misje, by mógł ocenić czy jestem gotowa na przejęcie części jego obowiązków. Opowiadał mi właśnie o szczegółach pierwszej misji gdy znowu zabrakło mi wody w ustach. Przeprosiłam ojca i udałam się do kuchni gdzie, z moim szczęściem, spotkałam Santana.

     Właśnie robił sobie espresso tak ciemne jak jego oczy. Przerwał, gdy moje obcasy głośniej stuknęły o kafelki. Spojrzał na mnie, ale tylko na chwilę, bo powrócił do swojej poprzedniej czynności. Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł, dlatego stałam tak sama w kuchni do póki nie przeszła tędy stewardessa. Spojrzała się na mnie i zapytała;

-Pomóc w czymś, panno Monet?

-Panno Monet?

     O nie.

     To nie byłam ja. Nie ja zadałam to pytanie.

     Po chwili do kuchni wkroczył sam Santan we własnej osobie.

-Dlaczego ona cię nazywa panno Monet, a nie Panno Lame délicate?

-Takie ma pani nazwisko wpisane na dowodzie...-Zaczęła zmieszana stewardessa.

     Musisz im się jakoś wytłumaczyć Hailie. Wymyśl coś.

-Mam na nazwisko Lame délicate- Monet, ponieważ wzięłam nazwisko od Camdena Moneta.

-Coż, nie widzę obrączki na twoim palcu panno Lame délicate- Monet.-Odparł Adrien z przekąsem.

-Cóż, ja nie widzę powodów by drążyć ten temat. Dziękuję, nic nie trzeba, może już pani iść.

     Stewardessa posłusznie czmychnęła z kuchni a ja się odważyłam ruszyć i podeszłam po kolejną wodę ale oczywiście nawet wody wziąć nie mogę bo Santan mi w tym przeszkodzi.

-Poczekaj -powiedział- Proszę, to twoja rozpoczęta już butelka. Ekologia nalega byś dokończyła tą zanim zaczniesz następną.-Podał mi butelkę po czym spojrzał na mnie i powiedział;

-To twarzy Ci w bieli, Helen Monet-odwrócił się i wyszedł z kuchni. 

     Ściskałam butelkę mocno, bo nie wierzyłam w to co się właśnie stało. Gdy odzyskałam (po raz kolejny dzisiaj) świadomość, postanowiłam się w końcu napić. Ściśniętą butelkę przyłożyłam wolno do ust. Byłam tak zszokowana zdarzeniami dzisiejszego dnia, że prawie nie czułam jak spragniona jestem. Wypiłam całą zawartość butelki, którą po chwili rzuciłam do śmietnika. Trafiłam, bo jakżeby inaczej, ale druga rzecz, jaką miałam w ręce nie trafiłam.

     Spojrzałam z zaciekawieniem na to, co wypadło mi z ręki tuż obok butów. Zobaczyłam skrawek papieru. Myślałam, że kawałek etykietki się urwał, ale na kartce widniało dokładnie 9 cyfr.

     No nie. Adrien Santan dał mi swój numer.

     Chciałam schować ją jak najprędzej do kieszeni, gdy jednak sięgnęłam by sprawdzić czy je mam, przypomniałam sobie że przecież że mam na sobie sukienkę. Nie chciałam, żeby ojciec wiedział, że poznałam Santana i że mam jego numer, dlatego chciałam jak najszybciej ukryć tę karteczkę. Po chwili wpadłam na pomysł...


Hailie Monet- Królowa MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz