Wczesnym rankiem Margaret wybrała się na spacer brzegiem morza. Chciała zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza. Zawsze uważała, że jest coś romantycznego i urzekającego w jesieni. Może dlatego była to jej ulubiona pora roku. Uwielbiała obserwować tańczące w powietrzu liście, czuć na policzkach chłodne, morskie powietrze i mrużyć oczy od słonecznych promieni, które nie były już tak intensywne jak latem.
Miała swoją ulubioną drogę, którą zawsze pokonywała. Z Grayswood House na Kinghorn Beach było około dwudziestu pięciu minut pieszo, a stamtąd niecałe dwadzieścia na Pettycur Beach.
Margaret była osobą, która za wszelką cenę chciała samodzielnie poradzić sobie ze wszystkimi problemami, które ją dotykały, więc samotne przechadzki były dla niej okazją, żeby porozmyślać nad różnymi sprawami.
Trapiły ją zbyt szybko upływające chwile i przerażała świadomość, jak niewiele czasu jej pozostało. Chciała móc to jakoś powstrzymać. Wiedziała, że nic nie jest wieczne, zwłaszcza życie, podczas którego spotkało ją wiele szczęśliwych, jak i smutnych momentów. „Chyba nie powinnam tych wszystkich wspomnień zatrzymywać wyłącznie dla siebie. Co zrobiłby w takiej sytuacji mój mąż? Rozmowa? Nie, to zbyt oczywiste..." toczyła ze sobą wewnętrzną dyskusję od kilku tygodni, przekonując się, że wyjawienie wszystkiego może przynieść ulgę nie tylko jej, ale całej rodzinie. Nie chciała jednak zrobić tego w ostentacyjny sposób. Musiała wymyślić coś nietypowego, coś, co sprawi, że jej syn będzie chciał się tym zainteresować.
Po godzinie poczuła, że zmarzła i zgłodniała, więc postanowiła zawrócić. Żałowała, że nie ubrała nic cieplejszego, albo że nie wzięła ze sobą szala, którym mogłaby się owinąć. Wspięła się schodkami i skręciła w kierunku High Street. Idąc tędy mogła ochronić się przed wiatrem od morza. Kiedy była już przy końcu ulicy, usłyszała zza pleców, że ktoś ją woła.
- Maggie! Zaczekaj chwilę!
Odwróciła się powoli. Był to starszy, przystojny mężczyzna, który w geście powitania ukłonił się, zdjąwszy uprzednio z głowy swoją fedorę. Lady McFarlane od razu poznała, kim jest ten człowiek.
- Bordie, jak miło cię widzieć - odpowiedziała mu, nie kryjąc zaskoczenia. – Co robisz w Kinghorn i to jeszcze o tak wczesnej porze?
- Wróciłem na stałe tydzień temu. Codziennie rano spaceruję dla zdrowotności, taki zwyczaj jeszcze z Liverpool'u. Ale ciebie też mógłbym o to zapytać. - Pocałował ją w dłoń na powitanie.
- Robię prawie to samo co ty. - Zaśmiała się. - Spaceruję, nie tylko dla zdrowia, ale po to, żeby porozmyślać w ciszy i samotności nad kilkoma kwestiami. Naprawdę cieszę się, że mogę cię zobaczyć. - Ruszyła powoli w kierunku skrzyżowania dróg.
- Nie widzieliśmy się chyba dobrych parę lat. - Stanął na moment i odwrócił się do Margaret. - Chociaż mieliśmy mnóstwo okazji, żeby to nadrobić, los uznał, że najlepszym miejscem będzie High Street o poranku. Dosyć zabawny zbieg okoliczności.
- Dwadzieścia lat - poprawiła go i spojrzała mu w oczy. - Minęły dwie dekady, kiedy widzieliśmy się ostatnim razem. Nic się nie zmieniłeś. Co się u ciebie działo przez ten cały czas? Opowiadaj - zachęciła go.
- U mnie? Całkiem dobrze. Musiałabyś poświęcić mi przynajmniej cały dzień, żebym ci wszystko opowiedział, a na szczegóły musiałbym mieć kolejne dwie doby. - Zaśmiał się. - Dziękuję, że pytasz. A u ciebie? Myślałem, że wyjechałaś z Kinghorn.
- Wyjechałam z miasteczka na kilka lat. Potem wróciłam, zrozumiawszy, że tutaj jest mój prawdziwy dom. Do czasu... - urwała i uśmiechnęła się. - Z chęcią wysłucham tych twoich szczegółów.

CZYTASZ
Lady McFarlane (zakończone / v. 1)
ChickLitLiteracki debiut Tarn Hutton. To opowieść o życiu, miłości i o mocy jaką jest rodzina. XX-wieczna Szkocja i rodzinna tajemnica skrywana przez nestorkę rodu Kinghorn. Lady McFarlane, po podjęciu jednej z ważniejszych dla niej decyzji, postanawia p...