Rozdział Drugi

33 5 0
                                    

Wywracam się na ziemię, jednak nie wiję z bólu. Wyciągam ostrze z łatwością z mojego boku.
- Celny strzał... - Uśmiecham się do zamachowcy, który w międzyczasie zniknął za środkowym filarem.

Król Gabriel odwraca się zbulwersowany. Nie dziwię się, że jest zły. Ja wpadłabym w furię gdyby ktoś zniszczył moją nową suknię.
Jednak kiedy jego wzrok pada na mnie leżącą na posadzce, jego twarz gwałtownie zmienia wyraz. Staje się zdziwiona.

Oglądam strzałę ze wszystkich stron. Ktoś znał się na rzeczy, ostrze jest wykonane z żelaza. Zastanawia mnie tylko kto to był i jak dostał się na górę. Pewnie zwykłe zlecenie. Musiał poważnie się wystraszyć, gdy wskoczyłam przed króla.
Krew powoli przestaje lecieć z rany. Za chwilę zacznie się zrastać.

- Wszystko w porządku panienko!? - Król zaniepokojony kuca obok mnie.
- Tak, nic się nie stało Wasza Wysokość. - Siadam powoli. - Bardzo przepraszam za garnitur. Nie chciałam Pana popchnąć.
- To teraz najmniej istotne. - Król chwyta mnie w talii i próbuje pomóc wstać. Robię to jednak sama.
Czuję pieczenie w miejscu przebicia skóry. Rana zaczyna się zrastać, to dobrze. Pokazuję władcy strzałę. Chwyta ją i obraca. Czuję rosnące napięcie. Ogląda uważnie ostrze i pióra z tyłu. Spogląda na mnie jakby zamarły bez ruchu. Próbuję dygnąć, ale nie udaje mi się. Nie dam rady narazie się schylić.
- Ochroniłaś mnie? - Pyta w końcu. - Skąd wiedziałaś o zamachu? Miałaś pojęcie o materiale wykonania strzały?
- Ja... - Próbuję coś powiedzieć. Nie daję rady. Skóra się zrasta, ale boli coraz bardziej.
- Dobrze, nie mów nic. - Król uśmiecha się do mnie. - Wezwijcie medyka!
- Nie trzeba. - Wysapuję. - Za chwilę mi przejdzie.
- Napewno? - Mieszkańcy wykazują małe zainteresowanie całą sytuacją.
- Tak, niech się Król nie martwi. - Zerkam na dziurę w sukience. Rana już prawie zniknęła.

O nie.

Spostrzegam zmierzającego w moim kierunku Hriven'a, a zaraz za nim Wendi.
No tak, mogłam się spodziewać, że za chwilę tu będą.

Jest jedna rzecz, której nienawidzę w mojej rodzinie. Moi rodzice są jednymi z najbogatszych ludzi w kraju. Naturalnie znają króla Gabriel'a lepiej od pozostałych mieszkańców. Mi nie wolno z nim rozmawiać, bo przynoszę wstyd. Zresztą jak zawsze i wszędzie. W każdej sytuacji się mnie pozbywa, bo dlaczego by nie?

- Ty mała idiotko! - Syczy Hriven stając przede mną. - Zdajesz sobie sprawę z kosztów jakich nam dołożyłaś, niszcząc królewski garnitur!?
- Ależ spokojnie. - Władca podnosi siwe brwi. - Czyż nie ważniejsze jest życie tej dziewczyny?
- Daję słowo, - Wtrąca się Wendi. - że Pana garnitur jest więcej wart.
- Jej za chwilę przejdzie, - Dodaje Hriven. - a wino się nie zmyje, prawda?
- Zaprawdę uważacie mój garnitur za bardziej wartościowy? - Król wygląda na zdziwionego. Nie ma w tym nic dziwnego. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że te osoby to moi rodzice. - Proszę, co za nowość! Panie Hriven, ubranie nie jest tu najważniejsze.
- Może spróbuję je zaprać? - Zdesperowana Wendi składa ręce w błagalnym geście.
- Idźcie stąd egoiści! Jak bowiem można przekładać rzecz materialną nad życie tej panienki?
Zgrzytam zębami. Mam ochotę pomachać rodzicom na pożegnanie, ale powstrzymuję się.
- Nie będę już przeszkadzać. - Opuszczam głowę, aby okazać skruchę. - A jeżeli chodzi o garnitur...
- Oh, przestań już dziewczę z tym garniturem! - Władca macha ręką. - Słyszałem, że czerwień jest teraz modna, czyż nie?

Mój bok już całkiem się zrósł, więc kłaniam się nisko i odchodzę jak gdyby nigdy nic. Zdaję sobie sprawę z tego jak wielkie będę mieć jutro problemy, ale teraz trwa bal. Czemu miałabym go sobie psuć błahymi sprawami? Wracam na moje wcześniejsze miejsce. Siadam na ławce, zamykam oczy...

Beneath the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz