Siedzę przy biurku. Książę siedzi naprzeciwko mnie. Przygląda mi się uważnie. Milczy. Nie mam odwagi zapytać go po co mnie tu zaciągnął. Daję mu się obserwować, a sama oglądam poharatane biurko. Musiał naprawdę się złościć, bo widać na nim głębokie ślady po nożach, kilka rys po ołówkach i piórach z kałamarzem, i mniejsze rysy pewnie też od lekkich pociągnięć mieczem czy sztyletem.
- Długo tak wytrzymasz? - Pyta przerywając milczenie.
- Co ma książę na myśli? - Spoglądam na niego nieśmiało. Jego twarz ma bardzo poważny wyraz, a czerwonawe włosy przestały falować od podmuchów sukni balowych.
- Bez krwi. - Nie porusza się. Wygląda jak skała i tylko lekko otwiera usta wypowiadając każde zdanie.
- Długo. - Znów spuszczam wzrok.
- Tak więc mamy czas. - Lekko podnosi kąciki ust. - Ile to znaczy „długo"?
- Sama nie wiem... dwa dni? - Nadal zjadam biurko wzrokiem. - Może trzy...
- Tyle czasu niestety nie mamy. - Nadal się uśmiecha. - Muszę przyznać, że spodziewałem się odpowiedzi dwie godziny lub cztery, ale myliłem się. Zaskoczyłaś mnie.
- Czy to takie dziwne?
- Myślę, że tak. Wątpię, że to normalne, a co nie jest normalne, jest dziwne.Znów milczymy. Książę co chwila zmienia wyraz twarzy. To się uśmiecha, to poważnieje. Ja siedzę i nadal obserwuję biurko. Nie wiem na co czekamy, ale odnoszę wrażenie, że na nic. „Mamy czas", a może wcale nie?
- Co widzisz w tym biurku, hę? - Znów słyszę głos syna władcy.
- Tylko rysy. - Stwierdzam, ale nie podnoszę wzroku.
- Myślisz, że to biurko cierpi? - Pyta naiwnie. - Myślisz, że przeżywa każdą z tych rys?
- Nie. - Dotykam drewna. - Jest przecież martwe. Jeśli coś jest martwe, nie doświadcza bólu.
- Ja sądzę, że cierpi. - Jorh spogląda na stół. - Kiedy wbijam w to drewno nóż, ono lekko musi się rozsunąć. Tak więc cierpienie tego biurka to powiększanie się niezależnie od woli.
- Do czego jestem potrzebna? - Podnoszę wzrok. - Na co ja jestem potrzebna księciu?
- Myślałem, że nie zapytasz. - Uśmiecha się. - Tak więc dobrze, odpowiem Ci. Zamach był moją zasługą.Zamieram w bezruchu. Książę miał zamiar zabić własnego ojca? Ale po co? Czy ta osoba na belach pod dachem to jego człowiek? A może to ten sam chłopak, który chciał mnie zabić?
- Przewidziałem, że jedna z osób na balu spostrzeże zamachowca i postanowi uniemożliwić morderstwo. - Kontynuuje. - Tą osobą byłaś Ty.
- Ale po co? - Nic już nie rozumiem. Czy w końcu chciał kogoś zabić, czy nie?
- Po to, aby ta osoba trafiła w moje ręce. - Opiera się na łokciach. - I teraz mogę mieć do takiej zaufanej osoby prośbę.
- Skąd książę wie, że można mi ufać? - Krzywię się. - W każdej chwili mogę rzucić się na kogoś i go zabić czy zamienić w krwiożercze stworzenie. To takiej osoby potrzeba?
- Dobrze wiem, że nie masz zamiaru tego robić. - Wstaje od stołu i podchodzi do okna. - Po co niby miałabyś mnie zawodzić?
- Z przyjemności. - Stwierdzam. - To przecież robią zdrajcy: karmią się przyjemnością ze zdrady.
- Być może. - Odwraca się w moim kierunku. - Wydaje mi się jednak, iż nie jesteś zdolna do czegoś takiego. Któż by bowiem poświęcał się dla życia innych, gdyby nie miał dobrych zamiarów?
- Nie wiem, Panie. - Wzruszam ramionami i opuszczam głowę. - Mimo wszystko jestem bardziej niebezpieczna niż godna zaufania...
- Nie zgadzam się z tym. - Zatrzymuje się i wbija we mnie spojrzenie. - Większość wampirów nie wytrzyma doby bez krwi, ale Ty jesteś inna. Dlaczego więc miałbym nie dokarmiać moich ludzi?
- Nic nie rozumiem.
- Nie zawsze wszystko rozumiemy na pierwszy rzut oka. - Zauważa. - Zastanów się nad tym, a tym czasem ja wręczam Ci to, jako prezent.Książę Jorh odpina pas z długim sztyletem ze złotą rączką. Wygląda na zupełnie nowy i przeznaczony na podarunek. Ta rączka kończy się rubinami. Na ostrze jest założony pokrowiec z czarnej skóry, z której jest również wykonany owy pas. Nie widzę ostrza.
- To dla mnie? - Przyglądam się dłoni księcia trzymającego przedmiot. - Dlaczego mam to przyjąć?
- Możesz to uznać za dobrowolny podarunek lub za królewski rozkaz. - Jorh uśmiecha się lekko. - Wolałbym jednak nie zmuszać Cię do przyjęcia go.
- Jest z żelaza? - Pytam, ale orientuję się, że nie powinnam. Jeżeli dostaję prezent od księcia elfów, to wcale nie wypada mi pytać czy to ostrze może go zabić.
- Myślę, że dowiesz się w swoim czasie. - Bierze moją dłoń i kładzie na niej podarunek. - Mogę Ci zagwarantować, iż nie jest niebezpieczny dla Twojej rasy.
- Dziękuję Panie. - Oglądam uważnie broń.
- Myślę, że Twój ojciec nie ucieszy się na widok tego co zabierzesz ode mnie. Zawiąż go pod suknią lub włóż do cholewy buta.
- Dobrze. - Upycham narzędzie do buta.
- A teraz zgodnie z obietnicą, odprowadzę Cię do rodziny.
- Dobrze książę.•••
Bal królewski skończył się o szóstej nad ranem. Jestem wykończona zdarzeniami tej nocy, jak i niezręczną i cichą drogą do naszego dworku. Jednak na tym się nie skończyło.
Od razu po powrocie do domu zostaję zaproszona do biura Hriven'a. Szykuje się poważna rozmowa, a ja dałabym wszystko, by jej uniknąć.
Hriven rozsiada się w fotelu w rogu pomieszczenia. Podpiera się ręką o czoło. Mi karze stać przed sobą bez ruchu. Myśli.
- Dlaczego ja muszę użerać się z tak niewdzięcznym dzieckiem? - Mówi próbując wzbudzić we mnie poczucie winy. - Czemu akurat mnie tak ukarano?
- Nie wiem ojcze. - Patrzę mu prosto w twarz. Nie unikam kontaktu wzrokowego, gdyż oberwie mi się za lekceważenie go.
- Też tego nie rozumiem. Czym ja sobie zawiniłem? - Marszczy brwi. - Dlaczego musisz być taka nieokrzesana i denerwująca?
- Nie wiem ojcze.
- Ah, nie wiesz. - Podnosi wzrok. - A czy Ty cokolwiek wiesz?
- Możliwe.
- Możliwe... - Uśmiecha się. - Czyli nawet nie wiesz czy coś wiesz? Ależ jesteś głupia.
- Nie chciałam zrobić Ci problemu. - Mam wrażenie, że lekko drga mi głos.
- Lecz zrobiłaś go. - Markotnieje. - Jaką karę mam Ci dać? Może masz jakąś propozycje?
- Uszyję nowy garnitur dla króla Gabriel'a. - Proponuję licząc na lekką karę.
- Dobry pomysł, lecz skąd będziesz wiedziała jakie mają być jego wymiary?
- Zapytam nadwornej krawcowej.
- Dobrze. Daję Ci trzy pełne doby, 72 godziny i ani minuty dłużej!
- Przepraszam ojcze.Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się w stronę mojej komnaty.
- Podrywaczko wredna! - Słyszę Aroel. - Zabrałaś mi księcia! Jeszcze tego pożałujesz!
Nie odpowiadam. Brnę nadal przed siebie i nie czekam na jej kolejne złe słowa. Zamykam drzwi i wyjmuję z buta sztylet.Oglądam rączkę. Musi być bardzo kosztowna i nawet nie wyobrażam sobie jaki drogi był materiał, z którego została wykonana.
Wyciągam ostrze z pokrowca. Po za mieczykiem z pochwy wylatuje mała, poskładana karteczka. Podnoszę ją z podłogi i otwieram.
„Ostrze sztyletu zostało wykonane z wszystkich surowców jakie mogą zabijać w tym świecie, po za drewnem. Jest to mieszanka m.in. żelaza, złota, srebra i wielu więcej.
Jeżeli jesteś zainteresowana pracą dla mnie i jeżeli przemyślałaś wszystko, przyjdź jutro do pałacu Mafilon, a nie pożałujesz. Pamiętaj, aby nikt nie dowiedział się o Twoim zniknięciu.
Jego Wysokość
Książę Jorh"Ciekawe. Czy książę naprawdę liczy na moją obecność w pałacu i na to, iż zgodzę się dołączyć do jego drużyny?
Oglądam ostrze. Czy naprawdę ten nożyk jest w stanie zabić każdy rodzaj stworzeń? Byłoby cudownie...
Zadbam o to, aby nikt nie zauważył mojego zniknięcia...Garnitur sam się nie uszyje...
CZYTASZ
Beneath the Moonlight
FantasyAshley, dziewczyna, która została tajną strażniczką królewską, musi za wszelką cenę uratować swojego władcę. Na dodatek, nagle w jej życiu pojawia się dziwny chłopak, który liczy na jej pomoc. Opowieść o odwadze i poświęceniu. Wejdź do świata luksus...