Rozdział Dwudziesty Drugi

13 3 0
                                    

- No dobra, - Lafi pociera nerwowo czoło. - zrobimy tak: Recher, idziesz ze mną. Musimy złapać tych idiotów...
- Dobra. - Recher uśmiecha się i podciąga rękawy.

- Czekajcie, czekajcie! - Zirh wchodzi pomiędzy nich. - Dlaczego niby chcecie się tym zająć? Przecież od tego jest straż, prawda?
- Może dlatego, że to nasza robota? - Staję obok niego. Milczenie trwa pare długich sekund. - No co?
- Nikt mu nic nie mówił o „robocie". - Lefi drapie się za uchem.
- Ale przecież gadaliście kiedy przyszłam! - No to trudno, Zirh wie o tym, że pracujemy w obronie królestwa. Ale co z tego? Przecież z chęcią nam pomoże.
- O czym jest teraz mowa, ponieważ niczego już nie rozumiem! - Zirh podpiera się jedną ręką o laskę. - Może to ze mną coś jest nie tak... właściwie to sporo jest ze mną nie tak... ALE NIC NIE ROZUMIEM!
- No... - Próbuję wybrnąć z sytuacji.
- Dobra, przydasz się więc Ci powiemy. - Ucina Lafi.
- Śmiałeś sądzić, że się nie przydam? - Zirh udaje oburzonego. - Czuję się odrzucony...
- Pracujemy, WSZYSCY, dla księcia Jorh'a. - Tłumaczy Recher. - Musimy mu pomóc.
- Ah, czyli dlatego mordowaliście wilkołaki na balkonie?
- Że co proszę!? - Recher mierzy nas wszystkich spojrzeniem.
- To teraz nie istotne. - Ucisza go elfka. - Musimy coś zrobić, aby Sheil nie zdobył korony, a Jorh przeżył.
- To nie będzie łatwe. Wiecie o tym, czyż nie? - Król Balkratów uśmiecha się zagadkowo.
- Jasne, że wiemy. - Trącam go w ramię. - Po to to robimy, lubimy wyzwania.
- Dobrze, tak więc pomogę Wam. - Śmieje się Zirh. - Będę w ten wieczór wyjątkowo łaskawy... To cóż mam czynić, no?
- Pójdziecie razem z Lefi odebrać koronę. - Mówi Lafi spokojnym tonem.
- Ale jak mamy to zrobić? - Dziwi się Lefi. - Przecież ma ją Sheil, a Fecher nadal stoi z tą swoją kuszą i celuje we wszystkich naokoło!
- Zrobicie to dopiero wtedy, gdy my obezwładnimy oprawców. - Tłumaczy elf.
- Mi to odpowiada. - Obraca laskę w dłoni Zirh. - Jak już mówiłem, lubię mordować.
- Wiemy. - Przewracam oczami. - A co ze mną?
- Ty pomożesz Jorh'owi.
- Jak mam to zrobić?
- Podasz mu jakieś leki albo uleczysz zaklęciem... - Zastanawia się Lafi. - Napewno coś da się zrobić!
- Najpierw musisz pomóc mu zejść z podestu. - Zauważa Recher. - Lecz to nie powinno być trudne, bo przecież jeszcze nie jest w tak złym stanie...
- JESZCZE. - Chwyta go za słowo Lafi. - Za chwilę już będzie.

- Braciszku!!! - Czuję jak ktoś odpycha mnie na bok, przywierając do boku Zirh'a. - Co się dzieje? Chcę do domu!
Wszyscy obserwujemy małą złotowłosą istotkę bacznie.
Jest to młoda, niziutka dziewczynka, o granatowych oczkach i białej, lekkiej, letniej sukieneczce. Na wierzchu niedbale zarzucono jej ciemny puchaty sweterek. Do tego ubrane ma ciemne lakierowane buciki.
- Heej! Wszystko w porządku?- Zirh kuca przed nią. Wygląda to nieco zabawnie, ponieważ jest conajmniej metr wyższy od niej (najśmieszniejsze jest to, że nie jest ona aż tak niska...). - Nie masz czym się martwić Siwich! Zrobię tak, żeby było dobrze!

Czuję dotyk na ramieniu. Odwracam się, by zobaczyć za sobą brata Zirh'a. Abirh wygląda tak jak na ostatnim balu z tą jedynie różnicą, że tym razem ma na głowie ciemny cylinder.
- Co planujecie? - Pyta monotonnie. - Było widać jak bardzo przeżywacie całą sytuację, więc tak pytam...
- Improwizujemy. - Ucinam. - Tak jak zawsze...
- To małe stworzenie to nasza siostra. - Zmienia temat Balkrat. - Strasznie się dzisiaj bała. - Markotnieje jeszcze mocniej. - Naprawcie to jakoś.
- Ależ oczywiście, że naprawimy! - Włącza się Zirh. Podnosi dziecko na ręce i zaczyna obracać się z nim w kółko. - A Wy lepiej idźcie już z zamku. Moje zmysły podpowiadają mi, że nie jest tu dłużej bezpiecznie.
- Spostrzegawcze. - Mówię jednocześnie z Abirh'em.
- Dobrze, uważajcie. - Odbiera z rąk brata, siostrę Abirh. - I nie róbcie niczego głupiego!
- Zrobimy!!! - Krzyczy za odchodzącym Balkratem Zirh.
No to do roboty.

***

Sheil chodzi tam i z powrotem przed tronami. Obserwuje króla, który obecnie stara się (w oszołomieniu) chwycić do ręki złoty miecz. Nie ma innego wyjścia, gdyż nie posiada swojego, a żona nie pozwala mu zbliżyć się do martwego ciała. Uważa, że jej mąż nie odczuwa tak wielkiej straty, jaką jest Dafry.

Beneath the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz