Rozdział Dziewiętnasty

8 3 0
                                    

To dziś.
Dziś odbędzie się ostatni bal z udziałem króla Gabriela jako króla Mafilon'u.
Oczywiście, kiedy odbędzie się bal koronacyjny pozostanie jeszcze chwilę królem, lecz nie na długo. Wtedy pożegna swoją wspaniałą koronę raz na zawsze. Nigdy Mafilon nie będzie już taki sam jak wcześniej. Mimo tego, że książę Dafry będzie z pewnością dobrze zarządzał królestwem, będzie inaczej, agresywniej.
Nie będę oszukiwać, nie podoba mi się perspektywa Dafry'ego jako króla. Zostanie bezwzględnym, bezlitosnym władcą, któremu nie sposób jest się sprzeciwić. Nasz kraj stanie się zapewnie ostry, a mieszkańcy będą drżeć po wymówieniu jego imienia. Czemu? Cóż, Dafry jak już się przekonałam niejednokrotnie, potrafi być, lekko mówiąc, nieuprzejmy dla osób, które mają czelność mu się sprzeciwić. Ton jego głosu jest zimny, a postawa zawsze taka pewna siebie. Jest zupełnym przeciwieństwem ojca.
Ale nie mnie dane jest to oceniać. Ja wykonuję tylko polecenia Jorh'a, nic więcej.
To nie tak, że nie mam głosu. Po prostu dane jest mi pracować dla osoby postawionej tak wysoko, że nie przystoi mi sprzeciwiać się jego zdaniu do tego stopnia, by nie wykonywać poleceń czy wprost wyznać mu co myślę.
A może Jorh jednak zasiądzie na tronie? Może jest jeszcze szansa? Nie Ashley, on nie chce, on nie może, nie pozwolisz na to.., prawda?

Poprawiam po raz ostatni czerwony kwiat liliowca w moich włosach.
Zbiegam po schodach na dół niczym nimfa. Stoi tam już dziwacznie uśmiechnięty Hriven, nadal oburzona Wendi oraz moje rodzeństwo.
Dzisiejszy dzień nie jest ważny tylko dlatego, że idziemy na ten uroczysty bal, lecz również dlatego, iż Hriven pozwoli mi za chwilę zrobić mój pierwszy w życiu portal do pałacu.

Swoją drogą zaszła w nim ostatnio ogromna zmiana. Mój ojciec, Hriven, wampirzy szlachcic, przyjaciel króla zaczął ze mną rozmawiać. Tak, zaczął ze mną rozmawiać. Już kilka razy w ciągu ostatniego tygodnia zechciał przyjść do mnie i oczywiście z wielkim grymasem, ale zapytać czy czegoś mi potrzeba lub jak się czuję. Gdyby ktoś wcześniej mnie poinformował, że mój bunt poniesie za sobą takie skutki, zbuntowałabym się dużo wcześniej.

- Spróbuj. - Mówi stanowczo. - To ten moment.
Wendi wzdycha błagalnie, lecz nim kończy swoje trzecie „ohhh", ojciec mierzy ją wściekłym spojrzeniem.
Staję więc na prostych nogach, otrzepuję ręce, a następnie wyobrażam sobie miejsce gdzie chciałabym się teraz znaleźć. Sala balowa w pałacu Mafilon... Skup się Ash, skup.
Zamykam powoli oczy, by usłyszeć z tyłu ciche śmiechy Aroel. Zamknij się choć raz.
Powoli, ostrożnie wyciągam przed siebie ręce, robiąc dłońmi coś w rodzaju ramki do zdjęć. Następnie, nadal odtwarzając w swej głowie obraz zamku, rozsuwam je na boki. Ciężko opisać jak bardzo mocno jestem w tej chwili skupiona. Mam wrażenie, że mój mózg zaraz eksploduje.

Nigdy nie byłam zbyt dobra w magii. Boję się jej używać, a gdy ktoś pyta czemu, nie wiem. Zawsze myślałam, że po prostu nie jestem wystarczająco dobra, ale teraz myślę, iż nie jestem w tym taka zła. Dlatego właśnie zdecydowałam się spróbować w końcu moich sił w otwarciu portalu. W przyszłości może uratuje mi to życie... może...

Oklask ojca rozchodzi się głośno po korytarzu. Decyduję się spojrzeć przed siebie. Oczy otwierają mi się raz szerzej.
Przed nami wisi świecący fioletowy okrąg wielkości... przerośniętego arbuza.
- Praktyka czyni mistrza. - Chrząka Hriven. Następnie dotyka dłonią moich pleców. - Gratulacje.

Rozsuwa palce, aby otworzyć błękitny portal do pałacu.
Wchodzimy do środka. Ja chyba jestem teraz najbardziej wyprostowana z calutkiej rodziny. Czuję jak rozpiera mnie duma, że udało mi się osiągnąć pierwsze kroki w magii teleportacji.

Rozglądam się po sali w poszukiwaniu kogoś z mych znajomych. Nikogo nie ma wokoło mnie.
- Chodź córko. - Rzecze ojciec. - Pójdź z nami.
Wendi prycha z podenerwowania.
- Co z tobą nie tak, Hriven? - Wypluwa przez zęby. - Czemuż nagle śmiesz poświęcać jej swoją uwagę?
- Bo może jednak na nią zasługuje. - Odpowiada Hriven. - A może nie...
W tym momencie dostrzegam przeciskającego się przez tłum Zirh'a. Wygląda na to, iż właśnie biegnie po coś do jedzenia, lecz jego bieg jest trochę zdesperowany. Kto go tam wie. Lepiej pójść i z nim porozmawiać.
- Nie, nie będę przeszkadzać. - Uśmiecham się do matki. - Pójdę do osób, którym faktycznie na mnie zależy.

Beneath the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz