Rozdział Trzynasty

15 3 2
                                    

Siadam ciężko na krześle w pokoju jadalnianym. Hriven ma dziś swoje urodziny, więc postanowił zorganizować bankiet. Goście siedzą obecnie w ogrodzie przy długim drewnianym stole i zjadają różne pyszności. Na tę okazję mój ojciec udał się z najbliższymi przyjaciółmi na polowanie i upolował jelenia. Czajga przyrządzała go calutki wieczór, a ja oczywiście musiałam jej pomóc. Kroiłam liście sałaty w cienkie paseczki, które wynajęta kucharka, Cloee, ułożyła w około potrawy.

Teraz odpoczywam, nudzę się. Nie ma tu niczego co mogłabym robić. Nie interesuje mnie rozmowa o rodzajach krwi czy o dobrych książkach historycznych z II wieku.

Wzdycham ciężko i opieram głowę o krzesło.
- Panienka zmęczona? - Pyta Czajga wchodząc do pomieszczenia. Niesie na rękach kolejną srebrną tacę. - Czy raczej znudzona?
- To i to. - Stwierdzam. Milczę chwilę i zadaję nurtujące mnie dziś pytanie. - Czujesz się dziś komfortowo?
- Dlaczego nie? - Czajga kładzie tacę na stół i kroi ciasto.
- No wiesz, w tym towarzystwie..?
Sprzątaczka wzdycha ciężko.
- Zapewne czujemy się tak samo... - Nie odrywa się od patrzenia na nóż do krojenia.
- To znaczy? - Spuszczam wzrok.
Czajga chichocze pod nosem.
- A lubi panienka spędzać czas w towarzystwie mężczyzn po 500-ce?
Uśmiecham się szeroko.

Słyszę tupot czyichś pantofelków w holu.
- Panienko Ashley! - Słyszę głos. - List do panienki.
Wbiega do nas Grilina, czyli druga z moich zaprzyjaźnionych sprzątaczek. Właściwie ze wszystkimi pracownikami w dworku mego ojca żyję w zgodzie. Po prostu nie ze wszystkimi mam taki dobry kontakt jak z tą dwójką.
- Napisano, że to z pałacu. - Mówi z przejęciem. - To chyba coś ważnego.
- Pewnie tak. - Zabieram od niej lekko pożółkłą kopertę z pieczęcią zamkową. Odwracam by sprawdzić nadawcę, choć domyślam się kto wysyła do mnie list z pałacu.
„Książę Jorh z pałacu Mafilon" głosi napis na przodzie koperty.
- Jeżeli mogę zapytać, kto z rodziny królewskiej wypisuje do panienki? - Czajga patrzy na moją zadowoloną twarz.
- To nic takiego. - Zapewniam ją. - Po prostu list od znajomego.
Ale z Ciebie idiotka Ash. PRZECIEŻ TAM PISZE, ŻE TO OD KSIĘCIA.
- Od znajomego... - Powtarza Czajga puszczając mi oczko, a ja czerwienię się na twarzy. - No dobrze, poczytaj sobie panienko, a ja zajmę się tą brygadą w Waszym ogrodzie.

Czajga podnosi tacę i rusza do wyjścia z pokoju. Kiedy i Grilina wraca do swych obowiązków, otwieram wieczko koperty. Zaglądam z zaciekawieniem do środka i wyciągam złożoną kartkę z ponownym kaligraficznym podpisem „Książę Jorh"

Otwieram papierek.
„Droga Ashley,
muszę pilnie z Tobą porozmawiać, ale nie jest to sprawa do zapisania w liście. Chciałbym Cię prosić o jak najszybsze spotkanie w pałacu Mafilon. Nie martw się, nic złego się nie zdarzyło, ani Twoje postępowanie nie jest powodem tej wiadomości. Bardzo chciałbym prosić Cię o pewną przysługę. Przyjdź kiedy tylko będziesz w stanie.
Czekam,
Książę Jorh"

On chyba bardzo lubi się podpisywać. Z resztą nic w tym dziwnego, bo gdybym ja mogła przed swoim imieniem zawsze stawiać słowo „księżniczka", mój podpis też widniałby dosłownie wszędzie.
No dobrze, Jorh pilnie chce się ze mną zobaczyć, nie jest to nic złego, więc mam się nie martwić i ma do mnie prośbę. Wcale się nie stresuję.

No dobrze, w takim razie trzeba się urwać z przyjęcia. To chyba nie będzie problem, chyba.
Muszę poinformować mego ojca o tym, że opuszczam nasz dworek. Gdybym w ten dzień, w tę uroczystość wyszła bez informowania go, zabiłby mnie... albo zgniótłby mnie jak śliwkę. Nie wiem co gorsze.

Wychodzę powoli tylnymi drzwiami unosząc przy tym suknię w kolorze ciemnego fioletu. Uderzam obcasami o kamienną dróżkę, ale prawie nikt nie odwraca się w moim kierunku. Prawie.
- Przepraszam! - Zatrzymuje mnie jeden ze staruszków. Mój ojciec ma gust w dobieraniu sobie znajomych. - Pani tu pracuje?
- Nie. Niestety nie. - Kręcę głową, ale głuchawy mężczyzna nie słyszy.
- Cudownie. - Uśmiecha się prawie bezzębnym uśmiechem. Zostały mu tylko dolne przednie zęby i kły. - W takim razie, proszę o szklaneczkę jakiegoś mocnego trunku. O ile solenizant się zgodzi.
- Niestety tu NIE pracuję. - Wyduszam przez zęby. - A teraz bardzo przepraszam, ale nieco mi się spieszy.
- Tak, może być rum. - Mężczyzna odwraca się w kierunku stołu.
- Tatku, ale ona powiedziała, że tu nie pracuje. - Słyszę słodki głosik dochodzący z siedzenia po jego lewej. Widzę obok staruszka siedzącą niską, tęższą dziewczynę o ciemnobrązowych włosach. - Musisz poszukać innej obsługi.
Mężczyzna kiwa głową na boki i grozi dziewczynie palcem.
- Nie mów mi co mam robić. - Wyrzuca nagle. - Jeśli chcesz, możesz sama poszukać jakiejś obsługi. Ja tu posiedzę i porozmawiam z inteligentnymi ludźmi. Ucz się ode mnie!
Dziewczyna wzdycha i wstaje od stołu. Zasuwa krzesło i rusza do naszej kuchni. Chyba wszyscy wampirzy ojcowie mają jakiś problem do swoich córek.

Beneath the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz