Rozdział Dwudziesty Czwarty

8 3 0
                                    

Wychodzę z wieży pewniejszym krokiem niż tam weszłam.
Faktycznie, nie wyglądam już tak cudownie jak na początku przyjęcia, ale moja fryzura wciąż się trzyma.

Drzwi zatrzaskują się same. Huk wydany przez nie zostaje jednak stłumiony, ponieważ obywatele krzyczą z przestrachu lub dopingują w walce moich znajomych z księciem i Fecher'em.

Przez chwilę waham się co powinnam robić. Czy poczekać aż skończą, czy może pomóc?
I tak nie będą mnie tam chcieli, dlatego lepiej zostanę tu gdzie jestem, potem ruszę w ich stronę.
Prostuje się i po raz pierwszy, bez najmniejszych wyrzutów sumienia przyglądam walce, w której nie muszę uczestniczyć.

Cały lewy rękaw koszuli Lafi'ego jest przesiąknięty jego żywo czerwoną krwią. W drgających, lecz silnych dłoniach trzyma Dafry'owy miecz, do kieszeni nieuważnie wepchnął strzałę z kuszy śmiertelnika. Przechodzą mnie ciarki, widząc go w złym, ale pewnym siebie stanie. Najbardziej przejmuję się jego mocno krwawiącym uchem. Zapewne podczas jednego z uderzeń Sheil'a, jego koniuszek został odcięty. Nie musisz się tym martwić Ash, to już nie twój problem.

Na przeciw walecznego elfa ledwo, ale stabilnie stoi najmłodszy książę. Na jego policzku dostrzegam głęboką ranę spowodowaną ciosem przeciwnika. Jego prawa dłoń również jest poprzecinana, a w lewej słabo przytrzymuje swojego rodzaju sztylet. Ciało Sheil'a dygocze mocno, ale widzę na jego twarzy nienawiść, która nie pozwoli się poddać. Jego białe włosy (również pobrudzone krwią) nie są ułożone w żaden konkretny sposób. Najmłodszy książę wygląda na zupełnie oszalałego na punkcie zdobycia korony królewskiej. Czuję, że nie ma zamiaru poddać się nawet jeżeli wszystko straci.

Chwila trwa, a bohaterowie nie stoją wciąż nieruchomi. Lafi jeszcze mocniej zaciska w dłoniach broń.
- Nie chcesz tego zakończyć? - Pyta dysząc. - To nie musi się kończyć w ten sposób.
- Żartujesz!? - Śmieje się ogłupiały książę. Widzę, że desperacko ma potrzebę zabrania już korony. - Planowałem to miesiącami nie po to, by jakiś palant ZABRAŁ MI WSZYSTKO!

Sheil stara się wykonać cios poniżej pasa, lecz Lafi w porę go blokuje. Książę napiera na niego z olbrzymią, szaleńczą siłą, więc Lafi musi (nie patrząc na obrażenia jakie poniesie) przytrzymać ostrze miecze oburącz. Inaczej nie wytrzymałby takiej siły. Korzystając z chwili, gdy syn władcy napiera na niego rękoma, elf podcina go nogami tak, by ten upadł na ziemię. Sheil'owi nie udaje się utrzymać równowagi, dlatego pada na ziemię wypuszczając z dłoni broń. Leży bez sił, nie może się podnieść.
Lafi dyszy ogromnie, ale i tak decyduje się zbliżyć do księcia i przyłożyć mu miecz do gardła.

Elf krwawi coraz mocniej. Bardzo mocno wbił sobie miecz w dłoń, przez co w tej chwili ona krwawi jeszcze mocniej od ucha.

- Koniec. - Wyrzuca dotykając końcówką broni gardła księcia. - Nikt taki jak TY nie powinien dostać korony, „książę" Sheil'u. - Nachyla się w jego kierunku. - Ale ja nie jestem mordercą.
Upuszcza miecz przed nim licząc na to, iż książę nie będzie miał sił wstać. Mylił się.

Sheil wykorzystując moment, nagłym ruchem chcę poderwać się na nogi i zadać cios Lafi'emu. Każdy jego krok był przewidziany.

- Ekhem, - Zirh przykucnięty po lewej stronie księcia, przygląda się zajściu. - nie ma mowy, że gdzieś nam teraz gość wieczoru ucieknie! Proszę uśmiechnąć się do widzów!
Zirh wskazuje zdezorientowanemu księciu mieszkańców, a gdy ten odwraca na kilka sekund głowę w ich kierunku, król Balkratów zadaje mu mocnego prawego sierpowego prosto w policzek.
Sheil spada z podestu z tronami, uderzając czaszką o płytki podłogi.
Lafi uśmiecha się życzliwie.
- No co? - Odpowiada mu spojrzeniem Zirh. - Mówiłem już, że oklasków nie potrzeba? Nie? No więc teraz to mówię.

Beneath the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz