Rozdział Pierwszy

74 6 6
                                    

Siedzę na łóżku. Przeglądam telefon, o którego istnieniu nikt nie może się dowiedzieć. Hriven zgniótłby mnie jak śliwkę. Zdjęcia jakiś gwiazd pop-u i reklamy sklepów, a ja nigdy tego nie doświadczę. Dlaczego? Może dlatego, że to zupełnie inny świat, do którego nigdy nie będzie dane mi należeć.

Do pokoju wskakuje Aroel. Jest bardzo podekscytowana. W końcu to nasz dzień balu. Balu, na którym być może poznamy naszych przyszłych mężów lub przyjaciół, zatańczymy nasz pierwszy taniec, pokręcimy w koło bufiastymi sukniami. Odruchowo wciskam smartfon pod poduszkę.
- Też nie możesz się już doczekać!? - Szczerzy do mnie białe jak śnieg zęby. - Służka właśnie prasuje nasze suknie!
- Cudownie. - Wstaję z łóżka i idę w stronę okna. - Potrzebuje pomocy?
- Chcesz jej pomagać? - Aroel wygląda na zaskoczoną, choć nie jest. Zna mój charakter i wie do czego jestem zdolna. - Lepiej przygotuj już buty i tonę biżuterii!
- Ale napewno? - Odwracam się w jej kierunku. - Jeśli potrzebuje czegoś to mam czas.
- Dobra wyluzuj już. - Siostra kładzie się na moim łożu w pozycji rozgwiazdy. - Kogo poderwiesz? Księcia?
- Ja? - Pytam z nutą drwiny w głosie. - Chyba z kimś mnie pomyliłaś. Ze sobą na przykład.
- Oj, no dobra. - Dziewczyna wywraca się na bok w moim kierunku. - Hriven chciałby, abyś znalazła sobie kogoś. Co powiesz na elfa?
- Nie dzięki. - Opieram się w zamyśleniu o nogi łoża. Nie chcę żadnego elfa ani goblina, wilkołaka ani nawet wampira. Nie chcę mieć męża. Mam inne marzenie: chcę walczyć i do nikogo się nie przywiązywać. Nie chcę mieć rodziny. Chcę dzierżyć miecz w pochwie i zbroję na piersi. Uśmiecham się rozmarzona. - Jeśli chcesz to szukaj sobie kogoś. Mi tego nie trzeba.
- Dobra już. - Aroel wstaje oburzona z materaca i kieruje się w stronę drzwi. - Jeśli chcesz sobie biegać do marzeń to nigdy do nich nie dobiegniesz, a ja znajdę sobie bogatego męża i będę szczęśliwa, wariatko!
- W porządku. - Macham ręką na znak wyganiania jej. Nie mam ochoty na słuchanie kaprysów rozpieszczonej dziewczyny. Sama zaś wychodzę na korytarz i podekscytowana udaję się do pomieszczenia dla służek.

Czeka tam na mnie Czajga, czyli moja ulubiona służąca, sprzątaczka i kucharka w jednym. Kiedy nie było przy mnie Hriven'a, Czajga dbała o to, abym nie chodziła głodna, ani nie biegała w brudnych szatach. Była od niego lepsza milion razy. Ona jedyna się o mnie troszczyła ZAWSZE i ona jedyna kochała mnie ZAWSZE.

- Witaj. - Mówię najpoważniejszym głosem na jaki się zdobędę. - Aroel mówiła mi, że prasujesz nasze suknie na bal.
- Owszem. - Czajga wyuczonym ruchem strzepuje kurz ze swojego fartuszka. - Czy czegoś Ci potrzeba?
- Nie. - Kiwam głową i krążę po pokoju. Uderzam dość mocno obcasami moich kozaczków o drewno, ale Czajga nawet nie odwraca głowy, aby sprawdzić co robię. - Myślisz, że Wendi pójdzie razem z Hriven'em?
- Nie mam odwagi w to wątpić. - Czajga przejeżdża żelazkiem po materiale. Dostała je ode mnie, gdy wróciłam do domu jarmarku rzeczy Deriońskich. Od tamtej pory używa go do prasowania absolutnie wszystkiego. - Wendi to Twoja matka. Szanuj ją, panienko.
- Szanuję. - Przewracam oczami. - Po prostu nie potrafię jej kochać.
- Nie mów tak... - Czajga odkłada żelazko i odwraca się. - Ta kobieta dała Ci życie.
- Wiem... - Kiwam głową, nie potrafię powiedzieć, że mnie to nie obchodzi. Ciągłe bale i imprezy, czy to naprawdę jest ważniejsze od rodziny? Dla Wendi pewnie tak... A co jak ja też będę taka na starość..? - Nie potrzebnie Cię pytałam, przepraszam.
- Nie ma problemu. - Czajga uśmiecha się i kontynuuje swoją pracę.
- A czy Ty wybierasz się na bal? - Pytam naiwnie. Znam odpowiedź. Nie, nie idzie. Hriven nie wziąłby jej ze sobą. Jest tylko starszą kobietą, nie nadaje się tam.
Czajga milczy. Widzę jak jej kąciki ust powoli się podnoszą. Ma tak zawsze, gdy jest jej smutno. To nie jest uśmiech. To coś w rodzaju podniesienia ust.
- Kiedy byłam młodsza, - Zaczyna mówić. - Twój ojciec zabrał mnie tu do pracy. Kusił mnie zapachem Miodowej Jagody, a ja uległam. Ciężko by było się przed jej aromatem uchronić. Tym bardziej, gdy jest się śmiertelnikiem. Przyszłam, więc posłusznie do tego pałacyku i już nigdy nie próbowałam uciec. Miałam tu wszystko czego mi było trzeba. Lepszego życia nie mogłam sobie wymarzyć! Lecz Hriven zawsze zabraniał mi zabaw w towarzystwie magicznych stworzeń. Bał się o mnie. Zależało mu na mnie. Tak więc znasz odpowiedź na swoje pytanie.

Beneath the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz