Rozdział Czternasty

17 3 3
                                    

Nie wiem jak królowi może się chcieć organizować tyle tych wszystkich bali.
Zaledwie dwa dni po moim spotkaniu z księciem Jorh'em odbywa się bal. Śmieszne jest też to, że nawet nie znam okazji z jakiej jest przygotowywany.

Chwilę przed naszym opuszczeniem dworku, Hriven niespodziewanie odwiedza moją komnatę.
Staje wyprostowany jak struna i patrzy na mnie poważnie.
- Ashley, - Mówi ledwo otwierając usta. - nie przynieś mi wstydu.
- To znaczy? - Wsuwam ostatnią wsuwkę we włosy i patrzę w prost na niego.
- Kiedy do mnie mówisz, mów do mnie, a nie wsuwaj wsuwek. - Wyrzuca.
- Wybacz ojcze. - Zakładam ręce za plecami. - Słucham Cię.
- Nie mam zamiaru się za Ciebie wstydzić przed królami.
- Królami? - Wzdrygam się. - Jakimi królami, ojcze?
- Podobno na balu ma być gościnnie kilku dawnych władców oraz władcy dalekich krain. - Hriven patrzy na mnie nadal srogo. - Mamy się z nimi przywitać, nie przynieś wstydu.
Odwraca się i wychodzi.

Kiedy tylko Hriven, mój ojciec, mówi mi, że mam nie przynieść wstydu, zawsze to robię. Czasem się wywracam w ważnym momencie, a innym razem po prostu ruszam ogonem. Sama nie wiem, czy to dla mnie aż takie trudne?

***

Do pałacu Mafilon przybywamy jako jedni z pierwszych gości. Sala jest opustoszała, ale mój ojciec uparł się, że chce mieć czas na powitanie władców i na chwilę konwersacji, nim zewsząd zejdą się goście. Wendi przyznała mu rację i choć nie obeszło się bez jęków i stęków Aroel, znajdujemy się wcześniej w zamku.
Sala nie wygląda jednak zupełnie tak, jak zawsze. Choć nadal przy ścianach znajdują się ławki, a ze wszystkich stron docierają do nas zapachy ciast, mięs i świeżej krwi, jest inaczej. Na samym środku pomieszczenia znajduje się ogromny biały stół z wieloma krzesłami. Do ów stołu prowadzi długi ciemnoróżowy dywan ze srebrnymi zdobieniami. Przy stole dostrzegam siedzących władców dalekich krain, byłych władców (teraźniejszych pomocników króla, lecz w dalszym ciągu władców przypadłych sobie ziem) oraz doradców królewskich. To chyba jednak mamy okazję do balowania. W około króla siedzą książęta. Po lewej Jorh oraz Sheil, po prawej Dafry.

Czuję jak Wendi z pełną premedytacją zgniata moją dłoń.
- Idziemy. - Mówi ze sztucznym uśmiechem. - Nie ociągaj się.
Tak więc idziemy, po chwili wchodzimy na długi różowy dywan i dochodzimy do stołu.

Mam zamiar wykonać jeszcze krok w przód, ale Wendi mnie zatrzymuje i szczerząc ząbki mówi: „Zaczekaj na swoją kolej". Tak więc czekam.

Obserwuję jak przed władcami kłania się nisko Hriven, a następnie poprawia na nosie okulary.
- Bardzo mi miło. - Kłamie jak z nut. - To dla mnie ogromny zaszczyt móc przywitać tak wielu władców samodzielnie.
- Cieszymy się, że nas Pan odwiedził, Panie Hriven. - Król Gabriel wstaje od wielkiego stołu i obejmuje szlachcica ramieniem. - To dla mnie ogromna radość widzieć Pana w tak dobrym nastroju.
- Owszem, bardzo się cieszę na ten bal, Panie. - Moj ojciec skłania głowę przed królem, który teraz trzyma swoją dłoń na jego ramieniu.
- Proszę, niech Pan się rozgości. - Król wskazuje na jedno z wolnych miejsc przy stole. - Chcielibyśmy, by Pan zasiadł z nami do kolacji.
- Ja? - Hriven poci się nieco. - Nie wiem czy jestem wystarczająco dostojnym i odpowiednim osobnikiem, by zasiąść z Panami do posiłku.
- Ależ zachęcam. - Władca Mafilon'u uśmiecha się szeroko nadal wskazując puste miejsce. - Właściwie chcielibyśmy, by zasiadł Pan do stołu z kimś.
- Z żoną? - Wampirzy szlachcic coraz bardziej się stresuje. - Panie, chciałbym grzecznie odmówić, gdyż nie jestem wystarczająco wysokiej rangi, by móc zjadać posiłki w tak wspaniałym towarzystwie.
- Nikt nie mówi tu o Pana żonie, Panie Hriven. Jeden z moich gości chciałby, by do wieczerzy zasiadła z nami Pańska córka, Ashley.

Beneath the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz