Rozdzial 5

499 37 0
                                    

Byłam przygotowana na najgorsze, do gory jechałam jak otumaniona patrzyłam przed siebie nie mrugajac, aż w końcu drzwi windy otworzyły sie na 70 pietrze. Cicho wyszłam ale to i tak nie pomogło, w moja stronę rzuciła sie chorda zombie, zaczęłam uciekac. Schowalam sie w biurze nr 5, los chciał ze było to biuro mojego taty. Rozgladnelam sie nie zwarzajac na otaczające mnie niebezpieczeństwo. Podeszłam do biurka, pochylilam sie i zobaczyłam zakrwawione krzesło. Z niedowierzaniem złapałam sie za moje ciemne włosy i po prostu upadlam. Siedząc bezradnie na podłodze usłyszałam coraz to cichsze odlosy, aż w końcu zrobiło sie całkowicie cicho. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna.
Tom miał ok. 25 lat, w jednej ręce trzymał czarny nóż , druga podtrzymywał kuszę która zawieszona była na jego ramieniu. Brunet o brązowych oczach wydawał sie jakby znał sie na zabijaniu zombie od dawna. Zbliżył sie do mnie i wyciągnął swoją umięśniona rękę, po chwili namysłu złapałam za nia a on pomógł mi wstać. Kazał wyjść z gabinetu, wyszłam i zobaczyłam tyle mnóstwo trupów, potem spojrzałam na niego, lekko sie uśmiechnął i kazał isc do windy. Zajechaliśmy na sam dol, nie romawialismy, tzn on nie rozmawiał ja zapytałam go pytaniami lecz na żadne nie uslyszlam odpowiedzi. Na dole czekali na nas inni ludzie, było ich tam ok. 8. 3 kobiety, 2 dzieci i 3 mężczyzn.
Jedna z kobiet- Marika, miała ok 50 lat obięła mnie ramieniem i mocno przytuliła. Widziała w moich oczach smutek dlatego wolała nic nie mowic i to samo gestem pokazał innym. Po chwili Tom szturchnął Marike i pokazał na zbilzajaca sie grupę zombie. Nie chcieli ich zabijać, wiec po prostu wszyscy po cichu lecz w pospiechu odeszlismy spod wieżowca. Udaliśmy sie na zachód. Wtedy byłam spokojna o to ze nie jestem sama. Miałam racje.

A potem? SmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz