Rozdzial 18

149 15 1
                                    

Wyruszyliśmy juz kilka minut po śniadaniu, wzięliśmy jedno auto, to najbardziej zatankowane. Musieliśmy znaleźć paliwo i jedzenie, to było najważniejsze. Dylan kierował, a ja zaczęłam mowic. Kiedyś chciałam zostać pychologiem i miałam jakies pojęcie o pomaganiu ludziom w trudnych sytuacjach.
Długo rozmawialiśmy, aż w końcu dojechaliśmy na miejsce, kiedy chciałam wysiąść Dylan zamknął drzwi i przytrzymal bym ich nie otworzyła, spojrzał sie na mnie i podziękował za wszystko poczym czule przytulil. Sprawiło mi to sadysfakcje bo wiedziałam ze był uparty i nie łatwo takiemu pomoc.
Wyszliśmy z auta i podeszliśmy do ogromnego supermarketu o nazwie "pony market" był to ulubiony sklep mojego taty, stawiałam sie coraz silniejsza ale i tak nie pozwoliło mi to na nie urojenie żadnej łzy...
Weszliśmy do środka, wydawało sie ze nikogo nie ma wiec poszliśmy dalej, do toreb pakowalismy wszystko co potrzebne, nie było tego duzo ale i tak lepsze to niż nic, mieliśmy jedzenia wystarczająco na kilkanaście dni były tam tez leki które także musieliśmy zabrać, torby mieliśmy pełne od wszystkiego, ale w takich czasach nie zna sie umiaru. Wychodząc z działu mięsnego uslyszlam ten charakterystyczny jęk, przeraziłam sie i szybko chwyciłam za nóż, zobaczyłam dylana stojącego za mna rownież przygotowanego do walki, delikatnie wychylilam głowę i zobaczyłam grupę zombie, a dokładnie dwie, nie widzieli nas ale odcięli od wyjścia. Postanowiliśmy na trzy wyjść zaczęłam odliczać.
Raz...
Dwa...

A potem? SmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz