Rozdział 4

376 12 13
                                    


Nastał ranek. Vincent obudził się trochę w szoku. Ja natomiast leżałem obok niego, żeby nie był zdenerwowany, gdy odkryje, że nie spałem.

To łóżko było tak ogromne, że zmieściłby się tu jeszcze Dylan. Vince wstał i przykrył mnie kocem myśląc, że śpię. Udawałem.

Mój starszy brat podszedł do okna i odsłonił zasłony, które zasunąłem w nocy. Odebrał jakiś ważny telefon, a ja postanowiłem wykorzystać moment.

Vincent wyszedł na korytarz, a ja wyciągnąłem te pierdoloną żyletkę z kieszeni. Wiedząc, że nie mam dużo czasu zrobiłem trochę ran i zabandażowałem jakimś opatrunkiem z szafki.

Widząc, że Vince wraca szybko zakryłem rękawy bluzy i udawałem zaspanego. Brat podszedł do mnie i usiadł obok.

-Witaj, Shane. Wyspałeś się?
-Można tak powiedzieć, a ty?
-Ja jestem wyspany, ale... Można tak powiedzieć? Może się jeszcze prześpisz?
-Nie. Chcę do domu.
-Pójdę do lekarza i zaraz wracam.

O już go nie było. No duch, a nie mówiłem? Wrócił po chwili. Napewno duch jakiś.
-Lekarz powiedział, że twój stan jest dobry, a więc dziś możesz wrócić do domu. Nie będziesz chodził do szkoły przez trzy tygodnie, lub dłużej.

Kiwnąłem głową i poderwałem się z łóżka. Rękawy mojej bluzy odsłoniły się, więc było widać bandaże na nadgarstkach, a z racji tego, że Vince jest bardzo spostrzegawczy od razu spytał:
-Co to jest?

Kurwa...
-Nic takiego...- mruknąłem.
Vincent podszedł do mnie i odsłonił mi rękawy bluzy.
-Shane... Potrzebujesz terapii, żeby przestać...
-Nie! Będzie jeszcze gorzej! Nie wysyłaj mnie nigdzie!

Vincent popatrzył na mnie porozumiewawczo. Kiwnął głową i wyszliśmy z budynku. Vincent zadzwonił zapewne po Tonego.

Już po chwili podjechało moje granatowe Lamborghini i mogliśmy się udać do domu. Wsiadłem od strony pasażera obok Tonego.

Vince usiadł z tyłu i rozmawiał z kimś przez telefon. Tony popatrzył na mnie i spytał:
-Jak się czujesz?
-Dobrze.
-Yhm.

Niby Tony prowadził, ale w tym momencie w ogóle nie był skorpiony na drodze.
-Uważaj!- krzyknąłem, gdy zauważyłem, że Tony prawie zjechał na drugi pas, czyli pod prąd.

Natychmiast naprostować samochód i się uspokoił.
-Wybacz, rozkojarzyłem się.

Kiwnąłem głową i patrzyłem przez okno. Leśny obraz przewijał się za szybą, gdy w końcu dojechaliśmy do domu.

Tony zaparkował przed budynkiem, abym mógł łatwiej dostać się do środka.

Wysiadłem z auta i wszedłem do rezydencji. W progu powitał mnie Will, który pomógł mi się dostać na kanapę.

Opadłem na miękkie poduszki i odetchnąłem z ulgą. Niektóre kule przeszły na wylot, a niektóre nie. Mimo to nie czułem już bólu.

Do moich uszu dobiegł dźwięk kroków. Po chwili w salonie zjawiła się Aurora wraz z Hailie. Widocznie Aurora narazie mieszka u nas, ale nikt mi jeszcze o tym nie powiedział.

Bez słowa obie dziewczyny przytuliły mnie. Opowiedziałem im, oczywiście bez szczegółów, żeby ich nie wystraszyć, większość tej historii.

Hailie postanowiła z Aurorą, że upieką mi babeczki. Uśmiechnąłem się choć wiedziałem, że i tak ledwie co wcisnę w siebie jedną sztukę.

W tym czasie Will podał mi śniadanie. Grzebałem w jedzeniu i to co trafiło do mojej buzi przeżuwałem powoli i z niechęcią.

W końcu odstawiłem talerz i powiedziałem w myślach :
Dość! Dla tego tak się dzieje? Może poczytam, albo coś i się uspokoję. Tak, to jest dobra myśl!...

---------------------------------------------------------

Hejaa! Wlatuje czwarty rozdział! Dzisiaj podejrzewam dużą wenę co oznacza sporo rozdziałów! Wyczekujcie kolejnych! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸💋

(520 słów ♥️)

Shane Monet. W ramionach wolności (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz