Rozdział 19

212 5 21
                                    


Zamknąłem notes, a on spytał:
-Piszesz książkę?

Wszystkie twarze momentalnie zwróciły się na mnie. Byłem czerwony jak pomidor.
-Nie wiem...

Chwilę pogadaliśmy, a ja wróciłem do pisania.

                          Prolog

W dole usłyszałem dziwek tłuczonego szkła. Szybko zbiegłem na dół. To... Mój przyrodni brat? Szkło leżało wokół pomiędzy nim, a jakąś postacią.

Celował bronią w moją siostrę. O nie!
Stanąłem zasłaniając ciałem dziewczynę.
-Czego chcesz?!- warknąłem.

-Haha zabawne pytanie... Cóż... Twojego cierpienia.
-Co ja ci zrobiłem?
-Zabrałeś mi ojca?!

Widać było, że broń jest prawdziwa i mój przyrodni brat w każdej chwili gotów był nacisnąć spust.
-Nie bądź głupcem! To on wybrał życie z moją matką! Poza tym twoja go nie kochała! Miała inną miłość głąbie!

Parsknął.
-Ale dzięki niemu byłbym bogaty! Tak jak wy teraz! Piękna willa, najlepsza szkoła, prywatny basen... Mam wymieniać dalej?!

-Dostajesz 10 tysięcy miesięcznie od ojca! Mało ci?
-To? To idzie na prochy.
-Nie dość, że głupi to narkoman.

Szepnąłem do siostry:
-Uciekaj na górę i zamknij się w szafie.

Wyjąłem z szuflady najprawdziwszą broń i odbezpieczyłem ją. Lufę wycelowałem w nogę mojego brata.

Strzał... Ja i on... Dostałem w brzuch, on jakimś cudem w ramię... Upadłem z głośnym krzykiem. On stał i triumfował nade mną z pistoletem.

Strzał... Trafił w moją rękę. Ja zaś strzeliłem prosto obok jego bijącego serca. Padł na podłogę...

Potem tylko krzyki i sygnał karetki...

Narazie zamknąłem notes i schowałem do plecaka. Podjechała pani z przekąskami. Wzięliśmy z Ethanem frytki i zajadaliśmy się.

Gdy skończyliśmy zostały jeszcze dwie godziny lotu. Gdy Ethan poszedł do łazienki ja wyjąłem żyletkę, którą zawsze miałem ze sobą i pociąłem się.  Szybko zakryłem rękawy i wziąłem się za czytanie książki.

- Dasz mi poczytać swoją książkę? Proszę, malinko...- szepnął błagalnie.

Podałem mu notes trochę zawstydzony... Gdy oddał mi zeszyt powiedział :
-Zajebiste. Powinieneś takie coś wydać.
-Zobaczymy.

Uśmiechnąłem się. Minął czas lotu. Gdy lądowaliśmy wtuliłem się w mojego kwiatuszka. Wysiedliśmy i chwilę potem były po nas dwie taksówki.

Pojechaliśmy do wypożyczali i tam wypożyczyliśmy jedno auto i trzy motory. Pojechaliśmy do prywatnego hotelu gdzie byliśmy sami.

Rozpakowałem się w pokoju z moim kwiatuszkiem. Obok mieli pokój Vince i Will, a po drugiej stronie dziewczyny.

Niedługo miał być zachód słońca, więc postanowiliśmy się wybrać na plażę. Spakowałem to co potrzebne i poszliśmy. Ethan rozłożył koc itp., a ja żeby się odstresować od razu wskoczyłem do wody.

Z wysokiego głazu, bo czemu nie? Pływałem, a po chwili dołączyła reszta. Planowaliśmy dzisiaj iść do pizzerii i potem obejrzeć film w hotelu.

Wtedy zauważyłem coś niesamowitego... Wicher i... Jego całe stado! O mój boże! Wicher wbiegł do wody i od razu przypłynął do mnie. Pięknie wyglądał. Przytuliłem się natychmiast.

Zauważyłem, że ma jakieś dziwne otarcia, z których leciała mu krew. Wyszłem z nim więc na brzeg i Vince zobaczył co to.

-Tak się dzieje, gdy są w długiej podróży. Nie martw się. To zaraz zniknie. - wyjaśnił.

Posiedzieliśmy chwilę na plaży, potem zjedliśmy pizzę i obejrzeliśmy film. Po powrocie do pokoi długo nie mogłem zasnąć mimo, że leżałem obok Ethana. Objął mnie ramieniem.
Usnąłem...


---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje dziewiętnasty rozdział! Nie wiem czy się wyrobie w jeszcze siedmiu rozdziałach! Najwyżej będą dłuższe! No i jeszcze epilog! Zapraszam do czytania! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸💋

(500 słów ♥️)

Shane Monet. W ramionach wolności (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz