Rozdział 14

270 7 36
                                    


Siedzieliśmy tak całą rodziną. Nawet tata dołączył. Nagle zadzwonił telefon. Komórka wibrowała w mojej kieszeni.

Wyjąłem ją. Nieznany numer... Odebrałem i włączyłem głośnik.
-Halo?
-Dopadnę cię Monet... Dopadnę... Zapłacisz mi za nich... Znajdę cię... Strzeż się...- rozbrzmiał opętańczy śmiech i rozmówca się rozłączył.

Jeden z wielu ludzi Smitha! Na sto procent! Chcę się zemścić za swojego "Przyjaciela".

Komórka wyleciała mi z rąk. Upadła i szybka rozbiła się. O nie...

Podniosłem telefon i odstawiłem na stół.
-Spokojnie, póki jesteś z nami nic ci nie grozi. -powiedział mój najstarszy brat.

Pokiwałem głową i dalej oglądaliśmy film jedząc niezdrowe rzeczy. W pewnym momencie Hailie odpłynęła. Ojciec tak samo. Potem Will.

Został tylko Vincent i ja. Po chwili ja też usnąłem...

                            ***

Obudziłem się przykryty w tym samym miejscu, na którym usnąłem. Vincent też się obudził po chwili.

-Cześć, Shane. - uśmiechnął się.
-Siema, młody.- odezwał się Will, który też się obudził.

-Siema. - wstaliśmy i poszliśmy się przebrać do swoich pokoji. Ubrałem luźne czarne dresy i białą podkoszulkę.

Wróciłem na dół i moim oczom ukazało się coś... Vincent w dresach i koszulce?! Co do chuja?! Kto go zepsuł?! A no tak chyba ja. Hah.

Cam poszedł na relaks do sauny, a potem do pracy. My zaś robiliśmy śniadanie. Jajecznica była wszędzie hah!

Zasiedliśmy do stołu i zjedliśmy. Potem poszliśmy na siłownię. Ja pomogłem Hailie trenować coś lekkiego.

Vincent i Will gadali między sobą. Było super. Ale...

Co jeśli to tylko sen?

Co jeśli to się nie dzieje naprawdę?

Może to się dzieje w mojej głowie?

Oczywiście, że to się dzieje w mojej głowie, ale czy to znaczy, że nie naprawdę?

W końcu starsze rodzeństwo zawołało nas.
-Mamy pomysł.
-Jaki?
-Dzisiaj jest wyjątkowy dzień...

Co?
-Vincent w tym dniu upił mnie. - powiedział Will.

HAHA! Wiem co się szykuje.
-Jedziemy dziś do Opery i ty Hailie z Shanem również.
-Superr! - krzyknęła młoda.

-No ale dopiero wieczorem. Teraz mamy cały dzień dla siebie. Jutro pakujemy się, a następnego dnia lecimy do Hiszpanii.

Wyszliśmy już z siłowni i poszliśmy na basen. Każdy z początku pływał, bo upał dawał się we znaki.
-Zajebiście. - powiedział Vincent.

Hah przykład dla Hailie. W życiu.  Hailie była zszokowana, ale się uśmiechnęła.

Popływaliśmy trochę i poszliśmy na łąkę. Wsiadłem na Wichra, a Hailie posadziłem na innej siwej klaczy. Biance.

Will wsiadł na Azula, tego kasztanowego, a Vincent wsiadł na karego Achillesa.

Od dzisiaj ja, Hailie, Will i Vincent mamy własne konie! Super!

Jeździliśmy po polanie rozmawiając i śmiejąc się. Zdziwiło mnie, że Vincent jechał stojąc tak jak ja.

Wow. W końcu wróciliśmy do domu i świetnie się bawiliśmy przygotowując obiad. Zrobiliśmy coś w stylu zapiekanki hah!

Zjedliśmy i poszliśmy się już przygotować do Opery. Pewnie posiedzimy tam przez resztę dnia i wrócimy do domu, żeby obejrzeć film i usnąć na kanapie. Od niedawna to nasza codzienność nie licząc Opery.

Ubrałem czarne Jeansy i czarny podkoszulek z nadrukiem Nike. Wziąłem białą bluzę na wszelki wypadek i włożyłem białe Nike.

Do kieszeni spakowałem elektryka, telefon i pieniądze. Wyszedłem z pokoju, a tam ujrzałem coś niesamowitego, a zarazem zajebistego!...

---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje czternasty rozdział! Wiem, obiecałam w nocy, ale odpłynąłam, wybaczcie. Dzisiaj wleci jeszcze kilka rozdziałów. Zapraszam do czytania! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(500 słów ♥️)

Shane Monet. W ramionach wolności (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz