Epilog♥️

303 11 27
                                    


Minął tydzień od jego śmierci... Nie potrafię się z tym pogodzić, więc zabije się dla mojego kwiatuszka.

Siedzę tydzień cały czas przy ich grobie. On jest pochowany obok Wichra...

Wziąłem jakieś tabletki i przedawkowałem o wiele za dużo. Popiłem wódką i podciąłem żyły. Wziąłem pistolet do ręki i strzeliłem w brzuch w serce i głowę!

Opadłem na ziemię... Umarłem...

Moja dusza wzniosła się do góry, a ja widziałem swoje martwe ciało w dole...

I nagle zobaczyłem ich jak żywych. Ethan i Wicher. Stali naprzeciwko mnie. Za nimi była wielka brama.

Na niej widniał napis:
Raj Monetów i ich sprzymierzeńców.

Wow! Brama się otworzyła i wkroczyliśmy. Nasza Willa! Pensylwania! Wow!

Powitała mnie pewna czarno-czerwona postać. Była moją patronką! Wiadomo skąd te kolorowe łzy!
Ale... Mojego rodzeństwa jeszcze tu nie było... Za to widziałem...

MAME

Podbiegłem do niej i wpadłem jej w ramiona.
-Tak strasznie mi ciebie brakowało!

Zaprowadziła mnie do domu tam gdzie była mama i babcia Hailie... Znów było tak jak dawniej...

Po wielu latach dołączyło do nas całe rodzeństwo. Odziwo dla nas to było kilka dni, a dla nich kilkadziesiąt lat. Jednak każdy kto tu trafił był z okresu kiedy umierałem ja! Nie widać było siwych włosów! Było wszystko tak jak dawniej!





                       KONIEC!

---------------------------------------------------------

Hejaa! Wlatuje epilog! Błagam nie zjedzcie! Cieszę się, że dotrwałam do końca, a wy razem ze mną! Będą jeszcze dwie aktualizacje tutaj proszę zajrzeć! Zapraszam do czytania! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy! 💸❤️‍🔥

(205 słów ♥️)

Shane Monet. W ramionach wolności (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz