Rozdział 22

220 7 49
                                    


Właśnie ubierałem się na pogrzeb Wichra.

Wszystko na czarno. Wyszedłem pierwszy. Pogrzeb był za pół godziny, ale ja chciałem popatrzyć jeszcze na niego i się z nim pożegnać.

Usiadłem obok i zacząłem płakać. Nagle poczułem coś. Oddech. Boże!

Przede mną stał duch Wichra! Przemówił ludzkim głosem.
-Nie martw się. Kiedy umrzesz będę czekał, a gdy będziesz działał na ziemi będę z tobą.

I zniknął. Przytuliłem się do ciała Wichra W końcu wszyscy przybyli. Zaczęli chować jego ciało do dziury. Zakopali, a ja pomogłem...

Płakałem cały czas. W końcu połozyłem kwiaty na grobie i pominku oraz na obu miejscach zaświeciłem świeczkę.

Posiedziałem z Ethanem do późna, a reszta już się rozeszła.
-Shane wiem, że to nie najlepszy moment, ale nie mogę dłużej czekać.

Klęknął. Ja stanąłem.
-Shane'ie Monecie czy zostaniesz moim mężem?

OMG! Nie wiedziałem co powiedzieć!
-T-tak! - od razu wstał i się pocałowaliśmy.

Boże będę miał męża! I to jeszcze mojego chłopaka i najlepszego przyjaciela!

Jeszcze chwilę posiedziałem sam i pogadałem z Wichrem. Oczywiście w myślach.

Wróciłem do domu i zaczęły się gratulacje. Usiadłem na kanapie wykończony tym pożegnaniem.

Jeszcze płakałem, ale już trochę że uspokoiłem. Tak za nim tęsknię. Był taki ważny dla mnie... Dlaczego to jego akurat spotkało?

Trawiłem słowa jego ducha w myślach.

-Gdy umrę on będzie czekał? Czyli trafię tam gdzie on... Będzie przy mnie gdy będę działał na ziemi? To znaczy, że gdy będę np. Się żenił on cały czas ze mną będzie! Może uda mi się go zobaczyć?

Mówiłem do siebie, a do salonu wszedł Vincent.
-Shane. Ile masz telefonów?

Z początku nie zrozumiałem pytania, ale potem do mnie dotarło. Całe porwanie nagrywali! Akcje na dworze też!

Bez słowa wyjąłem ten telefon z kieszeni i podałem mu. Obejrzał to, a ja myślami odpłynąłem w stronę Wichra.

-Dobrze, Shane. Prześpij się i przepraszam za nieudane wakacje. Niedługo razem na jakieś wyjedziemy.
-Super. Dziękuję Vince...

Przytuliliśmy się, a ja się rozpłakałem.  To było takie opiekuńcze. Coś mnie ciągnęło to tego brata. Chęć rozmowy i zwierzania się.

Usnąłem w jego ramionach. Przyśnił mi się Wicher... Znów przemówił ludzkim głosem.

-Niedługo po wielkiej radości nastąpi fala smutku i żalu... Jeden niewinny zginie z powodu złośliwej przeszkody... I połączy się ze mną w tej krainie. Zaraz po tej osobie zginie ktoś kto nie zniósłby śmierci tego człowieka...

Obudziłem się w ramionach Ethana. Przytulał mnie.
-Hejka, malinko.
-Hej, kwiatuszku.

Zeszliśmy na dół, bo był już ranek. Zjedliśmy śniadanie choć ja ledwo co ruszyłem danie.

Zaraz po tym zajrzałem do Wichra. Posadziłem strokorki w okół jego grobu. Termin ślubu już mam ustalony.

Za miesiąc... Tak się cieszę! Pokazał mi się Wicher.
-Od dziś radość wielka nastąpi w domu twoim, a zarazem smutek zniknie na dwa miesiące. Potem mrok spowije świat i straszna przepowiednia spełni się. Zasiej więc lilie przy moim grobie, abym pamiętał o tej przepowiedni.

Jak powiedział tak zrobiłem. Zasiadłem lilie i posiedziałem przy nim. Płakałem i łkałem.

Zaświeciłem świeczkę i popatrzyłem na pomik. Przedstawiał mnie i Wichra. Tak bardzo chciałbym wrócić do tych dni.

Usnąłem przy jego grobie...



---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje kolejny rozdział! Już nie mogę się doczekać, aż napiszę zakończenie, bo mam taki pomysł! Tylko mnie nie zjedzcie na końcu! Zapraszam do czytania! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(500 słów ♥️)

Shane Monet. W ramionach wolności (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz