Rozdział 3

439 14 18
                                    


Will i Vincent zasiedli po jednej stronie łóżka. Tony i Dylan natomiast po drugiej. Telefon z nagraniem znajdował się na środku łóżka.

Zmusiłem się do tego, aby na to popatrzeć. Słychać było moje krzyki. Wrzeszczałem w niebo głosy!

Boże jak to teraz okropnie bolało!
Vincent w końcu to wyłączył. Rozpłakałem się.
-Przepraszam...- wyszeptałem.

Przymknąłem powieki, a z moich zamkniętych oczu płynęły krwawe łzy. Poczułem na swoim policzku rękę, która je ociera. Vincent.

Will poszedł do dziewczyn. Tony wyszedł na papierosa, a Dylan był w łazience. I tak zostałem sam na sam z moim najstarszym bratem.

-Shane, możemy pokazać to nagranie policji? Obiecuję, że obronie cię jak mogę.
-Możesz... Ja już nie chcę na to patrzeć... Nie chcę tego więcej przeżyć...

W tym momencie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Zacząłem trząść się. Byłem bardzo przestraszony.

Vincent, choć w tym przypadku nigdy by tego nie zrobił, przytulił mnie! Spiąłem się trochę, ale czując jego dotyk rozluźniłem się.

On miał w sobie coś, co odpędzało ode mnie wszelkie złe myśli. Był najlepszym najstarszym bratem na świecie.

Kilka lat temu jeszcze nie przypuszczałem, że taki zamknięty w sobie, lodowaty człowiek może być zdolny do uczuć, lub takich gestów, a jednak

Vincent jest jak pogoda. Nigdy nie wiadomo jaka będzie, ale zawsze powraca ze zdwojoną siłą!

Siedzieliśmy wtuleni w siebie. Nie przeszkadzał mi jego dotyk. Przy nim czułem się bardzo swobodnie.

-Kiedy mogę wrócić do domu?
-Najlepiej by było za tydzień...
-Proszę za dwa dni, albo nawet jutro, błagam...
-No... Dobrze. Dzisiaj to ja zostanę z tobą na noc. Nie mam w tym tygodniu tak dużo pracy.

Uśmiechnąłem się. Kochałem mojego brata mimo iż był chłodny. Ale to zawsze ten kochany Vincent.

Otworzyłem się przed nim i podczas jego wizyty wyznałem mu wszystkie troski jakie do tej pory ukrywałem w sobie:

-Uważałem, że jestem najmniej o ile w ogóle doceniany w tej rodzinie. Zawsze powtarzacie sobie jakieś komplementy. Nigdy jeszcze nie usłyszałem z waszych ust dobrego słowa o mnie.- westchnąłem.

-Zawsze słyszałem, że na dziś wystarczy jedzenia, lub może nie zamawiaj tak dużo. Mieliście rację. Ale przez to popadłem w zaburzenia odżywiania i zaczęły się moje problemy z samookaleczeniem i próbami ucieczki... Kilka razy chciałem się zabić ale stchórzyłem...

Vincent położył swoją rękę na mojej.
-Shane, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Nie ważne co nam się wymsknie. Nie ważne ile zjesz, ile przytyjesz, jak mało będziesz doceniany. Zawsze jesteś naszym bratem i jesteś kochany. Kochamy cię wszyscy i nie pozwolimy, aby stała ci się krzywda. Rozumiesz?

Kiwnąłem głową.
-Odpowiedz słowami.
-Tak, zrozumiałem.

Przytulił mnie spowrotem. Rozmawialiśmy chwilę i zmorzył mnie sen, ale nie zasnąłem. Za to Vincent usnął na krześle.

Przełożyłem go na swoje łóżko, z którego właśnie wstałem. Przykryłem go.
-Śpij dobrze...- szepnąłem.

Podeszłem do ogromnego okna przez, które było widać Pensylwanie nocą. Spojrzałem w górę na księżyc i otaczające go gwiazdy.

W dole było widać lampy, które oświetlały ulicę i światła palące się w niektórych domach. Uśmiechnąłem się wiedząc, że niedługo znów będę jechał tędy moją nową maszyną.

Wtedy nikt mnie nie zatrzyma...

---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje trzeci rozdział! Słuchajcie kochani! Chciałabym w tym miesiącu skończyć pierwszą historię o Shane'ie i Napisać o Tonym, która będzie się składała również z dwóch części! Następny w kolejce jest Vincent! Jego opowieść też zaszczyci nas dwiema częściami! Kto następny? Will, Hailie czy Dylan?Piszcie koniecznie! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(500 słów ♥️)

Shane Monet. W ramionach wolności (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz