Rozdział 7

310 11 33
                                    


No nie! Teraz już wiem co było widać! Świeże rany, które zrobiłem jeszcze w szpitalu! Boże, ale się wkopałem!

-Przepraszam...- wyszeptałem biegnąc do pokoju. Usiadłem pod ścianą i skuliłem nogi. Oparłem czoło o kolanach i wybuchłem płaczem.

Dostałem ataku paniki. Nie mogłem oddychać. Dusiłem się. Panicznie wstałem i zacząłem rozwalać pokój w poszukiwaniu leków.

Kurwa! Zostawiłem je na dole! Pomimo paniki zbiegłem na dół i pobiegłem do kuchni. Byli tam wszyscy i coś do mnie krzyczeli.

Nie słyszałem. Wyjąłem leki z szafki i połknąłem więcej niż powinienem. O wiele więcej. Połknąłem aż 10...

Vincent wyrwał mi pudełko z lekami i widząc mój stan podał mi szklankę wody. Napiłem się i uspokoiłem.

Upadłem z przemęczenia. Will podbiegł do mnie i podniósł. Zaniósł mnie na kanapę i usiadł obok.

Dotknął mojego czoła. Szybko odsunął rękę.
-O boże! Vincent daj termometr!

Po chwili zjawił się Vince i zmierzyli mi temperaturę.
-45 stopni...
-Shane, musimy jechać do szpitala.

Tylko nie to.
-Nie! Nie chcę!- zacząłem się trząść.
-Spokojnie. Wrócimy za chwilę do domu.

Kiwnąłem głową, bo bardzo źle się czułem. Tony zaniósł mnie do auta, a Will i Vincent przybyli po chwili. Zasiedli z przodu. Z tyłu ze mną siedział Tony.

Dylan został z dziewczynami. Dojechaliśmy pod budynek i od razu zabrali mnie na salę.

Lekarz zbadał mnie i opatrzył mi rany. Po podaniu leków powiedział, że mój stan się polepszył i, że mogę wrócić do domu, ale muszę leżeć w łóżku i odpoczywać.

Kiwnąłem głową i wyszedłem na korytarz, na którym czekało moje rodzeństwo. Wszyscy wyszliśmy. Okazało się, że czeka na mnie mój motor.

-Odebrałem go z naprawy. Ja mam nim jechać czy ty dasz radę?- spytał Tony
-Ja pojadę.
-Okey.

Wszyscy wsiedli do samochodu Vincenta, a ja właśnie kask do mojego motoru podałem Tonemu.
-Jesteś tego pewien?

Kiwnąłem głową, a Tony wziął mój kask. Oni odjechali. Ja wsiadłem na motor i odpaliłem maszynę.

Byli może kilka kilometrów ode mnie, a ja i tak ich dogoniłem. Wyprzedziłem ich na całej linii uśmiechając się do siebie.

Wtedy zrobiłem coś co bardzo chciałem. Zjechałem na boczny pas i puściłem kierownicę. Zamknąłem oczy. Motor sam się prowadził, a moje rodzeństwo widziało całą akcję.

Wiedziałem, że będzie pogadanka, ale co mi tam? Spełniam marzenia i nigdy więcej nie dam się zatrzymać.

Jakiś głosik w głowie podpowiadał :
Nigdy nie mów nigdy!
Ja nie słuchałem.

Przejechałem tak kilka kilometrów. Tony wyjrzał przez szybę, a jego oczy się śmiały. Miał szelmowski uśmieszek wypisany na twarzy.

-Dajesz, bracie!- zawołał.
Moje oczy się nie otwierały, a ręce nie wracały na kierownicę. Było jak we śnie.

A co jeśli to tylko sen? Nie! To się dzieje naprawdę! Tu i teraz! I ja to wiem!

Dojechaliśmy do domu. Zaparkowałem.
-Shane, wytłumacz dlaczego byłeś taki bezmyślny.- powiedział Vince.
-Spełniam marzenia, a tego mi nie zabronisz.

Vincent co prawda jest nieugięty, ale w tym przypadku powiedział tylko.
-Uważaj na siebie...

I weszliśmy do domu. Przy stole czekała na nas kolacja. Powiedziałem, że zaraz wrócę i pobiegłem na górę do siebie.

Znów chciałem to zrobić. Pociąć się...

---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje siódmy rodział! Wiem, że obiecałam więcej, ale ostatnio mam urwanie głowy! Zobaczymy, ale najprawdopodobniej jeszcze dziś wleci kolejny rozdział! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(500 słów ♥️)

Shane Monet. W ramionach wolności (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz